Artykuły

Panna i pieniądze

Miał słuszność Wojciech Natanson, gdy uznawał ten dramat za jeden z oryginalniejszych w teatralnym księgozbiorze XIX wieku, miał też wiele racji, gdy w dziejach Anny Józefa z "Dla miłego grosza" chciał widzieć rodzaj repliki na "Fantazego". Tyle że tutaj bez finalnego mariażu. Zapewne Apollo Korzeniowski nie mógł znać ironicznej sztuki Słowackiego. A przecież analogie są tu uderzające. Widać, iż obaj pisarze wynajęli sobie tego samego suflera, a było nim życie w przypadku sztuki Korzeniowskiego. Sarkazm pisarskiej pointy był jeszcze wymowniejszy.

Korzeniowski, choć w Kongresówce cieszył się sławą patrioty i społecznika, a jego pogrzeb w Krakowie (1869 rok) przyciągnął tysiące - nie zdołał wpływać na współczesnych tonem swych dzieł scenicznych. Mówił tam rzeczy niezbyt spójne z modą, co fredrowskim rytmem wyczarowywała barwności z wspomnień o sarmackim wczoraj; a jeśli już "panią barską" nie mogła się bawić to współczesność konstruował wedle mitów solidarnościowych, w haśle jedności narodowej widząc główne remedium na ucisk zaborczy. Tymczasem Korzeniowski dostrzegał świat w całych jego sprzecznościach, tropił granicę, co pozerstwo dzieliła od szczerości, a patriotyzm kazała rozliczać czynem, nie frazesem. I właśnie o takich konfliktach traktuje "Dla miłego grosza", nie dziw, że od swej prapremiery (1859 r.) niezbyt często znajdowała drogę do sceny. Między "Kordianem", a "Ślubami panieńskimi" sytuował się tekst Korzeniowskiego, teatr grał Słowackiego i Fredrę, o autorze "Dla miłego grosza" zapomniał. Nawet fakt ojcostwa Conrada nie starczał za rekomendację...

Tak się złożyło, iż obecna premiera w Teatrze Polskimi zbiegła się z edycją książki Stanisława Kirkora "Przeszłość umiera dwa razy". Bohaterem jest w niej działacz wileński z połowy XIX wieku, Adam Honory Kirkor, którego dzieje, a przede wszystkim postawa ideowa tak zbliżoną się zdaje do psychiki Henryka, bohatera dramatu Korzeniowskiego Lektura wzmocniona temperaturą scenicznych dialogów każe zadumać się nad złożonością motywów, które powodowały inteligencją polską w tamtych latach niewoli. Lekcje historii mówiły o antynomii "czerwonych" i Wielopolskiego, teraz pan Henryk i Adam Honory demonstrują kolejne warianty ideowego wyboru, kolejne modele polskich dróg. Historiozoficzna refleksja bogaci naszą wiedzę o psychice narodowej - ta premiera w tym bogaceniu waży. Warto mieć tę świadomość, kiedy idzie się na spotkanie z dziełem Tadeusza Minca i jego zespołu...

Reżyser nastawił się w swej pracy na wierność wobec litery tekstu, ożywił dramat w jego naturalnych zwieńczeniach, namiętności ewokując przez sam rytm dialogów, Korzeniowskiego wspierając Moniuszką. Brakowało może przedstawieniu drapieżności, brakowało nerwów - mówiła do nas literatura. A może to nie wada?

Tekst szczególną skalą zadań obarczał Krystynę Królównę oraz Janusza Zakrzeńskiego jako Henryka. Oboje wywiązywali się z przykładną sumiennością z niełatwego obowiązku, zwłaszcza w rytmice frazy poetyckiej szukając metod przekazu dla swych uczuć. Rolę Józefa Staropolskiego (to w nim widział słusznie Natanson pobratymca Jana z "Fantazego") grał Wojciech Alaborski bez popadano w patetyczną tromtadrację. Najswobodniejszy przecież w całym ansamblu zdawał mi się Józef Nalberczak jako pułkownik Karol, plastycznie rysował kolejne metamorfozy tego dosyć nieciekawego wyznawcy epikureizmu. Dał się też zapamiętać Maciej Maciejewski jako krwisty szlachcic. Adam Kilian oprawił tę historię pannie i pieniądzach w ramy scenografii wysmakowanej kolorystyczne, bardzo malarskiej już nawet w dosłownym tego słowa znaczeniu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji