Artykuły

Humans of Late Capitalism

"Koncert życzeń" wg Franza Xaviera Kroetza w reż. Yany Ross, Teatru Łaźnia Nowa w Krakowie i TR Warszawa. Pisze Fanny Kaplan na swoim blogu profilowym.

Istnieją takie czynności, które każdy z nas zna i które wykonuje praktycznie codziennie. Powrót do domu po pracy, kiedy jesteśmy tak zmęczeni, że nawet nie mamy siły gotować i zadowalamy się kanapkami. Pospieszne przetarcie lustra tuż po tym, kiedy wycisnęliśmy pryszcza. Krzątanie się po domu, podczas gdy w tle gada telewizor, a umówmy się, że telewizor z reguły gada dużo, głupio i tandetnie.

W spektaklu Yany Ross wchodzimy w życie bezimiennej kobiety i obserwujemy ją po powrocie z pracy do domu. Przyglądamy się jej rutynowym działaniom - kiedy robi sobie herbatę, kiedy pierze ręcznie przed chwilą zdjęte rajstopy, kiedy odmawia sobie wymemłanych kajzerek na rzecz dietetycznego pieczywa marki Wasa. Widz może obejść mieszkanie z każdej strony, przyjrzeć się życiu bohaterki, może wkroczyć w jej intymność - obserwując, jak aktorka zsuwa spodnie i siada na sedesie, czy jak cicho łka, słuchając szlagieru Leonarda Cohena. Ale tę voyeurystyczną przyjemność Yana Ross podszywa strachem. Wszyscy znamy te czynności, wszyscy znamy te wnętrza z Ikei - lepsze lub gorsze, ale z reguły z Ikei bądź z innego sklepu imitującego bądź faktycznie oferującego skandynawski dizajn; w końcu każdy z nas boi się samotności. A bohaterka jest samotna i jej samotność z czasem staje się tak dojmująca, że widownia obserwuje ją z coraz większym niepokojem, miny rzedną, niektóry z trudem powstrzymują się od płaczu.

Danuta Stenka jest w tej roli wybitna. Proszę mnie źle nie zrozumieć - to aktorka o ogromnym warsztacie i doświadczeniu, która zawsze wykonuje perfekcyjnie profesjonalną robotę. W tej roli jest jednak u szczytu swoich możliwości. Jej postać jest powściągliwa, wycofana, zamknięta w pedantycznych czynnościach, które zapewne wykonuje dzień w dzień po to, by pod koniec jednego z takich powtarzalnych dni podjąć decyzję ostateczną i połknąć wszystkie tabletki nasenne, które znajdzie w plastikowym pojemniku. Widz ogląda skonsternowany i przerażony, bo identyfikacja z postacią uświadamia mu, że sam znajduje się czasem na krawędzi podjęcia podobnej decyzji.

Za jeden z najciekawszych aspektów spektaklu uważam subtelną i wyrażoną tylko pośrednio, ale jednak bezkompromisową krytykę społeczeństwa późnego kapitalizmu. W sumie, gdyby pokusić się o jakiś Schlagwort, który gładko spajałby całą narrację, pewnie byłoby to popularne internetowe wyrażenie, które nawet dorobiło się szeregu stron na Facebooku: "Humans of Late Capitalism". Postać Stenki porusza się nie tylko po znanej nam dobrze kawalerce zastawionej ascetycznymi, ikeowskimi meblami. Ona porusza się po całym uniwersum doskonale znanym kulturze Zachodu: wielość sprzętów elektrycznych, zmęczenie pracą, poczucie bezcelowości życia, pustka duchowa, voyeuryzm widza/społeczeństwa przy jednoczesnym braku więzi z drugim człowiekiem. W telewizji śledzimy rodzinę Kim Kardashian przygotowującą ją do ślubu z Kanye Westem. Rodzina tak bogata i "ustawiona", że z nudów produkuje coś na pograniczu opery mydlanej i reality show, w którym możemy śledzić niekończący się ciąg konsumowania dóbr. W odcinku "Keeping Up with the Kardashians", który leci w telewizji, kiedy bohaterka rozbiera się z biurowych ciuchów, pierze rajstopy i nastawia pranie, nie ma w zasadzie mowy o jakiejkolwiek więzi - ani między nowożeńcami, ani między członkami pokaźnej rodziny Kim składającej się głównie z obrzydliwie bogatych i bezustannie konsumujących kobiet. Gdy bohaterka spektaklu chce w końcu odpocząć, włącza grę "Sims 3", popularny symulator życia, w którym - podobnie jak na scenie - podglądamy codzienność komputerowych postaci, Simów. Ale bohaterka w zasadzie nie ingeruje w ich życie. Krząta się po domu, czasem podejdzie do laptopa i wykona trzy ruchy palcem na touchpadzie. Ich życie jest jej jednak obojętne. Simowie nie wchodzą w specjalnie głębokie interakcje, snują się po domu, chodzą do pracy, jedzą, grają w piłkarzyki, kiedy brakuje im rozrywki. Bohaterka nie decyduje się na to, by nawiązał się między nimi flirt czy dłuższa rozmowa. Gra jest zapychaczem czasu, wygodnym resetem po dniu pełnym pracy - Simowie jedzą, grają w gry komputerowe, czasem zamienią ze sobą dwa słowa. W baroku pewnie można by było zrobić z tego symboliczną scenę, teatr w teatrze. Ale żyjemy w XXI wieku i mamy grę w grze. A jak się komuś powodzi, to w najlepszym wypadku zasłuży na reality show.

W mieszkaniu nie ma książek. Jeśli są, to poukrywane w szafkach i szufladach. Codzienność bohaterki to kolorowe katalogi zachęcające do wydania ciężko zarobionych pieniędzy - kiedy je kolację, przegląda junk mail, potężny stos ofert z okolicznych supermarketów; kiedy kładzie się spać, bierze ze sobą kilka katalogów Ikei. Jakby cały świat służył tylko temu, by zarobić pieniądze, a następnie je wydać.

Tę atmosferę przerywa nagle audycja Wojciecha Manna, której kobieta słucha w radio - anachroniczna, trącąca myszką, a przy tym w swej bezwstydnej staroświeckości mówiąca o więziach międzyludzkich. Tytułowy koncert życzeń przerywany jest głosem prowadzącego, który czyta listy od słuchaczy. Ktoś nie założyłby rodziny, gdyby nie opóźniony lot na wakacje i poznanie przyszłego małżonka w lotniskowej poczekalni. Para dziadków otrzymuje życzenia od całej rodziny i przyjaciół. Mowa o miłości, rodzinie, starzeniu się w otoczeniu dzieci i wnuków. Bohaterka siedzi na krześle w kuchni, pali papierosa i na piosence Cohena "I'm Your Man" rozkleja się. Łka bezgłośnie, zaciągając się dymem z papierosa, który jest jedyną słabostką, na którą sobie pozwala. Widz czuje się nieswojo, mogąc obserwować jej słabość i samotność, a jednocześnie swoiste anagnorisis, którego doświadcza - bo przecież wszyscy wiedziemy podobne życie - przeraża i paraliżuje do tego stopnia, że nikt nie jest w stanie doprowadzić do ingerencji w przestrzeń spektaklu i dać bohaterce chwili radości z dotrzymania jej towarzystwa. Simy niczego właściwie nie osiągnęły. Nie zaprzyjaźniły się, nie zakochały, nie założyły rodziny. Główny bohater gry komputerowej wrócił z pracy, zjadł kolację i spędza czas grając w piłkarzyki. Bohaterka myje zęby, dokładnie obciąga rozkładaną kanapę prześcierdałem, ścieli posłanie, myje zęby, nakłada na stopy nakładki ortopedyczne zapobiegające halluksom.

W końcu noc. Danuta Stenka kładzie się do łóżka, przewraca z boku na bok, nie może zasnąć. Wędruje więc do kuchni, by połknąć środki nasenne, ale po chwili namysłu wysypuje wszystkie na talerz. Czyta dokładnie instrukcję dołączoną do opakowania, łyka proszki, zapija szampanem, który wyciąga z lodówki. Siedzi na krześle w kuchni i czeka. Może na śmierć. Może na to, by ktoś ją uratował. I w tej kulminacyjnej scenie spektaklu bohaterka Stenki orientuje się, że wokół mieszkania stoją ludzie - widzowie. Rozgląda się powoli wokół i każdego przeszywa wzrokiem. Jakby chciała powiedzieć jednocześnie, że tacy jesteśmy, my właśnie, ci przysłowiowi Humans of Late Capitalism, ale też spogląda oskarżycielsko. Gdzie byliście przez cały ten czas? Dlaczego nie reagujecie? Dlaczego nikt nie przychodzi z pomocą? Jak wam nie wstyd?

Odchodzi tak, jak żyła - w milczeniu. Kiedy już umrze, wychodzi poza przestrzeń sceny i staje w kręgu widzów otaczających jej mieszkanie. Jest jedną z nas. Jej życie to także nasze życie, nawet jeśli wmawiamy sobie, że nie tylko pracą się żyje, że mamy dobrych przyjaciół, że współczesna technologia nie jest wcale utrapieniem i nie pełni funkcji izolującej nas od reszty ludzkości - tak, jakby Facebooki, Tindery czy inne Grindry czyniły nas mniej samotnymi niż jesteśmy w rzeczywistości. Przez niewiele ponad godzinę uprawiamy tak naprawdę perwersyjne podglądactwo - obserwując samych siebie, przemęczonych, osamotnionych, rekompensujących sobie brak prawdziwych więzi konsumpcją, czy raczej naiwnymi o niej marzeniami, które snujemy wertując kolejne katalogi reklamowe i śledząc w telewizji tych, którzy osiągnęli taki pułap możliwości finansowych, że nie tylko stać ich na to, na co nie stać nas, ale też wykorzystują wszystkie swoje środki do tego, by konsumować dalej, więcej, za coraz większe pieniądze.

Strzałów nie ma i nie będzie.

Rzecz jest wybitna pod każdym wględem.

Stenka jest do zjedzenia.

Spektakl - porażający.

Warty każdych pieniędzy. KAŻDYCH.

***

//"Koncert życzeń"//

Franz Xaver Kroetz

reż. Yana Ross

Teatr Łaźnia Nowa w Krakowie / TR Warszawa / Festiwal Boska Komedia

Premiera: 9 stycznia 2015

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji