Artykuły

W szekspirowskim duchu

"Carmen" w reż. Pawła Szkotaka w Gliwickim Teatrze Muzycznym. Pisze Aleksandra Czapla w Gazecie Wyborczej - Katowice.

Inscenizacja opery Bizeta w reżyserii Pawła Szkotaka to sceniczna maskarada, karnawałowa igraszka bohaterów ze śmiercią i gra teatralną konwencją w szekspirowskim duchu. Niestety, wszystkie bilety na czerwcowe spektakle wyprzedano.

Jednym ze źródeł opery jest przecież renesansowa maskarada czasu karnawału. Czasu, kiedy odwraca się ustalony porządek, kiedy rządzą namiętności, szaleńczy śpiew i taniec. Czasu, w którym wierni mężowie ulegają kochankom, a najbardziej pobożne żony stają grzeszne.

Carmen ofiaruje Don Josému czerwoną różę niczym "kwiatem z purpurową plamą, zraniony strzałą kupida" ze "Snu nocy letniej", tym samym zaklinając jego miłość. W jednej chwili ten zwykły żołnierz porzuca ukochaną Micaëlę i przeradza się w kochanka o sile namiętności Romea. Miłość wyśpiewuje swojej Julii jednak nie na balkonie, ale na wojskowej wartowniczej platformie.

Nieprzypadkowo w drugim akcie na jednym ze stolików gospody wędrowni lalkarze odegrają marionetkami scenę śmierci kochanków z aktu czwartego: Carmen w czerwonej sukni i Don José w czerni. W tę niezwykłą noc przesilenia rozochocony i roztańczony tłum poniesie na rękach upojonego toreadora Escamilla, a wojskowi będą zażywać rozpusty z miejscowymi dziewczętami. U kresu karnawałowej rozpusty do tańca przyłączy się wywróżona kartami Śmierć - pojawiającą się pod postacią czarnego byka na szczudłach, pchającego przed sobą taczkę-trumnę.

"Carmen" jest operowym debiutem Szkotaka, który wykorzystał z jednej strony poprzednie doświadczenia widowisk plenerowych Teatru Biuro Podróży, z drugiej doświadczenia scen dramatycznych, traktując z natury sztuczne, operowe partie jako dialog tragedii. Specyficzną, bo surową i zdewastowaną, przestrzeń Ruin Szkotak wykorzystał jako pobojowisko wojny domowej, przenosząc akcję opery do Hiszpanii lat 30. Półkolista, dwupoziomowa, opuszczona scena stała się doskonałym światem, w którym swobodnie miesza się to, co ludzkie i rzeczywiste, z tym, co metafizyczne i wyimaginowane. Oryginalna, reżyserska wizja operowego widowiska nie mogłaby się powieść, gdyby nie wyjątkowy artystyczny zespół. Gwiazdę polskiej sceny operowej, mezzosopranistkę Małgorzatę Walewską, można śmiało posądzić o magiczne moce wokalne. Jej zmysłowa w tańcu, demoniczna w groźbie i łagodna w miłości Carmen oczarowała publiczność, która nagrodziła solistkę owacją na stojąco. Nie mniejsze uznanie zdobyli panowie: włoski tenor Marcello Bedoni jako opętany miłością kochanek Don José i jego rywal, pełen ekspresji Escamillo (w tej roli Rafał Songan). Muzyczną intensywność zagwarantowały zgromadzone na scenie Ruin trzy zespoły wokalne, w tym chór chłopięcy oraz zespół pod batutą Tomasza Biernackiego. Dla melomanów i teatromanów, którzy czekali na powiew świeżości w repertuarze operowym, gliwicka "Carmen" to wyborna propozycja na wysokim poziomie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji