Artykuły

Co naprawdę straszy w naszym zamku?

"Ambasada" w reż. Wojciecha Wińskiego w Teatrze Usta Usta - Republika w Poznaniu. Pisze Marta Kaźmierska w Gazecie Wyborczej - Poznań.

Twórcy "Ambasady" Teatru Usta Usta nie udzielili mi azylu. Wyszłam, nie obejrzawszy spektaklu do końca. I, paradoksalnie, wcale mnie to nie martwi.

Przedpremiera "Ambasady", najnowszego przedsięwzięcia Teatru Usta Usta, odbyła się w nocy z niedzieli na poniedziałek w zamku. Spektakl zaczynał się jednak gdzie indziej w przypadku poszczególnych uczestników, których o różnych godzinach zwoził do siedziby "Ambasady" jej specjalny wysłannik. Dla mnie i mojej towarzyszki oznaczało to spotkanie z biurokratyczną, rozgadaną okularnicą w klubokawiarni Meskal, gdzie oczekując na pozostałych widzów przez kilkanaście minut poddawane byłyśmy intelektualnej torturze polegającej na rozwiązywaniu panoramicznych krzyżówek. Do zamku pojechałyśmy podstawionym przez "Ambasadę" samochodem. Do tej pory było tylko zabawnie. Potem zaczęły się schody.

"Ambasada" to spokój, higiena i porządek. To wanna pełna kwiatów, możliwość samorealizacji, indywidualnego rozwoju i spojrzenia na świat z perspektywy jeżdżących w górę i w dół wind. "Ambasada" udziela swoim mieszkańcom schronienia, daje im poczucie bezpieczeństwa. Każdy powinien chcieć ubiegać się o prawo stałego pobytu w takim miejscu. Ceną, którą trzeba zapłacić, jest podporządkowanie. Trudno nie ulec pokusie. Codzienność, która nas otacza, jest wszak szara i nie pozwala wierzyć w to, że kiedyś będzie lepiej, a tu zbudowano dla nas coś w rodzaju wyjścia awaryjnego. Raj na ziemi? Niekoniecznie.

Przemierzając długie korytarze zamku, słyszałam raz po raz ciche pytania o listy od tych, którzy pozostali na zewnątrz. Jeden z mieszkańców "Ambasady" zwrócił się do mnie nieśmiało z prośbą o przekazanie kilku słów synowi, którego nie widział od dawna. - Kawa, herbata czy komora gazowa? - ankietował z kolei schludnie i sterylnie odziany strażnik. - Kawa - odpowiedziałam, rozbawiona, z wysokości deski sedesowej. I chyba po raz kolejny, wybijając się z roli petenta, przekreśliłam swoje szanse na uzyskanie azylu.

Po co mi on jednak? Po co - skoro poczucie szczęścia może dać człowiekowi przede wszystkim wolność? Chyba trochę o tym zapomnieliśmy - my, robotnicy pracujący "na zmywakach" w Londynie, mieszkający w przyczepach na Greenpoincie, ubiegający się o zieloną kartę, pozwalający się poniżać, byle uciec jak najdalej stąd.

"Ambasada" to spektakl silnie związany z miejscem, w którym został pokazany, pełen czytelnych historycznych aluzji. Po ciemnym zamku błąka się m.in. duch Adolfa Hitlera. Ale on nie straszy już dziś tak bardzo jak mary współczesności: wizja wyrzeczenia się tego, co buduje naszą tożsamość.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji