Artykuły

Narodziny aktora

W legnickim teatrze wystawiono "Dziady". Uważa się, że porwanie się na takie przedsięwzięcie wymaga odwagi i rozwagi, gdyż jest ono trudne i odpowiedzialne. I rzeczywiście, mniej doświadczone i renomowane teatry rzadko wystawiają ten utwór. Dzieje się tak - można powiedzieć - nawet wbrew intencjom poety, którego marzenia o "zbłądzeniu pod strzechy" nie należy chyba odnosić tylko do "Pana Tadeusza". Wieszcz napisał zresztą również; "Mierz siły na zamiary!".

Tak mógłbym próbować usprawiedliwiać Józefa Jasielskiego, gdyby się okazało, że porwał się z motyką na Słońce. Nie byłem - przyznaję - pewien, czy teatrowi wystarczy "artystycznych mocy" na twórczą inscenizację "Dziadów", Oglądałem wprawdzie stosunkowo niedawno na tej scenie wartościowe przedstawienie "Wesela", nie było jednak ono wolne również od słabości, nawet drażniących. Czy jest w zespole Jasielskiego dość indywidualności aktorskich, by dźwignąć ciężar "Dziadów", utworu wyjątkowego, tej niezwykłej teatralnej "mszy za ojczyznę"?

Właściwie, jeśli się dobrze zastanowić, "Dziady" są - jak prawie cała twórczość Mickiewicza - trudne i łatwe zarazem. Ich podstawowa tajemnica tkwi w mocy słowa poety. Kto ją czuje, nie potrzebuje nic więcej, jak wrażliwie i uczciwie iść za tym słowem, które samo niesie Można się mu powierzyć, jak ludzie głębokiej wiary powierzają się modlitwie. Pytanie: Ilu jest ludzi głębokiej wiary? Czyli: w tym wypadku, ilu ludzi ma odpowiednia wrażliwość na tę poezję?

Przedstawienie legnickie dowodzi, że tę wrażliwość ma na pewno jego reżyser. Jasielski, twórca ambitny i - chyba - rogaty, ulegający często (tak z dobrym, jak i z niedobrym skutkiem) pokusie naznaczania swoich przedstawień wyraźnym piętnem własnej indywidualności, skłonny nawet do ekstrawaganckich interpretacji klasycznych dramatów, tu wyraźnie się ukorzył przed dziełem. Skracając, jak nieomal każdy realizator, wszystkie części "Dziadów" i proponując nowy układ tekstu, nie kierował się chęcią błyśnięcia oryginalnością, ale potrzebą przejrzystego uporządkowania skomplikowanej materii poetyckiej, zbudowania przedstawienia logicznego. zrozumiałego, możliwie prostego.

I - może paradoksalnie - ta drogą osiągnął oryginalność. Miał chyba rację Kazimierz Braun, który przygotowując przed laty swoje dwudniowe "Dziady" we Wrocławiu, zapytany o to, na czym będzie polegać oryginalność jego przedsięwzięcia, odpowiedział mi, że w tym wypadku im się jest wierniejszym poecie, tym oryginalniejszym.

Jasielski za Mickiewiczem zamknął swe przedstawienie w klamrach ludowego obrzędu, w ów "pełen guślarstwa obrzęd świętokradzki" niejako wpisując wszystkie części, czwarta dosłownie, trzecia symbolicznie Formalnie przedstawienie jest podzielone na trzy części podstawowe: "Obrzęd" . Cela", "Pan Senator" oraz niejako wyodrębniony epilog z tekstem "Po przyjaciół Moskali", można jednak mieć wrażenie że się uczestniczy w misterium, w nabożeństwie, które jest z jednej strony opowieścią o czymś, co było, ale z drugiej - tajemną mocą poezji - powtarza te zdarzenia w taki sposób, że realnie objawiają się one jako dziejące się tu j teraz, nie jako wspomnienie, ale "po raz pierwszy".

O wartości realizacji "Dziadów", powodzeniu bądź niepowodzeniu inscenizatora, decydować może - jak w każdym złożonym przedsięwzięciu teatralnym - wiele różnych czynników, rozstrzyga wszakże aktor obsadzony w roli Gustawa-Konrada. Bez Gustawa, a zwłaszcza Konrada, nie ma "Dziadów" i odwrotnie: wielki aktor w tej roli może nobilitować przeciętne przedstawienie. Jego "promieniowanie" bywa odczuwalne na scenie, nawet wtedy, gdy jest na niej nieobecny.

Jasielski powierzył tę rolę Marianowi Czerskiemu Kto to jest Czerski? - mają prawo zapytać nawet ludzie nieźle zorientowani w polskim życiu teatralnym. Odpowiadam: Czerski to wybitny aktor, który się narodzi! 22 grudnia 1984 roku w dniu premiery legnickich "Dziadów" Kto widział to przedstawienie, poza wszystkim innym, czego można w teatrze doświadczyć, był świadkiem czegoś, co zdarza się rzadko: narodzin aktora.

To coś bardzo pięknego: zobaczyć, jak aktor przemienia się w poetę, jak się w nim scala w jedno to. co osobiste, intymne. ludzkie, z tym, co profesjonalne, wyuczone, kontrolowane, jak z nosiciela treści i formy, sam staje się treścią i formą. Coś takiego zobaczyłem w Czerskim, siedząc 10 lutego 1985 na widowni legnickiego teatru, a za świadków mam widzów, którzy zachowywali się tak. jakby przestali oddychać: chyba jeszcze nie "słyszałam" podobnej ciszy w teatrze.

Czerski jest jeszcze bardzo młodym aktorem. Jest trzy lata po dyplomie. Ukończył Wydział Lalkarski wrocławskiej filii PWST Wcześniej dał się poznać jako utalentowany amator. Jak się dowiedziałem od tego wychowawców? bardziej chyba nawet niż talentem wyróżniał się dwiema cechami:- pracowitością i skromnością. Przypuszczam, że jest też bardzo wrażliwy. W Legnicy zdołał zagrać kilka ról, za które był zasłużenie chwalony. Ale tym razem można mówić o prawdziwej erupcji talentu. Dlatego też prawdziwe aktorskie narodziny kojarzę z rola w "Dziadach". Przymiotnika "wybitny" użyłem zaś z przeświadczeniem, iż czytelnicy i widzowie zrozumieją go jako odnoszący się do wielkich możliwości Czerskiego, jakie zapowiedział tą kreacja.

Polska publiczność, nawet ta z rzadka bywająca w teatrach, zna. choćby z telewizji kilka różnych aktorskich wcieleń w rolach Gustawa i Konrada. Niemal legendarne stało się osiągnięcie Gustawa Holoubka, w inscenizacji Kazimierza Dejmka "Dziadów", które zdjęto w 1968 roku. Znacznie więcej osób miało okazję podziwiać kreację Jerzego Treli w przedstawieniu Konrada Swinarskiego. Sądzę wszakże, że nawet dla najbardziej wytrawnych i wybrednych widzów rola Czerskiego bywa zaskoczeniem, ujawniając jeszcze inne aspekty tej wielowarstwowej postaci.

Czerski w sposób prosty, niejako naturalny - w czym pomocna jest jego młodość - uwiarygodnia na scenie dojrzewanie Gustawa, jego przemianę w Konrada. W Gustawie tkwią dyskretne zapowiedzi Konrada, w Konradzie zaś nie został unicestwiony Gustaw. Jego Konrad to Gustaw, który dojrzał, z młodzieńca stał się mężczyzną. Oglądamy na scenie ów proces dojrzewania, jego dramatyczne napięcia, osiągające szczyt w Wielkiej Improwizacji. Metafora Mickiewicza ujawnia tutaj jeszcze jeden swój walor: przedstawia proces wzrastania człowieka.

Jak od wykonawcy Gustawa-Konrada zależy ostateczna wartość przedstawienia "Dziadów", tak partnerzy tego aktora mogą być współtwórcami tego sukcesu lub niepowodzenia. W inscenizacji legnickiej Czerski znalazł wsparcie w swoich starszych kolegach i w rówieśnikach. "Dziady" zintegrowały i bardzo zmobilizowały zespół, w którym wykonawcy dają z siebie wiele, niektórzy nawet więcej, niż zwykliśmy od nich oczekiwać. Mogą sobie pogratulować jako współtwórcy sukcesu Czerskiego, który jest zarazem sukcesem przedstawienia i ich osobistym sukcesem.

Pięknie dostraja się emocjonalnie do Konrada Arnold Pujsza w roli Księdza Piotra. Wyraziste i jednoznaczne postacie tworzą Sławomir Matczak (Senator), Tadeusz Kamberski (Doktor), Józef Gmyrek (Pelikan). Przejmująca jest Krystyna Hebda w roli Pani Rollison, osiągając zamierzony efekt bez nadużycia ekspresji. Zespół wykonawczy "Dziadów" jest skromny, toteż większość aktorów gra po dwie, a nawet trzy role, co nie jest zadaniem łatwym (nawet gdy to postacie z tła), jeżeli chce się je wykonać optymalnie.

Przesadziłbym, gdybym powiedział, że każda sytuacja i każda pojawiająca się postać wzbudziły mój entuzjazm. W przedstawieniu zdarzają się i mielizny. W dniu. w którym osiadałem "Dziady", bardzo nieprzekonujący był wykonawca roli Księdza - Adam Wolańczyk, w dialogu z nim tracił kontakt i przygasał nawet tak wcześniej pochwalony Czerski. Nie w pełni przebili się do mnie z dramatycznymi napięciami wykonawcy sceny w celi, przygotowujący w teatrze grunt do improwizacji przebudzonego Konrada. Nie wiem jednak, czy warto, a właściwie wiem, że nie warto roztrząsać w popularnym omówieniu drobiazgi lub rzeczy drugorzędne, gdy mamy do czynienia z sensowna i wartościowa całością A takie są właśnie legnickie "Dziady".

PS. Zapytany, czy musiałem pisać entuzjastycznie o premierze w Teatrze Współczesnym, chętnie odpowiem, że nie piszę o teatrze na niczyj obstalunek. Co zaś do "entuzjazmu": jeśli kto zechciał uważnie przeczytać, co napisałem o przedstawieniu "Jeden chybiony, drugi w serce", powinien był zauważyć, że starałem się wykazać. iż koncepcja reżyserska wcale nie jest głupia i bezmyślna, iż nie jest to przedstawienie o niczym (jak wynikało z relacji, które zasłyszałem po premierze), pozostając z dyskretnie zaznaczoną rezerwą co do rezultatu artystycznego Jeśli kto chce krótko i jednoznacznie: nie jest to - moim zdaniem - wielkie dzieło teatralne, ale prowokujące do poważnego myślenia nie tylko o Witkacym i jego epoce, co daj Boże, wszystkim przedstawieniom. I tyle rzeczywiście musiałem napisać z prawdziwego przymusu - wewnętrznego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji