Artykuły

Marcin Cecko: Opowiadamy o manipulacjach

- Mam wrażenie, że teatr lepiej sprawdza się w obrazowaniu mechanizmów niż w publicystycznym donoszeniu na sprawy, którymi zajmują się gazety codzienne, a ludzie podgrzewają wokół nich atmosferę na mediach społecznościowych - mówi dramaturg Marcin Cecko, który u boku reżysera Marcina Libera realizuje w Teatrze Wybrzeże przedstawienie "Święto Winkelrida. Rewia narodowa".

Przemysław Gulda: Na ile zdezaktualizowała się dziś satyra Jerzego Andrzejewskiego i Jerzego Zagórskiego "Święto Winkelrida", którą przenosicie na scenę Teatru Wybrzeże?

Marcin Cecko: Ona jest wciąż aktualna, ponieważ porusza problem rozczarowania zwykłego obywatela mechanizmami rządzącymi polityką. Hipokryzja nie znika wraz z rozpadem jakiegoś systemu politycznego. W tym sensie jest to opowieść uniwersalna i symboliczna, choć dość ogólna. Dla mnie największym problemem było to, że dziś dużo wnikliwiej przyglądamy się "okablowaniu" zakłamania i wiemy, że sztuka, film czy teatr same w sobie nie są przezroczyste i czasem, mimo szczytnych zamiarów, reprodukują elementy systemu symbolicznej opresji.

Jak bardzo w swoim przedstawieniu odchodzicie od pierwotnego tekstu? Czy cokolwiek z niego zostanie?

- Autorzy nie wierząc, że tekst trafi jednak na scenę - pisali go w czasie wojny - wykazali się fantazją, mnożąc postaci i statystów. Co więcej, jak to bywa w utworach opartych na suspensie, ostatni akt wyjaśniający cały konflikt o "łąkę" jest mało atrakcyjny w teatrze, domyka fabułę, ale nie wywołuje emocji. Nasz spektakl ukazuje proces prób do inscenizacji oryginalnej sztuki. Musieliśmy dokonać pewnych skrótów w tekście, ale słyszymy go ze sceny całkiem dużo.

Jak wielka będzie w spektaklu rola improwizacji? Jak ważne będzie to, co do ostatecznej wersji wniosą sami aktorzy na podstawie własnych przeżyć, obserwacji czy marzeń?

- W samym spektaklu nie ma improwizacji, jest to bardzo precyzyjna, wymagająca struktura. Jednak powstawała w rozmowach i dyskusjach, a ponieważ opowiada o zderzeniu "prywatnego" z "publicznym", reżyser Marcin Liber prosił aktorów o teksty dotyczące ich własnych marzeń, a także o wymarzonym miejscu pracy. Ich fragmenty pojawiają się w spektaklu, a na końcu wypowiadane są chóralnie. Jednak wtedy są już pomieszane i często wewnętrznie sprzeczne, tworzą niejednorodny strumień pragnień i afektów. Opowiadamy o manipulacjach, więc sami wielokrotnie prowokujemy i manipulujemy. Byłoby naiwne opowiadać o teatrze jako miejscu, w którym każdy może się wyrazić. Nasz spektakl traktuje raczej o rozczarowaniu podobnymi złudzeniami i pięknymi formułkami o upodmiotowieniu i równości, którymi posługują się czasem osoby o przeciwnych intencjach. Nie próbuje jednak krytykować konkretnych postaw, ale zdiagnozować jak i wokół czego zaczynają się nieporozumienia, które później przeradzają się w konflikt i kryzys.

Wasz spektakl zyskał podtytuł "Rewia narodowa", który brzmi niemal jak prowokacja. Ile w tym przedstawieniu będzie rewii, a ile narodu?

- Kiedy przygotowywaliśmy się do tej pracy, czytaliśmy "Teatr polityczny" Erwina Piscatora. Pojawia się tam termin "rewia", rozumiany jako forma o nieskrępowanej strukturze, zrywająca z mieszczańską dramaturgią, czasem naiwna, ale działająca bezpośrednio wszystkimi środkami dostępnymi w teatrze. Ten podtytuł odnosi się też do intencji twórców (fikcyjnych), którzy w naszym spektaklu inscenizują tekst "Święta...".

Tekst Andrzejewskiego i Zagórskiego można próbować odczytywać jako komentarz o manipulowaniu historią dla doraźnych celów politycznych, co jest tematem bardzo aktualnym. Czy takie tony wybrzmią także w waszym spektaklu?

- Myślę, że przede wszystkim właśnie o tym to jest. Ten tekst dał nam dostęp do wielu przewrotnych i ironicznych narzędzi. Nie zapominajmy, że jest to komedia, czyli forma otwarcie zapraszająca kompromitujące chwyty. Mam wrażenie, że teatr lepiej sprawdza się w obrazowaniu mechanizmów niż w publicystycznym donoszeniu na sprawy, którymi zajmują się gazety codzienne, a ludzie podgrzewają wokół nich atmosferę na mediach społecznościowych.

Ciekawym motywem tekstu wydaje się też mechanizm teatru w teatrze, czy wręcz podglądanie ludzi tworzących albo odtwarzających świat, żeby stworzyć zeń widowisko. Na ile ważny jest dla was ten pomysł, rodzący ciekawe potencjały inscenizacyjne i interpretacyjne?

- Absolutnie tak, to ciekawy motyw, który w trakcie prób "stworzył nam świat". Po pierwszych dwóch tygodniach pracy do naszego zespołu dołączyło jeszcze kilkoro aktorów, ponieważ postanowiliśmy stworzyć niemal całą ekipę realizacyjną spektaklu: reżysera, dramaturga i aktorów. To pozwoliło rozdzielić nasz komentarz od oryginalnego tekstu, do którego dzięki temu mogliśmy podejść z większym dystansem. Napięcie, z jakim dziś traktowane są tematy ojczyźniane, wręcz domaga się zajrzenia za kulisy, żeby ujawnić indolencję własną i innych, wykrzywianie szczytnych zamiarów i degenerację dialogu.

Bohater sztuki zdaje się być tak naprawdę rozerwany przede wszystkim między powinnościami wobec historii i polityki, a zwykłą ludzką miłością. Czy jest jedna odpowiedź na pytanie: co jest ważniejsze?

- Konrad Winkelrid jest wrobiony przez osoby wykorzystujące swoją pozycję, jemu zależy na tej legendarnej "łące", która dla nich jest prozaiczną porcją ziemi. Być może dlatego tak łatwo nim manipulować. Prostotę jego pragnienia też można wyśmiać. W oryginale, mimo, że Winkelrid rozpoczyna rewolucję, nie bierze za nią odpowiedzialności, nadal chce tylko tej swojej ziemi. Takie ogólne pytania w stylu: "co jest ważne?" zazwyczaj kierowaliśmy, jako społeczność, do autorytetów, osób doświadczonych. U nas pytamy o to Ryszarda Ronczewskiego, który grał w prapremierowej realizacji z 1956 roku. To było niezwykłe spotkanie: jego opowieści udowodniły mi, że spektakl nie przemija po zdjęciu go z afisza.

Jak wygląda wasza praca z aktorami nad tym spektaklem? Jak wygląda proces dochodzenia do ostatecznej wersji, która trafi na scenę?

- Spotykamy się wszyscy przez długi okres czasu, budujemy zaufanie i wspólny język, czytamy oryginalny tekst, eksperymentujemy, pojawiają się propozycje scen. Ja wtedy dosyć dużo piszę. Marcin Liber realizuje swoje intuicje. Spieramy się i marzymy. A po okresie około miesiąca takiego kompozycyjnego luzu, kiedy wszystko wydaje się możliwe, przychodzi czas na arbitralne decyzje i mozolną pracę przekuwania pomysłów w widowisko.

***

"Święto Winkelrida. Rewia narodowa", na podstawie sztuki Jerzego Andrzejewskiego i Jerzego Zagórskiego, reżyseria: Marcin Liber, dramaturgia: Marcin Cecko, scenografia: Mirek Kaczmarek, kostiumy: grupa Mixer, muzyka: Filip Kaniecki, wystąpią m.in.: Dorota Androsz, Małgorzata Brajner, Piotr Biedroń, Grzegorz Gzyl, Jacek Labijak, Jarosław Tyrański

Duża Scena Teatru Wybrzeże, Gdańsk, ul. Św. Ducha 2, premiera: piątek, 8 czerwca, godz. 19, bilety: 100 zł, kolejne spektakle: sobota-niedziela, 9-10 czerwca, godz. 19, bilety: ulgowe - 30 zł, normalne - 40 zł

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji