Artykuły

Święto pwłne premier i bankietów

Kiedy przedstawienie "Kowala Malambo" w Teatrze Polskim dobiegło końca święty Piotr otrzymał ogromne owacje, a koledzy - aktorzy wygłosili Świętemu i jubilatowi okolicznościowy wierszyk a potem podarowali etatowemu "Żydowi" Teatru Polskiego nader gustowną żydowską czapeczkę. I w niej to Józef Jachowicz wystąpił w dwóch rolach Żyda z "Wesela i Pana Młodego. Za co też nagrodzony został ogromnymi brawami. Potem było czytanie depesz. Od władz, od ZASP-u od rektora łódzkiej PWST ze studenckich lat jubilata, Kazimierza Dejmka, od kolegów z którymi grywał: Sochnackiego, Michałowskiego i od syna z rodziną z Nowego Jorku Kazimierz Dejmek życzył swojemu dyplomantowi tego samego czego winszuje tez polskiemu teatrowi: dobrej kondycji artystycznej i finansowej.

Wcześniej przypomniano nam z telebimu role telewizyjne jubilata w "Prawdomównym kłamcy" Gorina, "Zakładniku" Claudela, "Ostatnich dniach" Bułhakowa i w "Dziadach". Kiedyś poznańscy aktorzy mieli jednak możność pokazania się w telewizji. Teraz - jak wiadomo - już się to skończyło. A gdy akcja na scenie dobiegła końca pojawił się na niej dyrektor Waldemar Matuszewski z kwiatami, a cała widownia gromko zaśpiewała jubilatowi "Sto lat".

W PIWNICY "u STULA"

Po piętnastu minutach akcja przeniosła się do foyer. Tam przy suto zastawionych stołach toasty wznieśli wiceprezydent Poznania Jacek Łukomski oraz dyrektor. Bankiet trwał jednak krótko, bo już po chwili, zaczął się następny z okazji otwarcia klubu. Tutaj najpierw odsłonięta została karykatura Nota-Nowickieeo przedstawiająca patrona klubu, niezapomnianego Stula Hebanowskiego. Potem jubilat wyszedł na środek sali, aby przeciąć symboliczną wstęgę do niego, której to końce zgodnie trzymali prezes teatralnego ZASP-u Edward Warzecha oraz kierownik klubu Marek Orchoń. Prezes Warzecha zaśpiewał, a kierownik muzyczny Klubu Szymon Melosik zagrał. I w tym też momencie pojawili się prosto z premiery "Parad" aktorzy z Teatru Nowego na czele z prezesem poznańskiego ZASP-u - Witoldem Dembickim, Marią Rybarczyk, Michałem Grudzińskim. Kto znalazł miejsce przy stole zasiadł, no i tok oto zaczęło się w Poznaniu życie klubowe. O ten klub środowisko toczyło boje od czterdziestu już chyba lat. Brak jego był dyżurnym tematem wszystkich spotkań z władzami. Wybór patrona okazał się wyjątkowo trafny. Stulka Hebanowskiego wszyscy w Poznaniu kochali i nader chętnie w jego towarzystwie po każdej premierze, ba po niemal każdym przedstawieniu, biesiadowali i dyskutowali.

OGNIE SZTUCZNE I KAROCA

W Teatrze Nowym w tym czasie była pierwsza premiera "Parad" Jana Potockiego. Tej drugiej Grand Cru dla Loży Patronów towarzyszył happening. Po przedstawieniu przed fronton teatru wyszła publiczność, a tam zajechała karoca z parą królewską, w niebo strzeliły race ogni sztucznych. Potem dopiero był bankiet Fundacji Teatru Nowego i jego Loży Patronów. Ale bez dziennikarzy.

BANKIET W WIŚNIOWYM SADZIE

Na premierę Czechowa w Kaliszu stawiło się całe miasto na czele z wojewodą i prezydentem miasta. Przyjechała tu też ze względu na Danielę Popławską grającą gościnnie rolę Raniewskiej delegacja Fundacji Teatru Nowego na czele z panią prezes - Ewą Kruk i jej małżonkiem Wojciechem, senatorem. Gości z Poznania było tu więcej, bo zjechali też do Kalisza przyjaciele artystki Roman Kordziński oraz profesor Ryszard K. Przybylski. Po przedstawieniu długo czytano gratulacyjne depesze. Od dwóch wojewodów - aktualnego Józefa Rogackiego oraz byłego, a bardzo dobrze w teatrze widzianego, Grzegorza Małeckiego. Wszyscy jak wiadomo oczekiwali, że podczas tej uroczystości ogłoszone zostanie nazwisko nowego dyrektora teatru. A gdy Jan Buchwald pojawił się na scenie, spodziewano się powszechnie, że to on właśnie poda do wiadomości, kto w wyniku konkursu został jego następcą. Wyników konkursu jednak nie ogłoszono. Poznaliśmy natomiast nazwiska najpopularniejszych aktorów tego teatru w dorocznym plebiscycie "Ziemi Kaliskiej". Otóż zostali nimi grający też w "Wiśniowym sadzie": Monika Szalaty oraz Jarosław Witaszczyk. Spektakl po spektaklu w ich to właśnie wykonaniu widocznie najbardziej przypadł Kaliszowi do gustu. Potem dopiero, a była to już godzina 23. można było przenieść się do foyer na popremierowy bankiet.

Z POMPĄ, RODZINNIE I... SMACZNIE

Na scenie było uroczyście i z pompą. Bogdan Trepiński, prezydent Gniezna, po premierze "Mieszczanina szlachcicem" w reżyserii Tomasza Szymańskiego wręczył Medale Pamiątkowe Św. Wojciecha wiceministrowi kultury i sztuki Jackowi Weissowi, wojewodzie poznańskiemu Maciejowi Musiałowi i dyrektorowi Wydziału Kultury Urzędu Wojewódzkiego w Poznaniu Lenie Bednarskiej. Medale, nagrody i dyplomy dostali też oczywiście ludzie sceny, wszak obchodziliśmy Międzynarodowy Dzień Teatru. Nawet udział "dostojników" nie usztywnił bankietu, który odbył się po sobotniej premierze. W Teatrze im. Fredry w Gnieźnie było jak zawsze - rodzinnie, sympatycznie, wesoło i... smacznie.

Zarówno w części oficjalnej, jak i w rozmowach kuluarowych wiele ciepłych słów padło pod adresem gnieźnieńskiego teatru - kochanego nie tylko przez mieszkańców miasta. Wszak na spektakle przyjeżdża tu "cały Poznań" i reszta Wielkopolski też.

Na bankiecie było luźno (to o atmosferze), choć tłoczno. Zacni goście znakomicie wpasowali się w klimat spotkania. Minister (komplementował "Mieszczanina", mówiąc, że premiera zadaje kłam opinii o kryzysie teatru), czuł się jak u siebie, nie tylko dlatego, że ma gnieźnieńskie korzenie. Przed laty w Teatrze im. Fredry był... pianistą.

Miłą tradycją popremierowych bankietów w Gnieźnie są specjalnie przygotowywane przez aktorów programy i upominki wręczane realizatorom. Sporą niespodziankę sprawił Andrzej Malicki, który dotąd premiery komentował głównie fraszkami. Tym razem napisał i odczytał recenzję w... gnieźnieńskiej gwarze. Reżyser spektaklu, Tomasz Szymański podczas uroczystości wręczania prezentów wystąpił w... szlafroku - imieninowym prezencie od zespołu. Dostał go specjalnie na próby "Mieszczanina szlachciem". Tym razem aktorzy uhonorowali go gongiem, żeby mógł ich sprawnie przywoływać i kadzidłem, bo w końcu dyrektorowi trzeba trochę pokadzić...

Pozostałym realizatorom aktorzy zamierzali ofiarować tygielki do parzenia kawy po turecku. Szyki nieco popsuł im handel. Scenografowie - Barbara i Lucjan Zachmocowie, choreograf Juliusz Stańda i kompozytor Mariusz Matuszewski w zastępstwie otrzymali więc czajniczki do... parzenia indyjskiej herbaty.

Bankietowi goście gratulowali premiery realizatorom i aktorom oraz raczyli się sałatkami i zakąskami, bardzo chwalono między innymi leczo z pieczarkami.

Wiele gratulacji zebrał pan Jourdain czyli Eugeniusz Nowakowski. Zdradził nam, że świetną kondycję zawdzięcza... rowerowi. Od sześciu lat jest namiętnym cyklistą. Przyjeżdża nie tylko do teatru, podczas urlopów właśnie rowerem przemierza kraj.

Dzień Teatru był więc w tym roku nader hucznie obchodzony, przynosząc nam, jak nigdy dotąd, aż tyle premier. Na następną z wyjątkiem tej kaliskiej Witkacego, długo czekać jednak będzie trzeba.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji