Artykuły

Wyczuć pismo nosem

"Maria Antonina. Ślad Królowej" pilgrima / majewskiego w reż. Wojciecha Farugi w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Pisze Tomasz Domagała na blogu DOMAGALAsieKULTURY.

Pomysł był ciekawy, choć nie nowy - biorąc na warsztat postać Marii Antoniny, zbadać alchemię wizerunku znanej postaci i pokazać, jak stopniowo rozjeżdża się z jej prawdziwym życiem. Faruga z Majewskim wydają się przy tym interesować bardziej mechanizmami, które - wbrew temu, co robimy i jak chcemy być postrzegani - ugruntowują jakąś trzecią wersję naszej legendy, po gombrowiczowsku wyrastającą z gęby, którą przyprawiają nam inni. Mówiąc wprost - chcieli się przyjrzeć procesowi tworzenia mitu.

Kompozycja spektaklu opiera się na życiu słynnej królowej opowiedzianym w trojaki sposób. Przez samą królową, poprzez ludzi, którzy mieli wpływ na jej życie oraz poprzez to, co po niej zostało. Narracja samej bohaterki jest pozornie prosta, nieomal banalna - w warstwie tekstu ogranicza się do powtarzania w różnych wariantach słynnej kwestii: "jeśli nie mają chleba, niech jedzą ciastka", przypisywanej jej wbrew prawdzie historycznej i ugruntowującej jej stereotypowy wizerunek rozpieszczonej, żyjącej w zbytku i oderwanej od rzeczywistości celebrytki. W warstwie teatralnej Faruga dzieli tę narrację na dwie części, obsadzając w tytułowej roli dwie aktorki: młodszą, Dorotę Furmaniuk (I część spektaklu) oraz starszą, Małgorzatę Trofimiuk. Rola tej pierwszej zbudowana jest na fizyczności, w oparciu o intensywny ruch, będący być może metaforą walki młodej królowej ze swoją polityczną funkcją, obcym jej francuskim dworem czy światem w ogóle; rola tej drugiej bazuje z kolei na bezruchu, pokerowej twarzy i trwaniu, tak jakby w miarę upływu czasu Maria Antonina całkowicie poddała się wszystkiemu temu, z czym początkowo gwałtownie walczyła.

Narracja o Marii Antoninie opowiadana poprzez jej otoczenie rozpisana jest według pewnego klucza, polegającego na odpowiednim doborze postaci z jej otoczenia. Oprócz rodziny wyeksponowane są te z nich, które pasują twórcom do ich koncepcji, zakładającej łączenie czasów Marii Antoniny z polską współczesnością i pozwalające piętnować im różne zjawiska, z którymi się nie zgadzają. Przykładem postać Beaumarchais, znanego dramaturga, autora "Wesela Figara", który podobno nienawidził Marii Antoniny i pisał na jej temat obraźliwe pamflety. W spektaklu Farugi staje się on symbolem podłości mediów, piszących nieprawdę oraz w sposób krzywdzący zniekształcających wizerunek znanych osób. Wszystko dobrze, ale postać Beaumarchais - prócz rzekomych pamfletów - nie odegrała w życiu Marii Antoniny jakiegoś większego znaczenia. Wygląda więc na to, że Majewski zrobił go jednym z głównych bohaterów spektaklu, bo tak mu pasowało. Strategia ta jednak na dłuższą metę nie wydaje się do końca dobra, widać bowiem od razu, że część postaci wybrana jest z życia Marii Antoniny trochę na siłę, pod tak zwaną tezę. Przez to opowieść o Marii Antoninie - i ta napisana, i ta wyreżyserowana - traci wiarygodność.

Trzecią narrację stanowi to, co po Marii Antoninie zostało, a więc słynne zdanie o ciastkach, pałacyk Petit Trianon, Robespierre (tu znowu "przyszyty" pod z góry wymyśloną tezę i rozbudowany ponad miarę), widowiskowa śmierć na gilotynie, perfumy "Ślad królowej", odtworzone na podstawie osiemnastowiecznej receptury oraz film Sofii Coppoli. Te trzy narracje w sposób bardzo ciekawy się na siebie nakładają i trzeba przyznać, że są bardzo ładnie spuentowane w finale spektaklu, w którym na ekranie widzimy, jak Małgorzata Trofimiuk idzie do swojej aktorskiej garderoby w kostiumie bohaterki, zdejmuje go i wychodzi z teatru. W tym samym czasie bohaterowie spektaklu rozpylają z balkonu perfumy "Ślad królowej", będące w rzeczywistości zwykłym zapachem odświeżającym do toalet. Tak kończy się w dzisiejszych czasach wielki mit. Rola Marii Antoniny w spektaklu - czy sam spektakl w ogóle - ma taki sam status. Choć służy zgłębieniu postaci królowej, kobiety, człowieka, ma takie samo znaczenie w procesie stworzonego już przecież mitu, co zapach do toalet - daje przez chwilę powiew świeżości, ale przecież w istocie nic nie zmienia. Przyznam się, że to pełne goryczy "wyznanie" niewiary Farugi w teatr zrobiło na mnie duże wrażenie.

Oprócz wątku królowej i jej mitu, Faruga i Majewski eksploatowali też motyw rewolucji francuskiej jako metafory "dobrej zmiany". Robespierre w przeciętnej interpretacji Adama Graczyka snuł się po scenie, aby w końcu wejść na widownię "bez żadnego trybu". Trzeba przyznać, że wątek ten - ani odkrywczy, ani nośny, ani dobrze wykonany - jest najsłabszym ogniwem spektaklu. Oto po wyjściu z teatru mamy z otuchą ruszać w przyszłość, bo Robespierre "ścinający" "zdradziecką mordę" - a raczej głowę - Marii Antoniny za jakiś czas sam trafi pod jej ostrze. Niezbyt to odkrywcze i raczej nie powala na kolana świeżością interpretacji.

Przedstawienie wyszło średnie, bo kuleje przede wszystkim tekst, a także błędnie wykonane założenie reżysera. Tekst jest napisany pod tezę, mocno publicystyczny w stylu bardziej encyklopedycznym niż dramatycznym, z cytatami w funkcji dialogów. Wygląda to tak, jakby Majewski chciał napisać coś w stylu Janiczak (niebezpieczne podobieństwo). Wyszło przeciętnie. I papierowo. Teatru tu jak na lekarstwo. Gdzieniegdzie są jakieś zarysy scen z potencjałem, ale najlepiej jest tam, gdzie nie ma tekstu, wszak Faruga na szczęście reżyserować umie. Niektóre sceny są tylko zajawkami, inne - jak niepotrzebna w ogóle w tej historii scena porodu - są rozbuchane do monstrualnych rozmiarów. Nie widać żadnej logicznej przyczyny tego, że jedne sceny są długie, a drugie krótkie, w pewnym momencie wygląda na to, że autor tekstu znudził się opowieścią, bo nagle przyspiesza i zarzuca widownię fontanną dat z historii, napisaną w stylu Wikipedii. To przepełnia czarę goryczy, ten tekst po prostu nie jest dobry, pozbawiony proporcji i dramaturgii, szeleści papierem i zwyczajnie nudzi.

Założeniem Farugi było z kolei to, że "historię królowej przedstawiamy w 11 obrazach. Przez tę fragmentaryczność chcemy pokazać jej życie, nie starając się dociekać jednej prawdy" (fragm. przedpremierowego wywiadu). Szkoda tylko, że owa fragmentaryczność obsesyjnie trzyma się czasowej linearności, a widz zostaje zmylony. Oczekuje jakiegoś tradycyjnego klucza, organizacyjnego tę chronologiczną opowieść, a po fakcie dowiaduje się z wywiadu, że miał to być kolaż fragmentów. Typowy szkolny błąd! Fragmentaryczność o wiele lepiej wygląda, gdy nie jest prowadzona linearnie - wówczas "dziury" i dłużyzny bądź przyspieszenia wyglądają na celowe i świadome, a nie na przypadkowe i niedopracowane.

Mam takie przeczucie, że reżyser to doskonale wie. Są takie momenty w spektaklu, w których aktorzy bezsensownymi czynnościami pokrywają mielizny tekstu i brak pomysłu, co tu teraz zrobić. Przykładem scena, w której Małgorzata Witkowska jako Madame Polignac, opowiadając nam o egzekucji wyżyma mokre szmaty, które spadły do wody w poprzedniej scenie rewolucji. Wygląda na to, że desperacko poszukiwano tu czegoś, co aktorka mogłaby robić w trakcie monologu, a że szmaty leżały sobie cichutko w basenie, więc...

Aktorstwo jest nierówne. Znakomici są zwłaszcza Jerzy Pożarowski (Maria Teresa) i Marian Jaskulski (Ludwik XV). Ten pierwszy brawurowo wciela się w postać "męskiej" cesarzowej, która dzięki swojej sile i charyzmie uczyniła z prowincjonalnej Austrii mocarstwo (świetny pomysł reżysera). Jaskulski z kolei jest w opozycji do Marii Teresy stonowany, ich rozmów, będących w zasadzie listami, słucha się znakomicie, są oni jednocześnie i w kontakcie ze sobą, i poza nim, grają i serio, i buffo - znakomite role. Bardzo starają się też obie aktorki grające Marię Antoninę, Furmaniuk i Trofimiuk, choć przyznam, że łatwo nie mają, bo w tekście często tak zwana "sprawa" spycha je na drugi plan. Trudniej ma oczywiście statyczna w roli Trofimiuk, gdyż w II części "przemazuje" nam się przed oczami dosłownie tylko kilka razy. Swoją "nieobecność" wynagradza nam za to pięknym finałem. Wiarygodny i konsekwentny w roli Ludwika XVI jest jeszcze Damian Kwiatkowski, któremu duże brawa należą się za "scenę łóżkową", kiedy to w obecności całego dworu ma począć syna. Gra tę scenę tak przekonująco, że współczułem mu bardziej, niż Marii Antoninie. Na uwagę zasługuje też wspomniana już Małgorzata Witkowska, za to, że udało jej się przeprowadzić karkołomny monolog i nie polec w walce z wyżymaniem szmat. Scenografia Farugi, przedstawiająca jakiś rodzaj upiornego domku dla lalek, dobrze współgrała z pomysłem reżysera, miejscami jednak dość niebezpiecznie ocierała się o plagiat (na przykład scenografii "Wojny i pokoju" chorwackiego reżysera Tomasa Pandura). Nie zakładam złych intencji, tak czasem w teatrze bywa.

Faruga jest ciekawym reżyserem. Ma znakomite pomysły, niezwykle rozwiniętą wyobraźnię, dzięki której w wizjonerski sposób potrafi przeczytać każdy tekst: dramatu ("Mewa"), powieści ("Lalka") czy historycznej biografii, tak jak w przypadku Marii Antoniny. Brakuje mu jednak czasem wyczucia proporcji tekstu, jego mielizn, czy zaburzonej dramaturgii. Próbuje potem to jakoś reżysersko szyć, ale często pomysły, mające swe korzenie w mocno przeciętnym tekście, same są przeciętne, a jeśli nawet są dobre, to i tak przynajmniej o klasę niższe, niż pomysł reżysera na całość. Lubię teatr Farugi; jest on jednym z nielicznych polskich reżyserów, który za pomocą swoich spektakli stara się prowadzić z widzem prawdziwą intelektualną rozmowę, i choć język tej rozmowy jest ułomny i uboższy niż sama myśl, zawsze warto do tej rozmowy z Farugą zasiąść. Przy spektaklach typu "Maria Antonina" musi też uważać, by nie stały się one kopiami spektakli Jolanty Janiczak i Wiktora Rubina. "Marii Antoninie" do tego blisko, ze wszystkimi tego negatywnymi konsekwencjami. Bydgoski spektakl nie zapisze się w annałach teatru, jako dzieło wybitne, to rzecz pewna, klapą również nie jest. Ot, takie pachnidło dla turystów z Wersalu. Zapach ma wprawdzie intensywny, zwłaszcza zaraz po użyciu, ale niestety szybko wietrzejący.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji