Artykuły

Zagrali to jeszcze raz. Tak, jak poprzednio, tylko zupełnie inaczej

"Scenariusz dla trzech aktorów" Bogusława Schaeffera w reż. Mikołaja Grabowskiego z Teatru STU w Krakowie, gościnnie w kinie "Sokół" w Zakopanem. Pisze Rafał Gratkowski w Tygodniku Podhalańskim.

Przed zakopiańską publicznością w jednym spektaklu wystąpiła mistrzowska trójka aktorów: Andrzej Grabowski, Jan Peszek i Mikołaj Grabowski. Okazją do spotkania był jubileusz 30-lecia spektaklu "Scenariusz dla trzech aktorów". Sztukę autorstwa Bogusława Schaeffera wyreżyserował Mikołaj Grabowski. Premiera miała miejsce w marcu 1987 roku w Krakowskim Teatrze Scena STU. Okrągłe urodziny artyści postanowili uczcić, jeżdżąc ze spektaklem po całej Polsce. Pod Giewontem sztukę pokazano w kinie "Sokół". Niestety. Miejsce to nie ma dobrej akustyki, nie daje tak dobrego kontaktu z artystą, jak jedyna w swoim rodzaju przestrzeń Teatru STU, którą pamiętam sprzed lat. Kino to kino. Szedłem na to przedstawienie z mieszanymi uczuciami. Z wielu powodów. Jak wypadnie konfrontacja obrazu sprzed lat, gdy tekst i samo przedstawienie człowiek chłonął całym sobą? Jak zaprezentują się artyści? Wtedy mężczyźni w sile wieku, dziś z posiwiałymi głowami, pomarszczeni, co niektórzy z brzuszkiem, z przyklejonymi rolami typu Ferdek Kiepski. Ale gdy tylko niespiesznie ruszyło to przedstawienie o spotkaniu, które nie może się udać, bo reżyser spóźnił się tylko 8 minut, ale przynajmniej był, a wykonawcy przyszli później. I zaczęły się sypać te pytania, że "Ciekawe tylko, czy byli i poszli, czy: byli i jeszcze nie przyszli?" - wiedziałem już, że znów mnie mają.

"Wpadłem na chwilę, ale muszę już iść...", "Ja byłem, ale nikogo nie zastałem", "To niech się panowie umówią między sobą, a potem niech mi któryś z was przekaże". Salwy śmiechu na sali świadczyły o tym, że publiczność przybyła na spotkanie wciąż spragniona jest prawdziwego teatru. Zgodnie z tym, Schaeffer, który stawia konkretną jego definicję "Teatrowi niepotrzebny jest blichtr, niepotrzebne mu są wyrafinowane dekoracje, tworzy się dzięki słowu i aktorom". Tę prawdę od 30 lat przekazuje mistrzowskie trio, prowadząc dowcipny dialog z publicznością. Obronili się nawet w naszym kinie. Odgrywając przed przybyłymi zwariowane teatralne próby, strojąc miny, tańcząc piruety, by tylko zadowolić reżysera. Doprowadzając kolejne sekwencje do absurdu. Wciąż na nowo dają nie tylko powody do śmiechu, ale i do zastanowienia i głębszych przemyśleń. Nad ludzką egzystencją, brakiem akceptacji, samotnością, ograniczaniem kontaktu. Paradoksalnie, choć minęło 30 lat od premiery, sztuka się nie zestarzała, a momentami jest jeszcze bardziej aktualna.

- Panowie! Zagrajmy te scenę dokładnie tak, jak poprzednio, tylko zupełnie inaczej! - prosi reżyser w sztuce. I to się dzieje faktycznie. Andrzej Grabowski i Jan Peszek grają na nowo. W zakopiańskim kinie to Andrzej Grabowski szczególnie uaktualnił tekst, wtrącając nawiązania do tego, co się dzieje w Polsce. Gdy pytają go, cóż się tak rozgląda, jakby szukał krasnoludka, odpowiedział bez zająknięcia, że przecież szuka przyjaciela, co go drzewo z Puszczy Białowieskiej przywaliło. Dorzucił kilka kwestii w nawiązaniu do "Stawki większej niż życie", nie zabrakło cytatów z Ferdynanda Kiepskiego. Co też publiczność witała salwami śmiechu i gromkimi brawami. "Trzydzieści lat temu zrobiliśmy "Scenariusz..." w Teatrze STU - wspomina Mikołaj Grabowski w słowie od reżysera, które skierował do jubileuszowej publiczności. "Festiwale, nagrody, recenzje i powodzenie u widzów. Po pewnym czasie publiczność zaczęła traktować nasz sposób grania Schaeffera jako kanon. Ustaliliśmy, chcący lub niechcący, język Schaefferowskiego dramatu. Co nie znaczy, że poza ten kanon nie wolno się wychylać. Ten sposób grania Schaeffera jest nasz i tylko nasz. Budował się bez mała od końca lat 60., ale nie sądzę, ze przez swą długowieczność skostniał. Każde nasze teraźniejsze spotkanie z publicznością daje temu świadectwo".

Mikołaj Grabowski przypomina, że "Scenariusz..." został napisany niejako dla trójki krakowskich aktorów: Jana Peszka, Andrzeja i Mikołaja Grabowskich. Bo autor podglądał ich podczas prób w zespole muzyki współczesnej MW2 pod kierownictwem Adama Kaczyńskiego. Byli wtedy jeszcze studentami krakowskiej szkoły teatralnej. Uczestniczyli w pracach nad kompozycjami Bogusława Schaeffera, uczyli się jego języka i wymagań, jakie stawiał muzykom, śpiewakom i aktorom. Nowy język teatru bardzo im się spodobał. Bo do grania sztuk Schaeffera potrzeba artystów, którzy mają poczucie humoru. A trójce klasyków z Krakowa tego ostatniego z pewnością nie brakuje. Na koniec muszę się wytłumaczyć z tytułu. Niedosyt poczułem, gdy aktorzy pięknie się ukłonili. 90 minut minęło błyskawicznie. "To już?" pomyślałem z niedowierzaniem. I chwila dodatkowej refleksji. "30 lat. To już?". Niedosyt.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji