Artykuły

Pipidówka semper viva

,,i raz w noc, ot dobranoc! krzyknąwszy gwałtownie, cicho odszedł do nieba komediopisarz".

Tyle poeta. Ale czy wystrzał z rewolweru skierowany we własną skołataną igłową - na krakowskich Błoniach - można nazwać cichym odejściem? Zwłaszcza w wypadku tak głośnego komediopisarza, którego sztuki wiele lat bawiły - i nadal cieszą - szerokie rzesze publiczności? Skoro' bulwersował opinię publiczną za życia, łatwo wyobrazić sobie, co działo się w Krakowie po takiej śmierci...

"Smutnie to tak patrzeć na świat, który się plecami do nas odwrócił, i przeżyć samego siebie" - pisał Michał Bałucki do aktora grywającego w jego komediach, Władysława Wojdałowicza w tymże, końcowym dla siebie roku 1901. Nie miejsce tu na rozpatrywanie rozbieżności między tragicznym rozżaleniem dramatopisarza a jego scenicznym pełnym werwy humorem. Rok bieżący - równo 150-y od narodzin Bałuckiego - przynieść może wiele nowych inscenizacji zachęcających- do dyskusji o twórczości autora Grubych ryb i Domu otwartego.

Wymieniłam dwie najbardziej znane komedie Bałuckiego, a przecież napisał ich wiele i o niektórych z nich w ogóle udało się nam zapomnieć. Jedną z takich właśnie pozycji przypomniał ostatnio (brawo już za to!) Zbigniew Bogdański wystawiając "Niewolnice z Pipidówki" w rodzinnym mieście komediopisarza na scenie Teatru im. Słowackiego. Prapremiera odbyła się oczywiście również w Krakowie w Teatrze Miejskim 2 stycznia 1897 roku, a więc równo 90 lat temu. Samo pojęcie tytułowej Pipidówki (wcześniej wykorzystał je Bałucki w powieści Pan Burmistrz z Pipidówki) pozostało w żywym obiegu naszego języka i choćby dlatego warto było tę pozycję - zwłaszcza w jubileuszowym dla Bałuckiego roku - przypomnieć. Bystry obserwator szydzi w niej z małomiasteczkowych ambicji miejscowych notabli, a zwłaszcza ich żon, prowadzących własną politykę obsadzania wakujących urzędów, oczywiście w zależności od babskiego widzimisię, a nie ewentualnych zalet czy mankamentów kandydata. Krakowskie życie teatralne stanowiło tu z pewnością inspirację nie lada, o czym świadczą choćby liczne pozostałe (wydane przez PIW w tomie Korespondencja teatralna) listy Bałuckiego. Te małe wzajemne podjazdy i rozgrywki, w których zdolniejsi przegrywają z głupszymi, ale połączonymi w groźną większość, nadal niestety - mimo zmian w realiach obyczajowych - pozostają aktualne, stąd komedyjka, choć niewątpliwie słabsza konstrukcyjnie od najczęściej wystawianych, bawi i cieszy również dzisiejszą publiczność. Spektakl oglądałam po dłuższej przerwie w eksploatacji i, wydał mi się bardzo nierówny. Ma dobre partie, z nerwem, żywo przez reżysera i wykonawców poprowadzone, oraz inne wyraźnie słabsze, z niebezpiecznie zamierającym tempem.

Również aktorsko przedstawienie jest niejednolite. Na czoło wysuwa się wyrazista, ostro narysowana rola. Haliny Gryglaszewskiej jako Aurelii Filatyńskiej, głównej sprężyny babskiego spisku, i świetny Marian Cebulski jako jej mąż, grzeczny i pokorny Maciuś-pantoflarz. Burmistrza Grzmotnie kiego, pokonanego przez domowe spazmy żony i córki gra Leszek Kubanek. Felisia-nieudacznika, przedmiot wyborczej kampanii dam, ładnie karykaturuje Sławomir Rokita, a Redaktora Saturnina - Hilary Kurpanik. W rolach zaborczych "niewolnic" z powodzeniem wystąpiły Anna Sokołowska i Anna Tomaszewska oraz - jako żona presją permanentnych chorób gnębiąca - Maria Swiętoniowska.

Najsłabiej wypadła para pozytywnych bohaterów: Milicz Bogdana Słomińskiego i Wanda Iwony Omąkowskiej. A przecież obsadzając w roli głównej panienki. aktorkę o warunkach raczej charakterystycznych można było to jakoś celniej wykorzystać, prowadząc całość właśnie w kierunku większej i bardziej zdecydowanej groteski, jak to już sam, znakomity zresztą tytuł sugeruje. Skarykaturowanie grona przedstawicielek wojujących feministek potwierdza zresztą, że ostra kreska inscenizacyjna jest w tym wypadku najbardziej odpowiednia.

Niewolnice z Pipidówki przeznaczyło kierownictwo, teatru na scenę "Miniatury". W związku jednak z potopem w Teatrze im. Słowackiego, po przerwie spowodowanej zamknięciem go na okres dwu i pół miesiąca. Niewolnice niespodziewanie awansowały i 23 listopada 1986 roku rozpoczęły nowy, obecny sezon na scenie głównej. Rozgoryczony za życia autor może więc z wysokości stworzonego fantazją Gałczyńskiego "nieba komediopisarzy" śmiać się z kolejnego fortelu, które życie zgotowało jego komedii. Zwłaszcza że Niewolnice, dość ostro potraktowane przez dzisiejszą krakowską krytykę (co w końcówce żywota Bałuckiego spotykało go często), zdają się nadal dobrze bawić zawsze wierną Bałuckiemu publiczność.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji