Artykuły

BTL ma "Mały sklep z okropnościami". Będzie duży przebój

"Little Shop of Horrors" Howarda Ashmana i Alana Menkena w reż. Michaela Vogla w Białostockim Teatrze Lalek. Pisze Jerzy Doroszkiewicz w Kurierze Porannym.

Michael Vogel wyreżyserował w BTL "Little Shop of Horrors". wyreżyserował w BTL . Musicalowa konwencja i żywy zespól gwarantują rozrywkę na najwyższym poziomie. Lalki też są. i to nie byle jakie.

Ta historia w zachodnim, nieco zblazowanym wszak świecie, cieszy się wielką popularnością. Pewnie po części za sprawą muzyki, ale też prostoty przekazu, która popycha nawet amatorskie trupy, do tworzenia mniej lub bardziej udanych inscenizacji. Dlaczegóż zatem ta w Białostockim Teatrze Lalek miałaby być jakaś wyjątkowa?

Ano właśnie dlatego, że posiłkując się komediowym horrorem mieszającym mit Fausta z nieskażonymi rozumem kretynkami z amerykańskich przedmieść podlanymi piosenkami z filmu "Grease" zabiera widzów w świat teatralnej umowności. Świat, w którym wydarzyć się może znacznie więcej niż w krainie gumowych kwiatów i przebierańców.

Tu niemiecki reżyser Michael Vogel, celowo postawił na minimalizm. Wystarczą detale, klasycznie dla tego twórcy zaprojektowane lalki i ogromne poczucie humoru, by pastisz horroru zamienić w kabaretowe szaleństwo. Młodzi aktorzy Białostockiego Teatru Lalek mają dystans i do siebie, i do tego tekstu. Katarzyna Siergiej przetłumaczyła "Little Shop of Horrors" jako "Mały sklep z okropnościami" łącznie z tekstami piosenek w sposób naturalny, pełen rytmu -w końcu sama jest aktorką, zatem wyczucie sceny - prawdy i fałszu - jej nie jest obce.

Jak to w musicalach bywa, poszczególne scenki łączą piosenki i vice versa. Rock and rollowe hity, obowiązkowy duet miłosny, sceny zbiorowe - wszystko poprowadzone z przymrużeniem oka, a jednocześnie przez aktorów zagrane całkiem na poważnie. Tu nikt nie odpuszcza sobie śpiewania, czy nawet najmniejszego gestu albo miny. A są też prawdziwe perełki. Ot, choćby zagranie głodu malutkiej Audrey 2 przy pomocy przeraźliwego pisku przez Kamilę Wróbel-Malec to przecież popis i sprawności animacji, i ogólnie pojętego warsztatu. A Łucja Grzeszczyk współpracuje z Błażejem Piotrowskim - Seymourem w kwestii skarmiania krwiożerczego kwiatka z iście operetkową wprawą.

Aktorki, dzięki rewelacyjnej wyobraźni reżysera, ograją maksymalnie dentystyczny fotel, w końcu same przejdą na oczach widzów niesamowitą metamorfozę. Skoro ma być horror "B" klasy, to obietnica musi być dotrzymana. A propos smaczków, można upaść ze śmiechu, kiedy ekipa będzie wcinała poobcinane paluszki, a efekty działania maszyny do wytwarzania dymu, Ryszard Doliński skwituje od niechcenia: "Chyba za dużo palę". Nestor sceny BTL swoim potężnym głosem straszy, śpiewa, jest znakomitym kontrapunktem dla młodej krwi, choć w wypadku "Little Shop ofHorrors" tym słowem należy szafować ostrożnie.

W musicalu ważny jest finał. O ile muzycznie, finałowy song nie jest szczególnie porywający, za to choreografia i przede wszystkim - scenografia - czynią prawdziwą wizualną ucztę. Ze zdziwieniem patrzy się na zegarek, że to już koniec.

Na Zachodzie prywatny teatr potrafi grać jeden tytuł musi-calowy przez 30 lat. Czytelnicy na obejrzenie "Little Shop of Horrors" muszą poczekać do 21 grudnia. Ale dopiero w 2019 roku przekonamy się jak wielki to będzie przebój BTL.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji