Wernyhora i zjednoczona Europa
Niewiele jest w Polsce teatrów podobnych Staremu, nad którym opiekę sprawują państwowi mecenasi kultury. Warto zdać sobie z tego sprawę na progu jesieni i nowego sezonu, oglądając w nim "Sen srebrny Salomei" Juliusza {#au#126}Słowackiego{/#} w reżyserii Jerzego Jarockiego.
Można się spierać, jaki sens ma wystawianie "trudnego" Słowackiego w czasach, kiedy prawie wszystko oparte jest na komercji. Ano taki - moim zdaniem - że ludzie do takiego teatru, na takiego Słowackiego przychodzić będą albo nie. A na "Sen srebrny Salomei" przychodzą. Czy wystawianie dziś romantycznej legendy konfederacji barskiej, dotykanie mocno bolesnych miejsc w stosunkach polsko-ukraińskich (rzeź Humania, dzieje koliszczyzny) dusznych od mordu wydarzeń 1768 r. ma jakikolwiek sens?
To, że od tych czasów minęło ponad dwieście lat i jesteśmy w nowej również narodowościowo Europie w niczym nie zmienia ciężaru problemu. Całe narody i grupy etniczne wyżynają się dziś z równą zaciekłością, jak ongiś na oczach całej Europy. Europejski fanatyzm, hipokryzja, polityczne usprawiedliwianie okrucieństwa są takie same dziś, jak i przed dwustu laty. To wątpliwy tryumf "Snu srebrnego Salomei" i romantycznego poety.
Jerzy Jarocki zrobił znowu bardzo dobre przedstawienie, jak zwykle piękne w swej scenicznej urodzie, dopracowane plastycznie, trzymające w napięciu, jakie daje zawsze oglądanie kawałka dobrego teatru. Należy poddać się tej dramaturgii Słowackiego-Jarockiego, aby przeżyć prawdziwie teatralny wieczór.
Chwała też należy się aktorom. Przede wszystkim za to, że mówią do nas pięknym, prawdziwym wierszem, co świadczy o nienagannym warsztacie oraz o tym, że nie markują gry, lecz grają. Słowa uznania nałożą się przede wszystkim Jerzemu Radziwiłowiczowi za rolę Regimentarza, lecz wcale nie mniejsze Dorocie Segdzie, tytułowej Salomei, Krzysztofowi Globiszowi wcielającemu się w Semenkę oraz Jerzemu Treli w roli Gruszczyńskiego.
Jarocki jeszcze raz udowadnia, że jest mistrzem "pejzażu grupowego". Sceny w kościele i ukraińskiej cerkwi są naprawdę piękne. Gdyby jeszcze nie straszyły te współczesne, kuchenne noże to naprawdę nie byłoby do czego się przyczepić.
Wypada przeżyć ten sen Salomei. Zobaczyć budzące się echa krwawego dramatu, ale jednocześnie piękny ukraiński step i atmosfery szlacheckiego dworku, i Wernyhorę. Ten ostatni najbardziej trzeźwo ze wszystkich patrzy na... zjednoczoną Europę.