Artykuły

Duma i uprzedzenie i androidy

Gdyby Jane Austen dane było zobaczyć "Bahamuta", na motywach jej "Dumy i uprzedzenia", pewnie przewróciłaby się w grobie, ale tylko po to, by usiąść i lepiej widzieć. Spektakl dyplomowy studentów IV roku Wydziału Aktorskiego AST we Wrocławiu, w reżyserii Wojciecha Kościelniaka, jest nie tylko interesującą interpretacją powieściowej klasyki, ale też świeżą i pełną młodej energii propozycją teatralną - pisze Dana Łukasińska.

Ci, którzy mnie znają wiedzą, że jestem fanką "Dumy i uprzedzenia" w każdej wersji. To dla niej uczyłam się angielskiego, by przeczytać powieść w oryginale. I dopóki losy Elizabeth Bennet i Fitzwiliama Darcy'ego połączy mniej lub bardziej gorzki happy end (co zależy od interpretacji), wszystko inne jestem skłonna wybaczyć. Więc najpierw trochę się poczepiam.

"Bahamut", choć jedynie oparty na motywach powieści Jane Austen, stara się zachować jej strukturę, co miejscami bywa dobre, a miejscami niekoniecznie. Bo jeśli przenosi się świat Austen do przyszłości, w której siostry Bennet to androidy, do kupienia w sklepie "Pride and Prejudice", to po kiego grzyba wysyłać androida Jane do cioci (androidy jako maszyny mają krewnych?) albo Elizabeth na wakacje w okolice posiadłości Pemberley? Już wolałabym zobaczyć je na targach androidów w Londynie (Jane) albo zesłane za karę, do fabryki, gdzieś na prowincji (w przypadku Elizabeth).

Jednak prawdziwy ból serca wzbudził we mnie mocno okrojony i potraktowany trochę po macoszemu, wątek pana Darcy'ego. Z jednej strony rozumiem, że dyplomowy spektakl rządzi się własnymi prawami - każdy aktor ma mieć w nim swoje pięć minut, by zaprezentować własne umiejętności, ale opowieść też powinna rządzić się swoimi prawami - przynajmniej prawami logiki. W klasycznej "Dumie i uprzedzeniu" Darcy z dumnego dupka przeistacza się w wyrozumiałego i empatycznego mężczyznę, który ratuje rodzinę Bennetów od hańby, a potem żeni się z Elizabeth. W "Bahamucie", jak można się domyślać, zwiąże się z Elizabeth-androidem, nie kupując jej, jak maszyny, ale wyznając jej miłość, jak człowiekowi. Jednak Darcy nie ma tu typowego łuku postaci, która musi pokonać przeszkody, by na koniec otrzymać nagrodę. Tym bardziej więc nie rozumiem zachowania w przebiegu opowieści popłuczyn z wątku ratowania Lidii, która tutaj ucieka z... androidem, którą to Darcy ratuje znikając ze sceny i wracając na nią po 15 sekundach, i który to wątek kłóci się z logiką, bo to przecież maszyny, a nie siostry, więc skoro jeden model się zbiesił, to nijak to nie rzutuje na kody kreskowe pozostałych? Rozumiem, że reżyser, który dokonał też adaptacji, chciał być tutaj wierny Jane Austen. Tylko że Jane Austen, szanowny Panie reżyserze, w scenie, którą pan wymyślił - publicznego skanowania nagiej Elizabeth przez Lady Catherine de Bourgh - kazałaby Darcy'emu okryć dziewczynę własnym płaszczem, a nie prowadzić small talku z upokorzoną i rozebraną kobietą, nawet jeśli jest androidem. Tak więc z jednej strony "Bahamut" z rozmachem przenosi "Dumę i uprzedzenie" do przyszłości, dodając opowieści dodatkowy egzystencjalny wymiar, a z drugiej trzyma się kurczowo wątków i rozwiązań dramaturgicznych z powieści, które tu za nic nie pasują.

Ale, pomimo mojego czepialstwa, "Bahamuta" polecam szczerze. Przede wszystkim dlatego, że na tle przewidywalnych albo z premedytacją skandalizujących spektakli, ten wyróżniają świeże i niebanalnie zagrane role młodych aktorów. Na scenie jest ich dziewięcioro i naprawdę nie ma wstydu.

Przede wszystkim są to świetne role Elizabeth, czyli Ewy Niemotko i Darcy'ego - Bartłomieja Jabłońskiego. Oboje doskonale radzą sobie z miszmaszem konwencji - od komedii, przez tragedię aż po musical i romans. Ewa Niemotko, jako kobieta-android, jest jedną z najbardziej wzruszających wersji Elizabeth, jakie widziałam. To, w jaki sposób znosi upokorzenia i walczy o swoją godność, zasługuje na wielkie brawa i świadczy o tym, że w tej młodej dziewczynie mieszka świadoma kobieta i dojrzewa rasowa aktorka. Bartłomiej Jabłoński jest nie tylko przystojny i charyzmatyczny, jak na Darcy'ego przystało, ale i wiarygodny jako człowiek zagrożony wyginięciem - skryty, małomówny wrażliwiec ukrywający się za maską zblazowania. Płynnie przechodzi przez szereg emocji: od autoagresji, przez dystans do siebie i innych, refleksję, autoironię, aż po wzruszenie. Bez zbędnego patosu i brawury. Z każdym pojawieniem się na scenie, Jabłoński zostawia ślad tajemnicy Darcy'ego, a z aptekarską oszczędnością dawkowane zakochanie w Elizabeth stanowi zdrową przeciwwagę do zagranych mocno komediowo scen Bingleya i Jane (Igor Tajchman i Martyna Bazychowska).

"Bahamut" to inteligentna opowieść o samotności i miłości w smutnych czasach, kiedy ludzkość jest na wymarciu z powodu alergii na życie, a maszyny - coraz bardziej inteligentne - żądają (o ironio!) ludzkich praw. Spektakl doskonale wpisuje się w nurt opowieści science fiction przepowiadających światu raczej nieprzyjemną przyszłość, tak jak to można oglądać w "Łowcy androidów", czy we współczesnych serialach "Westworld" albo "Black Mirror".

Tytułowy Bahamut, czyli ryba, na której opiera się cały kosmos, z arabskiej legendy o stworzeniu świata, to jedna wielka tajemnica istnienia. Tajemnica, która pływa w ciemności wód wszechświata, zabierając w ową ciemność byka, rubinową skałę, anioła i ziemię, zaludnioną bezdusznymi ludźmi i wrażliwymi androidami. Diabli wiedzą, gdzie popłynie Bahamut, a z nim reszta świata, ale warto dać się ponieść nurtowi opowieści.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji