Pieśń o zagładzie
Nową premierę Teatru Żydowskiego nie sposńb traktować wyłącznie jako zdarzenia artystycznego. Dając sceniczną wersję "Pieśni o zamordowanym żydowskim narodzie" Icchaka Kacenelsona, teatr składa hołd pamięci ofiarom hitlerowskich kaźni.
Czyni to również publiczność, która w skupieniu słucha wstrząsających strof "Pieśni" Kacenelsona. Po ostatniej strofie zalega cisza, światło wydobywa z ciemności majaczące postaci rytualnie odzianych Żydów. Zalega minuta nuta ciszy. Dopiero potem, nieśmiało odzywają się pierwsze oklaski.
"Pieśń o zamordowanym żydowskim narodzie" to utwór niezwykły. Przyrównywany co lamentów Hioba, do "Trenów" Kochanowskiego, nie ma w literaturze pierwowzorów, choć został utrzymany przez autora w ryzach klasycznego wiersza. "Pieśń" to dzieło - świadectwo, poemat pisany przez poetę na skraju fizycznej egzystencji, brutalnie doświadczonego przez hitlerowski terroryzm. Utwór powstał w obozie Vittel we Francji, zachowany dla potomnych w trzech zakopanych butelkach pod pniem sosny. Autor dopełnił swej tragicznej drogi w Oświęcimiu, ginąc wraz z synem w komorze gazowej. Wcześniej w Treblince zginęli dwaj młodsi synowie i tona, a w warszawskim getcie przyjaciele. W tych okolicznościach Kacenelson tworzy pieśń, wbrew wszystkiemu,, szukając w klasycznej mierze wiersza sposobu zapisu zbiorowego mordu, wzywa cienie zakatowanych, śpiewa lament pamięci:
Przyjdźcie tu wysuszeni,
starci jak na żarnie,
Ustawcie się w korowód,
w obręcz jednolitą -
Dziadkowie i rodzice,
i matki ciężarne -
Kości Żydów zmielone
na proszek i mydło.
Ukażcie mi się wszyscy,
zjawcie się przede mną.
Chcę was wszystkich zobaczyć i obejrzeć. Pragnę
Na mój wymordowany
naród spojrzeć niemo -
I zaśpiewać... tak... Harfę
mi podajcie - zagram!
Te dwie strofy z poezji Kacenelsona (w tłum. Jerzego Zagórskiego) oddają ton jego wbrew wszystkiemu zdyscyplinowanej pieśni, w której pojawiają się tradycyjne rekwizyty poetyckie (harfa) i klasyczne środki stylistyczne (zwroty retoryczne, apostrofy). Zderzenie poetyckiej rekwizytorni z przedmiotem opisu, tego co znane, z przerażającym doświadczeniem hitlerowskiego ludobójstwa, rodzi utwór poruszający do głębi. Sięga poeta po motywy starotestamentowe, przemawia językiem proroków, oskarża o zdradę niebiosa, obnaża swoją bezsiłę wobec rozmiaru klęski, ale przecież pieśnią - mimo wszystko - wyraża nadzieję.
Spektakl w Teatrze Żydowskim, przygotowany przez Gołdę Tencer i Szymona Szurmieja, utrzymany został w tonacji rapsodycznej. Przywodzi na myśl rytualny obrządek, co wzmacnia symboliczna scenografia Mariana Stańczaka (żywe światło świec, świeczniki ustawione w załomach gwiazdy Dawida, obrzędowe stroje). Nastrój lamentu podkreślają partie śpiewane. Najważniejsze jednak pozostaje słowo poety, które z pogorzelisk, miejsc kaźni i cmentarzysk - uszło cało.
Trudno przecenić znaczenie tego spektaklu, w którym celowo skromnymi środkami tego twórcy dają nie tylko świadectwo pamięci, ale i żywej troski o przyszłość bez wojen.