Kolorowe jest piękne
"Zielony wędrowiec" w reż. Krzysztofa Raua w Białostockim Teatrze Lalek. Pisze Jerzy Szerszunowicz w Kurierze Porannym.
Przedstawienie jest tak wielkiej urody plastycznej, że wiele można mu wybaczyć. Na przykład nieco przywiędłe przesłanie czy piosenki na granicy słyszalności.
Scenograf Wojciech Stefaniak napracował się, a efekty jego trudu są imponujące. Zaprojektował postaci zwierząt balansując na pograniczu realizmu i wyobrażeń symbolicznych. Ciało zharmonizował z kostiumem, ale nie ukrył aktora. Kostiumy Stefaniaka to formy zatrzymane w pół drogi pomiędzy pełnym przebraniem (w którym aktor jest tylko maszynerią napędzająco-gadającą) a lalką.
Najciekawszy pod tym względem jest chyba ślimak. Aktor ma muszlę zamocowaną na plecach, natomiast mordka i oczy to pacynka - lalka wdziewana na dłoń, jak rękawiczka. Dobrym przykładem pomysłowości i wyobraźni scenografa jest też zając, którego uszy umieszczono jako... przedłużenie dłoni aktora. Gdy trzeba zagrać zająca, wystarczy podnieść dłonie do głowy.
Szare gadanie
Szary Stworek z szarej Stworii przyśnił sen o zielonej rzece. Od tego śnienia-marzenia sam pozieleniał. Pokazywali go palcami i mówi, że się ubrudził na zielono, że kłamie, bo żadna zielona nie istnieje. Stworek postanowił odszukać rzekę ze snu. Wyruszył w podróż przez krainy o różnych kolorach, nawiązywał przyjaźnie, aż zrozumiał, że najpiękniejsza jest tęcza, a monotonia - szara, czerwona czy niebieska - brzydka i smutna.
Kiedyś ta fabuła mogła eksplodować znaczeniami, poważnymi podtekstami. Obecnie zostaje czysty uniwersalizm - wytrych, którym można otworzyć każde drzwi, np. z napisem "Tolerancja" czy "Wielokulturowość".
Kłopot w tym, że sposób w jaki idea podawana jest w przedstawieniu, sprowadza ją do katechizmowego wykładu. To jest dobre, tamto złe, za tym się tęskni, a to się kocha. Dlaczego? Odpowiedzi w przedstawieniu nie znajdziemy. Można odnieść wrażenie, że bohaterami nie tyle kierują emocje czy marzenia, co zapis w scenariuszu.
Pąd Pierwszy na medal
Możemy sobie wyobrazić, czym mógłby być "Zielony Wędrowiec" obserwując poczynania Ryszarda Dolińskiego - szczególnie jako Króla Pąsa Pierwszego (poza tym gra cztery inne postaci). Pozy, gesty, miny, operowanie intonacją głosu - wszystko po to, by prosty tekst nasycić bogactwem psychologicznym, ożywić postać, zaciekawić nią widza. Aktorski elementarz. Szkoda, że wielu aktorów o nim zapomniało i nudno klepie tekst.
Niestety, jak mówią, tak też śpiewają. Trudno chwilami wyłapać słowa - szczególnie w wykonaniach "chóralnych". W przedstawieniu dla dzieci, to całkowita klęska.
"Zielony wędrowiec" nudzi wykonaniem, jednak zachwyca urodą plastyczną. Patrzmy więc. Najbliższe spektakle 30 i 31 maja o godz. 9 i 11.
Zdjęcie z próby przedstawienia.