Artykuły

Warszawa. Premiera "Żołnierza królowej Madagaskaru" w Polskim

25 października w Teatrze Polskim odbędzie się premiera "Żołnierza królowej Madagaskaru" w reż. Krzysztofa Jasińskiego.

Saturnin Mazurkiewicz - stateczny mecenas z Radomia, wdowiec na wydaniu, założyciel i prezes Towarzystwa Krzewienia Dobrych Obyczajów i Walki z Zarazą Moralną oraz jego syn Kazio - początkujący dramaturg, afrykanista hobbysta ruszają w podróż do stolicy, gdzie teatrzyk Arkadia wystawia debiutancką sztukę Kazia pt. "Żołnierz królowej Madagaskaru".

A tam... Warszawa międzywojenna, rozkoszna, szalona Warszawka, piękne panie i... teściowe, narzeczeni i mężowie, bale i skandale, kabarety, strusie pióra, kankan, koronki i wachlarze, Kamilla, Józia, Rózia, Fruzia...

Bój się Boga, Mazurkiewicz!

W nagraniu muzyki do spektaklu udział wzięła Orkiestra Sinfonia Viva.

Spektakl realizowany jest w ramach obchodów stulecia odzyskania niepodległości. Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Spektakl dofinansowany ze środków Samorządu Województwa Mazowieckiego w ramach projektu "Obchody 100 rocznicy Odzyskania Niepodległości".

Krzysztof Jasiński (ur. w 1943 r.) - aktor i reżyser. Absolwent wydziału aktorskiego Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. Ludwika Solskiego w Krakowie (1968 r.). Założyciel i wieloletni dyrektor krakowskiego Teatru STU, gdzie był współtwórcą spektakli okrzykniętych manifestem pokolenia: "Spadanie", "Sennik polski", "Exodus" oraz późniejszych: "Hamlet", "Wyzwolenie", "Biesy". W swoim dorobku reżyserskim ma m.in. opery Giuseppe Verdiego "Makbet" i "Rigoletto" w Teatrze Wielkim w Poznaniu; musical "Chicago" w Teatrze Komedia w Warszawie; widowiska telewizyjne i benefisy w krakowskim Teatrze STU. W Teatrze Polskim wyreżyserował "Zemstę" Aleksandra Fredry (premiera w 2013 r.) oraz "Wesele" Stanisława Wyspiańskiego (premiera w 2015 r.).

Słówko od przeróbcy "Żołnierza królowej Madagaskaru":

"Propozycja "napisania na nowo" starej farsy St. Dobrzańskiego "Żołnierz królowej Madagaskaru" przyszła w jak najbardziej sprzyjającym tej pracy okresie: od wielu miesięcy wertowałem pękate roczniki "Kuriera Warszawskiego", "Kłosów", "Kolców" i "Muchy" z tych właśnie czasów, oglądałem nieprzeliczone ilości karykatur Kostrzewskiego i Mucharskiego, rozczytywałem się w pamiętnikach i powieściach z lat 1850-1890, a u nielicznych już dziś gawędziarzy zbierałem ustne informacje o potocznym życiu tej kłosowo-kolcowej Warszawy, raczej Warszawki, bo o niej, codziennej, ulicznej, kawiarnianej i teatralnej, ogródkowej i literackiej zamierzałem napisać coś w rodzaju ni to powieści, ni to kroniki obyczajowej, a ozdobić chciałem ten staroświecki reportaż samymi "fotogramami" i rycinami z ówczesnych pism. Materiały te nadal gromadzę - i gdy mi czas pozwoli zestawię z nich kiedyś panoramę Warszawy w kolorach żółtawych, wyblakłych, biało-kawowych i niewyrażalnie szarych, jak fotografie z tego okresu i wzruszające ryciny z ówczesnych "Tygodników Ilustrowanych" i "Kłosów" - "Światowidów" ojców naszych i dziadków. Z wielką więc ochotą zabrałem się do "Żołnierza królowej Madagaskaru", farsy z wielkimi tradycjami teatralnymi, bo to podobno był "szlagier" pierwszej klasy, zawsze z powodzeniem wznawiany. Ja tej sztuki nigdy nie widziałem, ani nie czytałem, ale od starych autorów słyszałem zawsze, że "ho-ho!" - i rzeczywiście: naiwna, prymitywna w budowie, lecz zabawna i zgrabnie zbudowana, oczywiście z tym zastrzeżeniem, że gdyby w owych czasach były telefony - cała sztuka nie miałaby już absolutnie żadnego sensu, nawet by się nie zaczęła, bo Kamilla zatelefonowałaby do Mląckiego, zamiast mu różowy liścik do domu posyłać. Tak samo mama Mącka nie pchnęłaby biednego Mazurkiewicza za kulisy, lecz zadzwoniłaby tam po prostu... I w ogóle, na każdym kroku, myślimy sobie: po co ci ludzie tak pędzą i ganiają? Czyż nie łatwiej zatelefonować? Ale w tym właśnie sęk, że telefonów albo zupełnie jeszcze w Warszawie nie było, albo kilkanaście aparatów (w "Kłosach" roku 1885 co tydzień czytamy o paru nowych abonentach).

Wspomniałem o Mazurkiewiczu... Czcigodny pan mecenas z Radomia nie dostał się wprawdzie do literatury, sztubacy nie piszą wypracowania na temat "krzywej uczuć Mazurkiewicza" i nieznajomość "charakterystyki" p. Saturnina nie staje na przeszkodzie otrzymaniu matury - a przecież nie lada zrobił karierę bohater naszej sztuki! Stał się przysłowiowy! Żyje do dziś w starodawnym powiedzonku: "Bój się Boga, Mazurkiewicz!", znanym starszemu pokoleniu jak Polska długa i szeroka.

Ten okrzyk komicznej rozpaczy radomskiego mecenasa przeprowadziłem czerwoną nicią przez jego zabawne przygody. Rozprowadziłem je na siedem obrazów, gdy oryginał ma ich trzy: w mieszkaniu Mąckich, za kulisami i w hotelu Europejskim. Sceny na dworcu w Radomiu, w handelku warszawskim oraz przedstawienie ogródkowe dopisane są przeze mnie, akt zaś oryginału, dziejący się za kulisami, rozbiłem na dwa obrazy za kulisami i w garderobie Kamilli. Z farsy Dobrzańskiego pozostawiłem zresztą sam tylko przebieg akcji, "stawiając" większość ról inaczej, niż to autor zrobił: za całą afrykańską awanturę między Kaziem i ojcem, za poetyczność Sabiny, za "Lilię Radomską" i dużo innych cech charakterystycznych po-szczególnych postaci - biorę winę na siebie. To samo ze stroną muzyczną sztuki. Oryginał nie ma żadnych piosenek. Dobrałem je ze starego repertuaru estradowego, z dawnych operetek i wodewilów, wspólnie z p. Tadeuszem Sygietyńskim, któremu za pomoc i rady serdecznie dziękuję."

Julian Tuwim

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji