Artykuły

Bitwa o teatr

"Strefa działań wojennych" w reż. Natalii Korczakowskiej w TR Warszawa. Pisze Jerzy Koenig w Dzienniku.

Dobrych kilka lat nie byłem w teatrze przy Marszałkowskiej. Z przyzwyczajenia nazywam go ciągle Rozmaitościami. Widziałem przedstawienie Jarzyny na Centralnym. We Wrocławiu, na festiwalu Dialog oglądałem spektakl Lupy z tym zespołem, także "Dybuka" Warlikowskiego. Na Marszałkowskiej dawno nie byłem. Teraz zabrał mnie redaktor W., żebym potrzymał rękę na pulsie. Nie wypadła ta wizyta najlepiej. Oderwany od TR nie radziłem sobie z tą, trochę egzotyczną dla mnie, rzeczywistością sceniczną, która nosi nazwę "Strefa działań wojennych", autorstwa Michała Bajera, w reżyserii Natalii Korczakowskiej. Moja wina. Usiłowałem uchwycić sens dramatu. Męczyłem się, próbując pojąć zasadę działań scenicznych. Bezskutecznie. Pomyślałem, że to z powodu utraty wrażliwości na teatr, ale reżyser B., teatrolog N., redaktor M. pocieszyli mnie, że mają podobne kłopoty. Sprawa jest więc poważniejsza. Istotnie w tomie tekstów dramatycznych dołączonym do zaproszenia we wstępie czytam: "wypróbować i poddać weryfikacji nowe metody scenicznej narracji, odnaleźć dla polskiego teatru nowe estetyki". Ucz się! Oto matka (Maria Maj), córka (Agnieszka Podsiadlik) i zięć (Rafał Maćkowiak) prowadzą zdemontowane monologi, które zdają się wskazywać na istnienie w tej rodzinie trudnych do zdefiniowania problemów. Jeżeli banał codzienności skomponujemy w niecodziennym porządku, przypisując każdej z postaci surrealistyczną aurę zachowań, otrzymamy nową jakość estetyczną - tak w skrócie da się określić ten eksperyment artystyczny. Wczesny Ionesco do piątej potęgi. Pójść o trzy kroki dalej niż poczciwy paryski dramat absurdu sprzed 50 laty - to miara dość bezczelnej ambicji. Idźmy dalej niż tamci konserwatywni Francuzi, wykażmy się zaangażowaniem ideowym, pokażmy, jak najnowsze przemiany (polityczne, społeczne, kulturowe i obyczajowe) wpłynęły na nasz sposób życia i patrzenia na rzeczywistość" (ditto). Dawno, kiedy ten teatr był na Pradze, na Szwedzkiej, Maryański ze Słońskim

wabili nas na przedstawienia Baranowskiego, Jarnuszkiewicza, Kelma, potem na Marszałkowskiej prezentował się teatr Cieplaka, zaczynał się Jarzyna, rozbłysnął talent Warlikowskiego - i trzeszczał establishment teatralny. Grymasiliśmy na tamtych młodych, niektórzy się ich bali, bo chłopcy mieli talenty. Boję się miernoty, która podejmuje walkę o teatr, zamieniając scenę w poligon. Huku będzie bez miary, sporo dymu - i zgliszcza. Nie wyobrażam sobie dziś teatralnej Warszawy bez Rozmaitości, chcę mieć ten ich "inny" teatr, ale niech mnie złości, a nie budzi litość. Jeszcze jedno. Nie chwalmy się na prawo i lewo tym, po co robimy teatr. Zapytajmy o co innego: po co ludzie w ogóle chodzą do teatru?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji