Artykuły

Na krawędzi słowa

"Nad Czarnym Jeziorem" Dei Loher w reż. Iwony Kempy w Teatrze Ateneum w Warszawie. Pisze Wiesław Kowalski w Teatrze dla Was.

Dla kogoś kto od lat obserwuje twórczość Iwony Kempy, od Torunia po Kraków, spektakl "Nad Czarnym Jeziorem" nie jest niczym szczególnym czy zaskakującym. W zasadzie można powiedzieć, że Kempa powiela rozwiązania reżysersko-przestrzenne, które można było zaobserwować chociażby w toruńskiej realizacji tekstu Norena "O miłości".

W warszawskim Teatrze Ateneum reżyserka w bardzo podobny sposób prowadzi aktorów, którzy dzięki wnikliwie i precyzyjnie przeprowadzonej analizie dialogów mają szansę na pokazanie tego, jakie emocje towarzyszą bohaterom, kiedy wracają do tragicznych wydarzeń rodzinnych rozegranych kilka lat wcześniej. W ograniczonej przestrzeni Sceny 61, pozbawionej jakiejkolwiek dekoracji i rekwizytów (widzowie siedzą na takich samych krzesłach, jakimi posługują się aktorzy), najważniejsze jest to, co i jak postaci mówią, jak rytmizują słowa, jak budują je w urywane frazy, jak sterują napięciem i jak rozkładają kulminacje oraz akcenty. I to właśnie dzięki aktorom ten spektakl pozostaje tym razem na dłużej w naszej pamięci. Tym bardziej, że Kempa nie stara się rozbudowywać dramatu o dodatkowe czy pozatekstowe sensy i poziomy interpretacji. Kreuje autonomiczną rzeczywistość słowem i precyzyjnym gestem. A to pozwala aktorom nakreślać portrety bohaterów kryjących w sobie tajemnice, które głównie poprzez sformalizowanie języka wcale do przeniknięcia nie są łatwe.

Dea Loher, bo ona jest autorką dramatu "Nad Czarnym Jeziorem", utkała swój tekst ze słów, które przybierają konstrukcję partytury, w której zdania zdają się być niedokończone, jakby urwane w pół, poddane ściśle określonemu rytmowi, a i samo brzmienie nie jest tu bez znaczenia. W rezultacie nie ma tutaj mowy o zwykłej rozmowie, o ciągłości i wyrazistej osi fabularnej, dlatego aktorzy muszą być na siebie szalenie uważni, wyczuleni i zdyscyplinowani. Jedno spóźnione wejście, a cała konstrukcja może runąć, bo nie ma w niej miejsca na jakikolwiek przypadek. Jeśli reżyserka pozwala im na dystans, to ledwie widoczny, ograniczony do spojrzenia, uśmiechu, czy małego gestu. Dlatego można powiedzieć, że każda rola w tym przedstawieniu została zrobiona od początku do końca, również dzięki emocjonalnemu nasyceniu, które ma tutaj całą paletę barw ludzi uczuciowo ułomnych, uciekających przed samotnością, pragnących miłości, nie potrafiących pogodzić się z utratą najbliższych, wciąż zastanawiających się nad winą i odpowiedzialnością. Agata Kulesza, Magdalena Schejbal, Wojciech Brzeziński i Sławomir Maciejewski to zgrany kwartet, który nie może pozwolić sobie na chwilę nieuwagi czy dekoncentracji. I trzeba to docenić, bo doprowadzona do maksimum ascetyczna forma spektaklu, z aktorami na wyciągnięcie dłoni, bardzo łatwo mogła obnażyć ich najmniejszą sztuczność czy nieprawdę. Zaangażowanie i poświęcenie aktorów w tej swoistej psychodramie jest bardzo duże, co daje efekty momentami przejmujące, zwłaszcza wtedy kiedy Loher pozwala przemówić protagonistom nieco dłużej.

W dramacie rozpisanym na cztery głosy dochodzi, po pięciu latach, do spotkania dwóch małżeństw, które połączyła nigdy do końca niewyjaśniona samobójcza śmierć ich dzieci. Okoliczności tego tragicznego wydarzenia nigdy nie zostały rozwikłane, wciąż pozostaje wiele znaków zapytania, niejasności, powątpiewań i wzajemnych podejrzliwości. Wspomnienie tej śmierci powoduje, że Cleo, Else, Johny i Eddie rozpoczynają na naszych oczach, niczym w terapeutycznej salce, dramatyczną, pełną cierpienia i bolesną batalię o przetrwanie.

Niektórym niezwykła energia i napięcie budowane w spektaklu zapewne wystarczą na przeżycie satysfakcjonującego wieczoru w teatrze, a jednak trochę żal, że Kempa nie pokusiła się o bardziej wyrazistą formę i kształt sceniczny, czyli o ekwiwalenty, które uczyniłyby z tekstu autorki "Niewiny" nową wartość. W przypadku niemieckiej dramatopisarki, która najczęściej proponuje opowieści rwane, nierówne czy pozbawione scenicznego lepiszcza, taka strategia dawała niekiedy bardzo ciekawe rezultaty, zwłaszcza w spektaklach Krystiana Lupy, a jeszcze bardziej Pawła Miśkiewicza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji