Artykuły

Z pokorą zapraszam

Z Wojciechem Pokorą - aktorem i reżyserem teatralnym - rozmawia Małgorzata Lisicka

Jako reżyser teatralny uchodzi Pan za "specjalistę od Cooney'a". "Wszystko w rodzinie" będzie już trzecią adaptacją sztuki tego autora w Płocku, po "Mayday" i "Oknie na parlament", a drugą wyreżyserowaną przez Pana. Dlaczego akurat Ray Cooney? Czy to kwestia sentymentu?

Rzeczywiście, w pewnym stopniu o wyborze Cooneya zadecydował mój sentyment do komedii, a w szczególności do farsy. Może zabrzmi to paradoksalnie, ale humor angielski do niedawna nie interesował Polaków. Gustowaliśmy raczej w humorze rosyjskim (śmiech), czeskim, francuskim. Angielski jakby troszkę nas denerwował, był nam daleki i obcy. Aż nagle pojawił się Cooney - autor kapitalnych współczesnych komedii, według mnie bodaj najlepszy, ale jak to zwykle bywa - nie w pełni doceniany. Jego oryginalność polega na tym, że wszystko, co pisze, da się wystawiać pod każdą szerokością geograficzną, pokazać każdej nacji. I wbrew pozorom nie jest aż taki "angielski". Cenię Cooney'a również za to, że jest dobrym aktorem. Może dlatego ma fenomenalny zmysł komediopisarski. Zna wszelkie tajemnice sceny, bardzo precyzyjnie opisuje didaskalia. Dlatego twórczość Cooney'a to bardzo łatwe tworzywa teatralne. Do tego - tak między Bogiem a prawdą - wcale nie jest potrzebny reżyser. I trzeba bardzo się starać, aby sztukę Cooney'a naprawdę popsuć.

Co ciekawe, Cooney wszystkie swoje dzieła wielokrotnie poprawia. Potrafi kreślić, kreślić, kreślić... Weźmy na przykład, przedstawienie "Mayday". W pierwotnej wersji trwało 3 godziny, a po wszystkich cięciach autora - zaledwie półtorej. Cooney wychodzi z założenia, że dla dobra sprawy trzeba wyrzucać fragmenty mniej interesujące. Stąd - być może - wziął się sukces "Mayday", wystawianego już prawie 4000 razy w Kanadzie, Australii, w Europie. W Polsce też zbliżamy się do rekordu: reżyserowany przeze mnie we wrocławskim teatrze "Mayday" doczekał się ponad 400 przedstawień. Dyrekcja tego teatru postawiła sobie ambitny cel: chce dojść do pięćsetnego spektaklu, co byłoby naszym polskim rekordem.

Sztuki wg Cooney'a to repertuar czysto rozrywkowy, pełen humoru i zabawnych gagów. Na co mogą liczyć widzowie, którzy wybiorą się na spektakl "Wszystko w ro-dzinie"? Tylko na rozrywkę? A może Cooney-prześmiewca codzienności zostawia nam jakieś przesłanie, próbuje pokazać "drugie dno" kryjące się pod satyryczną otoczką...

Spodziewajcie się przede wszystkim dużej dozy humoru! Nie ma w tej sztuce żadnych podtekstów, żadnego drugiego dna. Ja i aktorzy gwarantujemy dwie godziny całkowitego relaksu. spokoju, śmiechu i oderwania się od trosk dnia codziennego.

...coś w rodzaju catharsis przez śmiech?

Wyłącznie!

Akcja "Wszystko w rodzinie" rozgrywa się w szpitalu. Czy jako reżyser trzyma się Pan wiernie literackiego pierwowzoru? Czy w swojej adaptacji pokusił się Pan o typowo polskie wątki? Mam na myśli chociażby aluzje, pewne odnośniki do sytuacji w reformowanej służbie zdrowia. Przecież to, co obecnie się tam dzieje, byłoby niezłym materiałem na tragifarsę lub groteskę...

Jeśli chodzi o sytuację w służbie zdrowia, Polska nie jest wyjątkiem. To, zdaje się, ogólnoświatowa bolączka, że służba zdrowia stoi gdzieś na szarym końcu, co zresztą sugeruje Cooney. My tylko troszeczkę ten wątek podkreśliliśmy, uwypukliliśmy...

Przykładowo w jaki sposób?

W sztuce jest tak: w pewnym szpitalu odbywa się sympozjum, na którym gości minister zdrowia. Dyrektor szpitala stara się, aby pan minister był jak najbardziej usatysfakcjonowany, bo wtedy może sypnie groszem...

Oczywiście, żadne nazwiska nie padają. Nie ma natomiast w sztuce żadnych dosłownych, a już na pewno "łopatologicznych" aluzji.

Dlaczego po zrealizowanym przed dwoma laty "Oknie na parlament" znów reżyseruje Pan w Płocku i znów Cooney'a?

Bo tu pracowało mi się bardzo sympatycznie i... mam blisko do Warszawy. Będąc w Płocku praktycznie na każde zawołanie mogę być z powrotem w swoim macierzystym teatrze.

Przyzna Pan, że to dość pragmatyczny powód... N mogę nie zapytać o współpracę z ekipą naszego teatru.

Gdy powtórnie otrzymałem propozycję z Płocka, zastanwialiśmy się z dyrektorem Mokrowieckim, co wybrać: coś Gogola czy znowu Cooney'a. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na Cooney'a, aczkolwiek taka adaptacja wymaga większej obsady. W mojej sztuce jest zaangażowany prawie cały płocki zespół. Większość aktorów pamiętam jeszcze z poprzedniego przedstawienia.

Już samo Pańskie nazwisko jest bezsprzecznie znakomitą reklamą spektaklu Cooneya. Ale gdyby chciał Pa króciutko zachęcić płocczan, powiedziałby Pan, że...

...że z pokorą wszystkich zapraszam.

Bardzo dobre! Czy to Pana uniwersalny "tekst"?

Nie, wymyślony w tej chwili.

W Płocku towarzyszy Panu małżonka Hanna, znana bioenergoterapeutka, specjalizująca się w litoterapii - leczeniu przy pomocy kamieni. Czy korzysta Pan z jej fachowej opieki i pomocy?

Oczywiście, chociaż początkowo sobie z tego kpiłem. Ale szybko przekonałem się, że seanse, którym poddaje się co jakiś czas, rzeczywiście mi pomagają. Przy stresach, zmęczeniu pod rękami żony czuję się tak, jakbym z błota wszedł pod ciepły prysznic.

A jaki kamień ma na Pana najbardziej dobroczynny wpływ?

"Wszechmocnym" kamieniem, który służy generalnie wszystkim jest kwarc (kryształ górski). Ja już od wielu lat nie rozstaję się ze swoim kryształem. Mam go zawsze przy sobie, bo trochę mnie uspokaja. Od czasu do czasu trzeba go tylko umyć, ale nie wolno nikomu dawać do ręki.

Moja żona ma setki kamieni na różnego rodzaju dolegliwości. Najpierw swoje umiejętności testowała na najbliższej rodzinie. Praktykowała na mnie i córkach. Obecnie działa w Polskim Towarzystwie Psychotronicznym, ma godziny przyjęć. Myślę, że w Polsce fachowców tej klasy, co ona, można zliczyć na palcach jednej ręki.

Dziękuję za rozmowę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji