Artykuły

Wspomnienie po Panach Dwóch

"Piosenka jest dobra na wszystko, czyli nieobecni mają rację" w reż. Waldemara Śmigasiewicza w Teatrze Improwizacje w Białymstoku. Pisze Monika Żmijewska w Gazecie Wyborczej - Białystok.

Po breweriach w hotelu Rubin czwórka improwizatorów zajęła się śpiewaniem. Skutek? Porywająco nie jest, ale do przyjęcia.

Teatr Improwizacje (kilkoro aktorów Teatru Dramatycznego, którzy założyli własną grupę teatralną) kojarzą ci, którzy zdążyli zobaczyć "Gąskę" - znakomity spektakl wg Nikołaja Kolady, zrealizowany w przestrzeniach białostockiego hotelu Rubin. Teraz improwizatorzy sięgnęli po teksty Kabaretu Starszych Panów i przygotowali drugą w tym roku premierę: "Piosenka jest dobra na wszystko, czyli nieobecni mają rację" wedle scenariusza i w reżyserii Waldemara Śmigasiewicza.

Daleko premierze do "Gąski" - zarówno pod względem wykonania, jak i inscenizacji. Ale jeśli ktoś ma ochotę na niezobowiązujący wieczór z winkiem przy stoliku, kabaretowy klimat, piosenki (obok niezłych wykonań zdarzają się też wątpliwej jakości) i przede wszystkim humor Starszych Panów Dwóch (choć niekiedy przyduszony nadmiarem min, które aktorzy stroją na potęgę) - niech się na spektakl wybierze (gwoli ścisłości dodajmy, że na premierze aktorzy dostali rzęsiste oklaski).

Rzecz się dziej e w Famie - kawiarni, jak przystało na kabaretowo-kawiarniany klimat spektaklu. Tym razem aktorzy zajęli kawiarnię, w której mogą jeździć rowerem i uganiać się między stolikami, a jak trzeba - wtopić się w publiczność. Na tle zabawnej, figlarnej i utrzymanej wyjątkowo w klimacie najsłynniejszego duetu kabaretowego scenografii Magdaleny Gajewskiej: biała ściana z wymalowanym fruwającym stolikiem i krzesłami - otrzymujemy zbiór najsłynniejszych piosenek Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego, powiązanych zalążkiem skrótowej fabuły. Oto pewien osobnik (Robert Ninkiewicz) znajduje egzemplarz sztuki "Jedzcie stokrotki" i postanawiają wystawić. Próbuje skompletować obsadę, choć możliwości małriepskie: pod ręką jest tylko zalękniona (choć z ukrytym temperamentem) Bidula (Jolanta Borowska), elegancka babcia podsłuchiwaczka (Dorota Radomska), cyklista Romuś (Krzysztof Żemło) i tatuś reżysera, który właśnie wyszedł z kicia, choć udaje, że przyjechał z wakacji (ponownie Ninkiewicz).

Każdy z tej gromadki ma możliwość solowego popisu. Zaczyna się nieźle i jest nawet śmiesznie - źródłem komizmu jest tu zestawienie tekstu z osobą, która jest jego żywym zaprzeczeniem. Bidula (niezła Borowska) o fizjonomii

nieporadnego dziewczęcia - ma być przyszłą Isadorą Duncan, co jest równie zabawne, jak śpiewana przez nią pieśń o tęsknocie za sadystycznym ukochanym ("Katuj, tratuj"). Zabawna jest babcia (Dorota Radomska), która po zrzuceniu płaszczyka okazuje się być młodą, żądną wrażeń kobietą, która w amoku wykonywanej pieśni ("Szarp pan bas" - wypadło prawie tak dobrze, jak pierwowzór Krafftówny) zaczyna obściskiwać olbrzymi futerał od kontrabasu. Zabawny bywa Ninkiewicz w roli staruszka do wszystkiego. Ale im dalej w las, tym gorzej .Kiedy aktorzy zaczynają przedkładać zgryw z piosenki nad jej prostotę i finezję tekstu -jest już mniej zabawnie.

Na spektaklu spodziewać się możemy tego wszystkiego, co pozostawili po sobie nieśmiertelni Panowie Dwaj, choć w rozwodnionej proporcji: jest dość rzewnie, dość melancholijnie, dość zabawnie. Choć jak na mój gust - zbyt szkolnie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji