Artykuły

Wartość indywidualnego doświadczenia

[...] "Potem we Lwowie, w barwach Pogoni, przepłynąłem pięćdziesiąt metrów w trzydzieści dziewięć sekund. Na tamte czasy nie tak źle.

Proszę Tomka Strouxa, żeby mnie sprawdził na pięćdziesiąt metrów. Ma stoper. Wyszło czterdzieści cztery sekundy. Nie tak dobrze, ale znów nie tak źle, jak na te czasy. Pięć sekund straconych w ciągu bez mała sześćdziesięciu lat. Tylko tyle? Wszystko więc la recherche pięciu straconych sekund?

W kąpielisku pod moimi oknami tych pięć sekund przeszło niepostrzeżenie. Przyglądam się kąpiącym. Niczego nie zapomnieli, a przecież wielu z nich ma dopiero pięć, dziesięć, piętnaście lat. Z podobnymi co ja uczuciami stuletnia mrówka oglądałaby prawdopodobnie mrowisko swego dzieciństwa: te same ścieżki, te same nawyki, ten sam wygląd takich samych ciał tej samej rasy; te same zabawy, prace, uciechy, perspektywy, tylko egzemplarze wymienione.

Ale kto to widzi poza stuletnią mrówką?"

Cytat za długi, wiem, mimo to żal mi wcześniejszych fragmentów rozdziału za-mykającego ten tom wspomnień. Ćwiczeń z pamięci Erwina Axera nie da się bez szkody dla uwewnętrznionych w ich literackiej kompozycji sensów, cytować krótko, choć dobrego wyjścia nie ma, próbki dłuższe również pokazują jego pisarstwo w sposób niezadowalający. Czy trzeba nie wiem, myślę, że warto. Analizowanie tej prozy bez cytatu przypomina trochę opisywanie ślepemu malarstwa, można opowiedzieć rysunek, linie napięć, fakturę, ale tylko okiem można zobaczyć światło i kolor, bez których obraz pozbawiony zostaje życia i artyzmu.

Dlatego najchętniej, zapominając o recenzenckich powinnościach, nakazujących rzecz rozłożyć na części pierwsze i opisać jak została zrobiona, przytoczyłabym inne minieseje, opowiadania, krótkie formy narracyjne, drukowane przeważnie w Dialogu na kolumnie przeznaczonej dla felietonów. Dukt prozy Axera wzrusza, skłania do zadumy, rozśmiesza, by za chwilę zadziwić nieoczekiwaną pointą, zastanowić paradoksalną oczywistością sądu, trafnością skojarzeń. Nurt myśli wyważonych i precyzyjnych, umiejętność łączenia zjawisk i pojęć na pozór do siebie nieprzystawalnych, pomagają odnajdować właściwą miarę rzeczy i zjawisk. Przywracają wiarę w ład świata dyktowany obrotem sfer niebieskich i właściwościami ludzkiej natury, jeśli tylko uda się je obserwować we właściwych proporcjach i stosownymi narzędziami.

Wobec tych doznań analizowanie materii języka, przystającej w sposób adekwatny do wyrafinowanej konstrukcji literackiej wydaje się zajęciem tyleż niewdzięcznym co beznadziejnym. Zwłaszcza komuś, kto niezupełnie potrafi oddzielić dzieło od osoby autora. Jak przed laty w szkole teatralnej, tak i dziś w czasie lektury, pozostaję pod urokiem jego stylu bycia i osobowości. Głupotę studentów zbywał dobrotliwym uśmiechem, może przez lata nauczania zdążył do niej przywyknąć, choć bardziej pewne, że wobec marności świata stosował ciepłą wyrozumiałość i dalej robił swoje, tzn. na przykład opowiadał o niemieckich tradycjach wystawiania "Marii Stuart". Udawał, że traktuje nas poważnie, wyjątkowo skutecznie; wychodząc z jego zajęć czuliśmy się jakby nieco mądrzejsi i nieco lepsi, a nie upokorzeni. Wzbudzanie podobnych uczuć udaje się tylko ludziom, którzy znaleźli wewnętrzną harmonię, zapewniającą jasność sądu. Dowodów w ilościach wystarczających dostarczają jego książki.

Przyznaję więc, że nie mam do pisarstwa Axera stosownego krytykom dystansu, być może dlatego, że wiele opowiedzianych zdarzeń i anegdot, szczególnie tych z pierwszej serii "Ćwiczeń" poświęconej ludziom teatru, znam z wersji mówionej. Podczas asystentury przy "Learze" Bonda mieliśmy wrażenie, że nasze kontakty z profesorem zacieśniły się bardziej, choć dziś wydaje się to kwestią przestrzeni. Z utęsknieniem czekaliśmy przerwy, wynajdując zresztą różne preteksty, by ją przyspieszyć i przedłużyć. Udawaliśmy się wówczas do miejsca zagraconego w zupełności stołem, lodówką i kuchenką gazową, zwanego bufetem teatralnym. Tam, przyciskani do siebie biustem pani Władzi, zawiadującej stertą mielonych i inną żywnością, oraz jej uprzejmym - "Panie dyrektorze, musi się pan nastąpić" - słuchaliśmy Axera.

Przerwa nie powinna być nieprzyzwoicie długa, więc ukochany Leon Schiller, Lena Eichlerówna, Szaflarska i Mrozowska ze swoją garderobianą, która wyrokowała na generalnej o sukcesie lub klapie spektaklu, Krzemiński i Wołłejko, Sokorski i Czechowicz, suflerki i brygadziści, słowem, tuzy teatru i ci, bez których nie mógłby on istnieć, pojawiali się tylko na chwilę. Pokazani w krótkiej scence, charakterystycznym geście, niepowtarzalnym przejawie swojej osobowości - słowie. Axer dbał o dramaturgię opowieści i jej zwartość, co wobec strawy i napojów podawanych przez głowy, wydrążanej z miąższu bułki (bo się odchudzał) było zrozumiałe. Tym bardziej, że chaos zachowań charakteryzujący te konwentykle co chwila zagrażał zburzeniem kompozycji anegdoty. Wystarczyło, by Wiesław Michnikowski zaczął jeść jajka na twardo, a Maja Komorowska zaśmiała się zaraźliwie, aby pointa legła w gruzach lub przeciwnie, jaśniała blaskiem komentarza do opisanej sytuacji. Nic więc dziwnego, że czytając dzisiaj te krótkie opowiastki, które pod piórem nabrały jeszcze wyrazistości, widzę jak Axer zatacza kciukiem prawej ręki nieokreślone półkole i wolno dobierając słowa najwłaściwsze, sprawdza reakcję słuchaczy. Tytuł "Ćwiczenia z pamięci" rozumiem całkiem dosłownie, gdyż niecodzienna forma jego prozy narodziła się w specyficznych warunkach. A biust pani Władzi, zdziwiona brew Michnikowskiego, ciekawość studentów i nieustanna obecność przypadku w doborze audytorium na wyrazistość i dramatyczność tej prozy miały wpływ nie całkiem bagatelny, choć bufet nie był jedynym miejscem jej próbowania.

"Kartki z pamiętnika" zebrane w tomie pozwalają wyraźniej dostrzec, jak bardzo teatralne jest Axerowskie widzenie świata. Jak autentyczne wydarzenia ważne i całkiem przypadkowe, ludzie bliscy i ci spotykani z racji uprawiania zawodu reżysera przez prawie sześćdziesiąt lat, pod jego piórem przechodzą proces teatralizacji. Narracja osiąga tu rzadko spotykaną dynamikę, nic w niej z rozlewności pamiętnikarskiego gawędziarstwa, żadnego obiektywnego porządku, nawet chronologia wydarzeń nie została zachowana. Axer miesza czasy i przestrzenie, obok wizyty Rubinsteina we Współczesnym, którym kierował czterdzieści lat, może się znaleźć opowieść o wojennym Lwowie i zeznanie w sprawie Władysława Daszewskiego, wypowiedź o "Marzycielach", ogromnym sukcesie reżyserskim autora, Musila i zespołu wiedeńskiego Burgu, który współtworzył wiele lat, znajdzie się szkic o Swinarskim, wspomnienia z niemieckiej niewoli sąsiadować mogą z wizytą w Oborach pod Warszawą, a sylwetki wybitnych aktorów ze wspomnieniami z uzdrowiska w Baden, gdzie jeździł na wakacje. Na podobnej zasadzie przenikania się istnieje w tej prozie świat realny i senne marzenia, poetycka opowieść o krasnoludkach sąsiaduje zaledwie o kilkadziesiąt stron od paru surowych zdań poświęconych lekarzowi, który w czasie powstania operował rannych wiedząc, że niedaleko zginęły jego dzieci. Prosił tylko młodych chłopców, by je przynieśli, chciał pochować zwłoki.

Erwin Axer zapisuje świat fragmentami, w formie gotowych scen, ich bohaterowie, ludzie znani i wybitni, podobnie jak spotkani przygodnie, książęta krwi tak samo jak członkowie najbliższej rodziny stają się aktorami dramatu i komedii życia. Uchwyceni w szczególnych momentach, gdy mimowiedny gest, niepowstrzymane emocje ujawniają ich stosunek do innych i świata, a słowa, zdania przytaczane jak kwestie, zdradzają ich prawdziwą naturę. Każdy szkic ma dokładnie określoną scenerię, dramaturgię, narastanie nastroju, punkt kulminacyjny i oczywiście, jak w dobrym spektaklu, pointę, niedopowiedzianą, wieloznaczną, często filozoficznie poetycką.

Figury tych szkiców układają się we wspaniałą kolekcję ludzkich typów sportretowanych z przenikliwością psychologa, co może mieć związek z galicyjskim wychowaniem w orbicie Wiednia, któremu patronował doktor Freud i fascynacją Proustem, obowiązkową lekturą elity jego pokolenia. Jerzy Stempowski jeden z mistrzów młodości, zarazem patron dojrzałego pisarstwa, określiłby bohaterów tej prozy jako postacie "wypukłe" rodem z tragedii, w czasie scenicznych wydarzeń podlegające przemianie, jakby były sądzone przez Boga w kategoriach ostatecznych. W przeciwieństwie do postaci "płaskich", komediowych, które pozostają dane i niezmienne, pozbawione pełnego wymiaru.

Autor z wyrozumiałością ujawnia osobliwe przejawy ludzkiego bytowania. Pokazuje np. wysokiego urzędnika jako prymitywnego durnia, lub chłodnego intelektualistę, który w pewnych sytuacjach nie potrafi opanować wzruszenia i wielu innych, zdradzających mimowiednie swą małość, kabotynizm lub przeciwnie - rozsądek, a nawet heroizm, o jaki nigdy ich nie można byłoby podejrzewać. Nielicznych tylko darzy szacunkiem, wielu obdarza bezinteresowną sympatią, nikogo nie potępia, co najwyżej lekceważy. Dowiedzieć się można od Axera, który żyje długo i wielu rzeczy doświadczył, mnóstwo. Można poznać konstelacje ludzkie, niemożliwe już do odtworzenia, większość jego najbliższych i tych którzy stanowili jego naturalne otoczenie, odeszła. Ale najważniejsze, że po sposobie w jaki autor mówi o innych poznajemy jego niepowtarzalny styl myślenia. Styl operujący zasadą sprzeczności i kontrastów, pozwalający na bliskie prawdy, plastyczne widzenie rzeczywistości. Właściwy ludziom dojrzałym i przenikliwym, którzy wysiłkiem intelektu nadają kształt własnemu doświadczeniu.

Erwin Axer należy do pokolenia, którego los starczyłby do obdzielenia jeszcze paru następnych. Wprawdzie cudownym zrządzeniem przypadków i dzięki pomocy wielu osób ocalał z wojennego kataklizmu, to jednak zawirowania historii dostarczyły, sam to pisze, "przygód w skali szekspirowskiej". Doświadczył, jak wszyscy tutaj, panowania dyktatur, totalitarnych wynaturzeń systemu głoszącego wyższość jednej rasy nad drugą, jak i tego, który obiecywał zupełną równość i zaspokojenie potrzeb. Wielu jego rówieśników zdobywa się na wysiłek uporządkowania przeszłości, rozeznania we własnej biografii. Pisząc pamiętniki, pod koniec życia, odczuwają potrzebę jakiegoś podsumowania swych powikłanych losów, wniosku, który by to wszystko uzasadniał albo przesłania zdolnego objaśnić świat, który wypadł z form.

Pamiętniki Axera wydane w dwóch seriach (drugi tom "Ćwiczeń z pamięci" ukazał się niedawno, pierwszy parę lat temu) świadczą o czymś zupełnie innym, jakby zrodziła je odmienna potrzeba, postawa poznawcza. Autor unika gwałtownych sądów, kategorycznych ocen ludzkich uczynków, nie znajdzie się w tej prozie słów zrodzonych z nienawiści, poczucia krzywdy nie tylko dlatego, że życie nie szczędziło mu sukcesów. Charakteryzuje to pisarstwo życzliwa wyrozumiałość, uwaga poświęcona bliźnim, nie pozbawiona jednakże przytomnego krytycyzmu lub ironii.

Wszystkie te cechy, można powiedzieć, odebrał autor wraz z wychowaniem w czasach, gdy dobre maniery, styl bycia, elegancja zachowań miały swój sens także światopoglądowy. Wychował się bowiem wśród ludzi, których kodeks postępowania zawierał pojęcia honoru, przyzwoitości, wrażliwości na cudzą krzywdę czy nieszczęście, a powściągliwość uczuć była nie mniej ważna od ich treści. Ludzie tej formacji, już prawie zanikłej, nie ścigają ułomności bliźnich z bezwzględnością inkwizytorów, przedkładają nad podobne zajęcia ćwiczenia intelektu, pielęgnowanie dobrych uczuć lub kształcenie własnego charakteru. Nie są to na pewno ludzie o temperamencie rewolucjonistów, przekonani o posiadaniu jedynej słusznej prawdy, stąd nie mają powodu, by zbyt personalnie angażować się w ideowe spory, zwłaszcza polityczne. Dzięki zachowaniu dystansu i miary, unikają obnażenia się przez skargę, pretensje czy oskarżenia, które tak często spotyka się w pamiętnikach poszukujących, aż do ekshibicjonizmu, usprawiedliwień dla własnej biografii. Wraz z nastaniem wolności, tego typu literatura obrodziła obficie, by wymienić tylko autobiografie Kotta, Miłosza, Korzeniewskiego, Stryjkowskiego - te najważniejsze, pisane w formie wywiadów, pamiętników, wspomnień.

Specyficzny pamiętnik Axera w miarę dokładania kolejnych kartek staje się porzucaniem teatru i sztuki na rzecz samego życia, przekształcanego we wspaniałą literaturę. Umiejętność sądzenia świata fikcji według wartości, właściwą artystom, Axer stosuje wobec rzeczywistości, jakiej doznawał. Wiarę w sens i ład świata, jak pisze we wstępie, czerpał z młodzieńczych lektur i, czego każe się czytelnikowi domyślać, z obcowania z ludźmi uładzonymi ze sobą. Którzy doskonale wiedzieli, że żadne kataklizmy, wojny, podłości nie zwolnią nikogo od bycia człowiekiem i nie usprawiedliwią jego upadku. Wiedzieli także, że całe zło świata czasem tylko równoważone bywa jego urodą i wartością życia, które się tworzy indywidualnym wysiłkiem. Być może, przekonanie o prawomocności tej maksymy pozwala Axerowi, jak stuletniej mrówce, patrzeć z takim spokojem i równowagą, choć nie bez goryczy, na mrowisko swojego życia.

I zachować nadzieję, że świat powróci do właściwego łożyska, a wtedy wszystko będzie jak być powinno. I tak jak bywa jeszcze w niektórych zakątkach świata, które Pan Bóg kapryśnie oszczędził pozostawiając ludziom niewinność nieświadomości. A pięć sekund, jakie stracił autor na pięćdziesiąt metrów, na pewno nie "zmącą muzyki sfer, nie zakłócą harmonii i rozkładu jazdy wszechświata".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji