Artykuły

Walka z Szatanem

Pomysł napisania poematu o Irydionie - Greku mszczącym się na Rzymie za tyrańskie ujarzmienie ojczyzny, zrodził się w Petersburgu - siedzibie znienawidzone po cara. Tam też, prawdopodobnie około 1833 r., powstała pierwsza, zniszczona przez poetę wersja wallenrodowskiej opowieści. Do zarzuconego tematu wrócił on przed ukończeniem "Nie-Boskiej Komedii". Pod wpływem przeczytanego "Fausta" Goethego, kluczowa postacią dramatu postanowił uczynić satanicznego inspiratora spisku rewolucyjnego - Masynissę.

Zygmunt Krasiński - zagorzały przeciwnik rewolucji, nieuchronnej w jego przekonaniu, a utożsamianej z zagładą cywilizacji, akcje dramatu osadził w przeżartym kryzysem i rozstrojem cesarstwie, w obliczu nowego porządku, jakim jest w "Irydionie" rodzące się chrześcijaństwo.

Opowieść o losach "syna zemsty" u Krzysztofa Babickiego rozpoczyna i kończy wędrująca bez celu jeszcze nieliczna, jedna z gmin chrześcijańskich, wzorcowa, złożona z kobiet, niewolników, jednego wariata i wróżki!?), akademicko (żeby nie powiedzieć akademiowo) rozstawiona na scenie. W ustach chrześcijan historia nabiera wymiaru opowieści o walce Boga i Szatana sporu o duszę, o zbawienie.

Zadanie scenografa było o tyle trudne, że Krasiński wyznaczył istny kalejdoskop miejsc akcji, począwszy od komnat pałacowych, poprzez katakumby, a skończywszy na szczycie góry, otoczonej morzem. Pomysłowi reżysera podporządkowana została czytelna, funkcjonalna scenografia, której centrum Zofia de Ines-Lewczuk, uczyniła drogę wiodącą na szczyt Golgoty - góry hańby i odkupienia. Tam pojawia się zarówno tajemniczy, historyczny Szatan Masynissa, jak i nieśmiertelny, zbudzony "ze snu wieków" do służby miłości i ofiary Irydion. Wnętrze góry kryje podziemne, duszne od zapachów kwiatów sale pałacu Heliogabala. Wprawdzie scenografowi nie udało się stworzyć zniewalającej iluzji pałacowego przepychu, a otwierające się puzderko jest tylko jego anemiczną namiastką, ale pochwalić należy pomysłowa i czytelna konstrukcje, a przede wszystkim wspaniale zaprojektowane kostiumy, które zwłaszcza u Heliogabala. Mammei i Eutychiana są prawdziwymi perełkami.

Reżyser przeciągnął zakończenie spektaklu, mającego co najmniej dwa finały i niepotrzebnie dointerpretował dramat (moralizatorsko jednoznaczny i przez to banalny zabieg wprowadzenia wskrzeszonego pieśnią "do czynu" Irydiona, zaopatrzonego w białą laskę ślepca). Udało mu się jednak zbudować kilka pięknych scen, popisać się konsekwencją myślowa i jej sprawną realizacja na scenie.

W spektaklu zwłaszcza świetnie psychologicznie zarysowaną i brawurowo zagrana Kornelia jest Teresa Sawicka, a klejnocikiem - stylizowana rólka Geny Wydrych, która schowana za wielkim Wachlarzem, jak płochliwy paw, czy też postać wyjęta z rysunków Bertsleya, przechadza się po scenie. Doświadczenia zabrakło Jackowi Mikołajczakowi (Irydion) - aktorowi o interesującym głosie. Rozumnie interpretowany tekst i pięknie powiedziane niektóre monologi, zakłóca niepotrzebny krzyk i przedziwne, niekontrolowane grymasy. W manierycznych minach i histeriach zagubił się niestety, Heliogabal Roberta Czachowskiego, nie istniała prawie papierowa Elsinoe Katarzyny Głodyszek. Siły przekonywania i tajemnicy zabrakło beznamiętnemu, Andrzejowi Makowieckiemu (Masynissa) i Zbigniewowi Górskiemu (biskup Wiktor).

Spektakl mimo ułomności aktorskich broni się, może dyskusyjnym, ale jasno przeprowadzonym pomysłem interpretacyjnym i inscenizacyjnym, przestrzenną scenografia i interesująca muzyką Zbigniewa Korneckiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji