Marta Andrzejczyk: Śpiewająca kura domowa
Potrafi być komiczna, gdy w piosence zastanawia się, kto ją pokocha jako trupa, i tragiczna, gdy w muzycznym monodramie wciela się w Wierę Gran. Jest utalentowana i petna wdzięku. Teraz pracuje nad monodramem "Śpiewająca kura domowa". Z Martą Andrzejczyk, śpiewającą aktorkąz Olsztyna, rozmawia Ewa Mazgal
Pani Marto, co o u pani słychać? Zacznijmy od ostatnich wydarzeń artystycznych.
- Wystąpiłam z koncertem w Chełmnie w pięknym kościele św. Ducha podczas Teatru w Duchu. Scena Letnia Teatru Agrafka. Z Robertem Bielakiem i Piotrem Banaszkiem przedstawiliśmy recital "Kobieta Czasownik".
Nienowy.
- Tak, ale za każdym razem jest inny. Mogę do niego włożyć takie piosenki, na jakie jest zapotrzebowanie publiczności. Jeżeli jest starsza, to śpiewam piosenki starej Warszawy i te z repertuaru Wiery Gran, jeżeli młodsza to proponuję "Se(ks)n z aniołami" na przykład (śmiech). Chełmno to przepiękne średniowieczne miasto, z którego pochodzi moja przyjaciółka Agnieszka Reimus-Kneżevic z Białego Teatru. W Chełmnie z Teatrem zdobyłyśmy nagrodę główną Gwoździa Programu 2017 na Ogólnopolskim Festiwalu Teatralnym. Do Chełmna mam sentyment.
To było ostatnio. A przedostatnio brała pani udział w dużym nowatorskim wydarzeniu.
- Ach, to był Cabaret Dada Go Roberta Bielaka!
Dodajmy, że Robert Bielak to wybitny skrzypek, kompozytor i aranżer, związany ze Sceną Babel, który wyjechał z Olsztyna na całe lata do Warszawy, a niedawno wrócił.
- Serce mu kazało wrócić do swojej muzy i miłości Agnieszki Symołon i zaczął siać, jak to Robert, ferment. Wiosną zagraliśmy koncert piosenek francuskich, apotem stworzył Cabaret Dada Go. Pierwsza odsłona miała miejsce 27 września w sali kameralnej amfiteatru w Olsztynie.
I cóż to za zwierzą ten kabaret?
- Najlepiej opisałby je Robert. Ja powiem tylko, że zaprosił kilkunastu wykonawców - sześciu muzyków, śpiewające panie, dwie pary tańczące oraz naszą córkę Igę Bielak-Andrzejczyk.
Ona śpiewa i tańczy?
- Tańczy. Przedstawiłaswoją solową, autorską etiudę. Iga ma 14 lat. Inscenizację zaproponowała jej reżyserka wydarzenia Agnieszką Kolodyńska. Najpierw tańczyła w windzie, potem na schodach, a potem na scenie amfiteatru. Winda była podświetlana, więc publiczność widziała każdy jej ruch. Widzowie byli nią zachwyceni. Idzie młode! (śmiech) Podczas koncertu grał na bodhranie mój mąż - koncert był zatem iście rodzinny. Śmieliśmy, że jesteśmy jak Kelly Family.
Gdzie córka uczy się tańca?
- Swoją pasję realizuje w Pracowni Tańca Współczesnego Pryzmat Katarzyny Grabińskiej, gdzie od 3 lat chodzi na zajęcia. Ma też mentorkę w osobie siostry mojego męża Gosi Lubienieckiej, która jest tancerką i choreografką związaną z Warszawskim Studiem Tańca. Stąd Iga debiutowała w tym roku w Warszawie, przedstawiając solową etiudę do autorskiej choreografii. Ma pomysły, lubi wyzwania, nie boi się improwizacji, bardzo jesteśmy z niej dumni.
Jakie piosenki śpiewaliście w Cabarecie Dada Go?
- Różne. Były piosenki Brela, Cohena, Cave'a. Ja śpiewałam kompozycję Roberta Bielaka do tekstu Adama Andryszczyka i "Tabakierę" czyli piosenkę Bregovicia i Kayah. Zróżnicowanie było bardzo duże.
Widziałam hasła, które prezentowali artyści. Wśród nich było i takie jak "Odwagi".
- Były hasła i był też song, skomponowany przez Roberta, który zaśpiewaliśmy razem. Każdy z nas przedstawił w nim swoją sceniczną postać, jedną z karcianych figur. Ja byłam jokerem.
I co pani śpiewała jako joker? Proszę zacytować kawałek.
- Taki bardziej gorszący?
Jak najbardziej!
- Jedna z moich kwestii to: Głodna jestem/wciągnę nosem każdy proszek/bardzo proszę... (śmiech). Ale były też bardziej liryczne fragmenty. Hymn trwał 8 minut.
I to była pierwsza odsłona Cabaretu?
- Tak. Z tego, co wiem, Robert drugą planuje na grudzień. Zaprosi różnych artystów, bo w Cabarecie ekipa będzie się zmieniała. Po zainteresowaniu naszych widzów - tych dawnych, z czasów Sceny Babel, i tych nowych - widać, że istnieje ogromna potrzeba. Potrzeba, żeby grać i śpiewać w różnych składach, żeby zapraszać gości. Nasza olsztyńska publiczność lubi ten rodzaj artystycznej aktywności. Jest to też pretekst do spotkania.
A jeszcze wcześniej przed Cabaretem Dada Go była w pani życiu zbrodnia.
- A, tak! "Zbrodnia" to spektakl na podstawie opowiadania Witolda Gombrowicza. Autorką adaptacji jest Agnieszka Reimus-Kneżević, która także przedstawienie wyreżyserowała. "Zbrodnię" grałyśmy w Zgierzu, dokąd jechałyśmy z przygodami czterema samochodami, z których dwa się zepsuły. Wróciłyśmy za to z dwiema nagrodami aktorskimi. Nagrodę dostała Iza Mańkowska-Salik i ja. "Zbrodnię" zaprezentujemy 24 listopada podczas naszego jubileuszu.
Naszego?
- Jubileuszu Teatru Białego.
Przypomnijmy, kto - oprócz pani - go tworzy.
- Skład od kilku lat jest niezmienny: Izabela Mańkowska--Salik i Agnieszka Reimus--Kneżević. Działamy od 15 lat. Mamy na swoim koncie wiele nagród.
I będzie to duży jubileusz?
- Tak. Zaprosiliśmy gości, wśród których jest Teatr Węgajty, Teatr Prawie Dorosły z Bartąga. Performatywną niespodzianką będzie występ Kuby Korzunowicza, Agnieszki Kołodyńskiej oraz udział Towarzystwa Naukowego Pruthenia. Zaprosiłyśmy naszych wszystkich reżyserów i reżyserki. Cale wydarzenie zaczniemy spektaklem dla dzieci Agnieszki i Izy "Nie przeproszę" i moim premierowym koncertem dla dzieci "Zaczarowana skrzyneczka: czyli jak jesień maluje liście". Wydarzenie powstaje przy w współudziale samorządu i Miejskiego Ośrodka Kultury w Olsztynie. Chcemy zaprezentować całą paletę naszych możliwości. Bo oprócz tego, że we trzy tworzymy Biały Teatr, to jeszcze każda z nas lub razem robimy różne rzeczy.
Pani jakie?
- Ja śpiewam! Stąd mój koncert dla dzieci z pięknymi piosenkami Marii Jenny Burniewicz w aranżacjach niezrównanego Piotra Banaszka. Jenny tworzyła je do Teatru Eurytmia. Dzieci zapraszam na godz. 16, a wieczorem na godz. 19 zapraszam dorosłych na Białą Noc Teatralną. Będzie się działo. Mam nadzieję, że będzie pysznie i pod względem artystycznym, i kulinarnym. - Nawet?!
- A co?!
Z tego, co pani mówi, jesienne życie artystyczne w Olsztynie będzie bogate.
- Oczywiście z dziewczynami z Białego Teatru nie można się nudzić. Szykujemy się na przykład do nowej sesji fotograficznej z Magdą Szurek. A tu, proszę zobaczyć, leży scenariusz mojego monodramu "Śpiewająca kura domowa". To są teksty i moje, i znajomych oraz fragmenty różnych poradników domowych. Monodram zrealizuję dzięki stypendium marszałka województwa.
Czy mogłaby pani zacytować fragmencik?
- Proszę. Na przykład kilka zasad udanych porządków: Najważniejszy jest precyzyjny plan i odpowiednie rozłożenie go w czasie. Mam nadzieję, że zdążę ze sprzątaniem przed końcem świata. I przez ten czas nacieszyć się porządkiem.
A to będzie? Szminki, spinki, kosmetyczki/ szale muszle i kamyczki/ Stary bilet tramwajowy i cukierek zjedzony do połowy/ Od wielu lat/ Nosi zębów twoich ślad...
- Będzie.
Kto to tak zgrabnie napisał?
- Kasia Matwiejczuk, wspaniałą kobieta, dramato i pisarka. "Śpiewającą kurę domową" przedstawię wyjątkowo w swoim mieszkaniu, gdzie zmieści się może 20 osób. Reżysersko zaopiekuje się mną Agnieszka Kolodyńska, bo innej osoby w tej roli sobie nie wyobrażam. Będzie to monodram perfomatywny z muzyką na żywo.