Artykuły

Teatr w cztery oczy

Jeleniogórskie przedstawienie sztuki Kazimierza Brandysa "Bardzo starzy oboje" jest powtórką z pewnych okresów historii Polski. Nie ma tu co prawda podręcznikowej chronologii, ścisłych dat i niekończącej się dyskusji o przyczynach i skutkach, są jednak wspomnienia, wspominki i refleksje dwojga starszych ludzi, którzy w n-tą rocznicę swego ślubu oczekują wizyty swoich "wielkomiejskich" dzieci. Historia - w tych wspomnieniach wszechobecna - staje się zatem bardzo subiektywna i nierozerwalnie związana z postaciami pani Balbiny (Zuzanna Łozińska) i pana Adolfa (Bogusław Kozak).

Niewątpliwie takie spojrzenie na wydarzenia historyczne przeplatane czysto osobistymi przeżyciami pary małżeńskiej jest właśnie tym, co w spektaklu jeleniogórskim budzi zainteresowanie. Do całego przedsięwzięcia mam jednak zastrzeżenie, które brzmi nieco paradoksalnie - w pewnym sensie to co oglądamy na scenie to nie jest teatr. Gdy dwoje ludzi rozmawia, siedząc przy tym przez większość scenicznego czasu w jednym miejscu, to nie ma w zasadzie żadnego oczywistego powodu, by z tego rodzaju konwersacji robić spektakl. Chyba, że twórcy takiego przedstawienia potrafią różnymi środkami teatralnymi podnieść ową konwersację do rangi dramatycznie spójnej całości.

Nie udało się to na pewno reżyserowi sztuki Brandysa. Przedstawienie jest niemiłosiernie statyczne, mimo że sam tekst może momentami zainteresować, a obu propozycjom aktorskim nie można niczego zarzucić. Brakuje szczególnie jakiejś zdecydowanej koncepcji reżyserskiej, bez której tego rodzaju spektakl na scenie umiera. Jest to bardzo widoczne w nielicznych częściach przedstawienia, w których dochodzi do gwałtowniejszych spięć, czy też sytuacji konfliktowych między bohaterami. Momenty te są dramaturgicznie martwe, ponieważ otoczone są kiepską teatralną materią, z której żadnej scenicznej siły czerpać nie mogą. Stąd często rodzące się wrażenie, że poszczególne fragmenty jeleniogórskiego przedstawienia nie mają ze sobą logicznego związku lub też nie uzasadniają swego po sobie następstwa.

Pomijając jednak wszystkie te mankamenty, trzeba przyznać, że dzięki rzetelnej pracy obojga wykonawców jeleniogórska inscenizacja jest w sumie do oglądania, budzi kilka refleksji, a także chwilami bawi. Postacie obojga małżonków są dobrze ze sobą skontrastowane, co jest niewyczerpanym (acz nie w pełni wykorzystanym) źródłem zabawnych i całkiem poważnych spięć, a także działa ożywczo na dość duży natłok słów.

Nawet te jaśniejsze fragmenty przedstawienia są niestety rozpuszczone w trochę ckliwej, sentymentalnej i zbyt uproszczonej papce, która skutecznie zaciera wiele z tego, co w sztuce Brandysa ważkie i potrzebne. Kto wie czy nie dlatego właśnie nic w oczekiwaniu i rozterkach dwojga bardzo starych ludzi do końca nie przekonuje, a ich w zamierzeniu skomplikowany, pełen głębokich refleksji koniec życia jest w gruncie rzeczy prosty, szablonowy i dość płytki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji