Artykuły

Julia i Jane czekają na kochanka

Przestało się u nas grać Wilde'a i Shawa. Chcemy przypomnieć ten rodzaj bycia na scenie, przynoszący przyjemność widzom i aktorom - mówi Krystyna Janda. W warszawskim Och-Teatrze w środę premiera reżyserowanych przez nią "Upadłych aniołów"

To scenariusz dla dwóch aktorek. Role Julii i Jane są sprawdzianem warsztatu. Dają możliwość zaprezentowania całego wachlarza umiejętności a jednocześnie poczucia humoru i autoironii - przyznaje Krystyna Janda Zauważa, że w sztuce Noela Cowarda zawsze grały dobre aktorki, i to wcale nie komediowe (m.in. Tallulah Bankhead, Susannah York, Vanessa Redgrave). Idąc tym tropem, Janda postawiła na Magdalenę Cielecką i Maję Ostaszewską - dwie cenione aktorki, a także dwie przyjaciółki Poznały się na studiach w PWST w Krakowie, potem były związane z teatrami Jarzyny i Warlikowskiego, zresztą drogi ich kariery wielokrotnie się przecinały. Miały okazję już razem występować, chociażby w przewrotnym "Magnetyzmie serca" według Fredry w Teatrze Rozmaitości.

Trudno zresztą nie odnieść tych dwóch przedstawień do siebie. Bohaterkami "Upadłych aniołów" są w końcu dwie bliskie przyjaciółki z wyższych sfer, zakochane w sobie w równym stopniu co o siebie zazdrosne. Julię i Jane poznajemy jako mężatki które kilka lat temu, podczas wakacji miały romans z tym samym mężczyzną, pewnym Francuzem. Gdy okazuje się, że dawny kochanek właśnie pojawił się w Londynie, mimo wahań postanawiają się z nim spotkać. Wkrótce dochodzi między nimi do konfliktu i scen zazdrości Ten aktorski pojedynek rozpisano w drugim akcie. - Czekając z kolacją na kochanka, który nie przychodzi, kompletnie wstawione, na zmianę kłócą się, płaczą i tańczą. Wszystko odbywa się w pięknych wnętrzach, a one są wystrojone w długie, wieczorowe suknie z lisami, więc potęguje to tylko, mam nadzieję, efekt komediowy oraz poczucie, że kobiety są w stanie zrobić wszystko dla miłości - opowiada Magdalena Cielecka.

O konflikt pomiędzy Julią a Jane nietrudno również z powodu różnicy charakterów. - Moja Julia to kobieta pragmatyczna i konkretna, a Jane grana przez Maję jest, można powiedzieć, słabsza, bardziej delikatna i romantyczna. Zresztą podobny podział był w "Magnetyzmie serca" - zauważa Cielecka.

Nie do końca zgadza się z tym jej sceniczna partnerka. - Na pierwszy rzut oka rzeczywiście jestem tą bardziej delikatną, ale przyjdzie moment, kiedy z mojej postaci wyjdą zaskakujące cechy - śmieje się Maja Ostaszewska. Aktorka przyznaje, że od dawna bardzo chciała współpracować z Krystyną Jandą, która znakomicie czuje ten wymagający gatunek. - Razem z Magdą cieszyłyśmy się na to spotkanie: nie jesteśmy farsowymi aktorkami, kojarzymy się z innym teatrem, co daje dodatkowy cudzysłów. W ten sposób ten spektakl to dla nas oczywiście nie tylko bombonierka z przepysznymi czekoladkami ale też żart na własny temat, rodzaj gry, prezentu dla widzów. Pokazujemy, że śmiejemy się z siebie, i zapraszamy ich do tej zabawy - mówi Ostaszewska. - Aktorzy szukali w "Upadłych aniołach" przyjemności, odejścia od repertuaru wymagającego trudnego przeżycia scenicznego, w którym najczęściej grają. Tęsknią za przyjemnością i postanowiłam im tę przyjemność dać. Gdy patrzę, jak grają, zazdroszczę im tego bardzo - przyznaje Janda.

Spektakl w Och-Teatrze został osadzony w stylistyce art deco, jak ze starych pocztówek, z kostiumami przygotowanymi przez Tomasza Ossolińskiego. Zdaniem Krystyny Jandy sztuka Noela Cowarda nie mogła być umieszczona w innych realiach niż te, kiedy powstała. - Sposób, w jaki opowiada się tu o kobietach, o tym, jak myślą i reagują, jakie tematy poruszają, jest przypisany ściśle do tego czasu. Dziś nic takiego nie mogłoby się zdarzyć. (...)

W pewnym momencie jedna z bohaterek mówi "O, będzie wojna. Ojej...". Ta kwestia charakteryzuje wszystko: to kobiety szczęśliwe, bogate. Kobiety, które nie mają żadnych trosk, lubią się bawić i lubią przyjemności I reagują jak kobiety niezagrożone z żadnej strony nie muszą walczyć ani o emancypację, ani o swoje prawa, czy zajmować się obowiązkami - podkreśla Janda.

Twórcy zwracają uwagę, że "Upadłe anioły" napisane przez Cowarda, który 90 lat temu wywołał spory skandal, pozostaje aktualny. - Ten tytuł przewrotnie i ironicznie odnosi się do pewnego mitu, że romans przystoi mężczyźnie, a kobiecie nie wypada. Autor chciał zakpić z tego stereotypu, z tego społecznego przekonania, że tylko mężczyźni mają prawo do skoku w bok - zwraca uwagę Cezary Kosiński, który występował z Cielecką i Ostaszewską we wspomnianym "Magnetyzmie serc". Tym razem wciela się w postać Freda, męża Julii. Według Kosińskiego odczytanie tego utworu jest dziś szczególnie ciekawe. - Mam wrażenie, że mimo emancypacji parytetów i feminizmu wciąż żyjemy w świecie, który mężczyznom daje większe prawa, a kobiety trzyma jednak w domu, w kuchni, przy dzieciach. Coward całkowicie odwraca tę sytuację: jego znudzone w małżeństwie bohaterki właściwie przez całą sztukę przeżywają ten wyobrażony romans, który miałby się zdarzyć ponownie. To punkt wyjścia do pełnej dystansu refleksji dotyczącej współczesnych związków - dodaje aktor.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji