Artykuły

Teatr wyobraźni

"Nic, dzika mrówka, Adam i Ewa - Zmysłowisko" Maliny Prześlugi w reż. Ewy Marii Wolskiej w Teatrze Animacji w Poznaniu. Pisze Monika Nawrocka-Leśnik w portalu kultura.poznan.pl.

Słuchowisko? Znacznie więcej. W czasie niespełna godzinnego "Zmysłowiska" w Teatrze Animacji odbiorcy dosłownie poczuli wiosnę. Zrobiło się nieco cieplej, wiał przyjemny wiatr i ćwierkały ptaki.

Nie mam prawa wypowiadać się w imieniu osób niewidomych, którym przede wszystkim dedykowany jest spektakl "Nic, Dzika Mrówka, Adam i Ewa" na podstawie sztuki Maliny Prześlugi. Ale niech pierwsza rzuci kamieniem ta spośród osób widzących, która podczas spektaklu inaugurującego cykl "Zmysłowisk" nie podglądała! Bo ja po raz pierwszy podniosłam okulary - te miały zapewnić "sprawiedliwość zmysłową" wszystkich odbiorców, już kilka minut po jego rozpoczęciu. Ciekawa byłam jak tworzy się efekty dźwiękowe, skąd wieje wiatr i jak rozpylane są zapachy. I niby wiedziałam też, że na środku sceny stoi "sztuczna głowa", która rejestruje dźwięki w taki sposób, w jaki docierałyby one do uszu słuchacza, gdyby ten znajdował się dokładnie w tym miejscu, w którym umieszczony jest mikrofon. Ale musiałam sprawdzić, czy słuchawki działają... I czy aktor na pewno nie stoi za moimi plecami (choć nawet technicznie nie byłoby to możliwe) albo czy nie szepcze wprost do mojego lewego ucha.

Eksperyment z wykorzystaniem mikrofonu binauralnego przeprowadzono na tekście, w którego centrum znajduje się Nic, czyli abstrakcyjny byt z dużym potencjałem lalkowości (to musi być marionetka), charakterystyczny dla pisarstwa Maliny. Autorka obdarzyła owe Nic świadomością (a ja ciałem - drewnianym, ale nie kruchym, z wydłużonymi kończynami). Bohater na początku (świata i sztuki) był sam i taki stan rzeczy bardzo sobie cenił, dlatego każda nawet najmniejsza ingerencja w jego suwerenność, przyprawiała go o ból głowy. Najpierw w pusty i cichy (!) świat Nicego wkroczyła Dzika Mrówka, która szukała domu dla swojego licznego potomstwa (skonstruowane przez moją wyobraźnię mrówczątka podskakiwały po scenie jak zerwane korale bursztynów), a potem pojawili się w nim również zrzuceni z nieba Adam - trochę mężczyzna, trochę chłopiec, i Ewa - trochę kobieta, trochę dziewczynka, którzy zanim się w sobie zakochali, swoimi kłótniami notorycznie zakłócali spokój Nicowi. Nic ostatecznie jednak godzi się z sytuacją i akceptuje nieproszonych gości. Niemniej jednak wcześniej jesteśmy świadkami trudnego procesu poznawania i budowania więzi pomiędzy postaciami, uczenia się przez nie współdziałania.

Na tę oryginalną Księgę Rodzaju składa się nie tylko delikatny zapach, słowo (odpowiednio zaintonowane i wypowiedziane, z różną siłą, wysokością, dostosowane do treści) i dźwięk (aktorzy wydają odgłosy ptaków, gałęzie zastępują las, a mini bębenek mrówcze kroki), ale także scenografia. Za tę ostatnią odpowiada jednak każdy z obiorców. I bez wcześniejszej analizy przestrzeni, sprawdzenia możliwości technicznych sceny i konsultacji z reżyserem, nie ruszając się z wygodnej poduszki, robi tak naprawdę to, co chce. Aktorzy i lalki nie są już nadzy, metafory dźwięków przybierają kształt. A zapachy zaczynają nawet smakować...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji