Artykuły

Uwodzicielskie wampiry żerują

Rzadko się zdarza, aby sztuka napisana przed czterdziestu laty jako aktualna wówczas parodia teatru absurdu ożyła na scenie i zabrzmiała z zadziwiającą świeżością. Tak się stało z brawurową "błahostką" Kopita, jak tę sztukę nazywała krytyka, podziwiając zgrabną konstrukcję, celne przedrzeźnianie, ale widząc w niej jedynie gwiazdę sezonu.

W rzeczy samej Kopit za "O mój tato, biedny tato, mama powiesiła cię w szafie na śmierć, a mnie się serce kraje na ćwierć" zebrał nagrody i uznanie. Autor wszedł szturmem do leksykonów i podręczników, sztuka przeszła triumfalnie przez wiele scen (w tym i w Polsce), po czym znikła. Teraz z lamusa wyciągnęli ją Montowniacy przydając świeżości zapomnianemu pastiszowi w stylu czarnej komedii.

Jeśli zapomnieć, kto jest autorem, wyrzucić z pamięci, że to zawodowy dramaturg, zajmujący się nauczaniem pisarstwa scenicznego po amerykańskich uczelniach, rzecz mogłaby ujść za... odnalezioną sztukę Witkacego. Co więcej, realizacja przywodzi na myśl głośny "Bzik tropikalny" Grzegorza Jarzyny i stylistykę przedstawień w Teatrze Rozmaitości. Trudno dociec, czy to zamierzone, ale w przedstawieniu Montowni dostrzegam koleżeńskie przytyki do spektakli w "Rozmaitościach". Silą rzeczy mężczyzna grający matkę, panią Różomilską, nasuwa skojarzenie z przebierankami Warlikowskiego, zwłaszcza w "Hamlecie", w którym przyjaciele księcia w kobiety zostali przemienieni. Również przezabawne a kokieteryjne łazęgowanie Róży (kipiąca energią Agnieszka Dygant) przypomina gimnastyczne popisy księcia Hamleta z tego samego przedstawienia. Może to tylko zbieg okoliczności, ale jak by nie było, dobre parodie mają to do siebie, że nieustannie się aktualizują.

Treść tej komedii jest jedynie pretekstem do ukazania przedziwnych stosunków między bohaterami, wampirycznego władztwa matki, głębokich kompleksów syna i daremnych prób ich przezwyciężenia. Tekst, najeżony paradoksami i tautologiami, daje aktorom pole do popisu, zwłaszcza że konwencja parodiowanej groteski upoważnia do farsowej przesady. Korzystają z tej możliwości aktorzy Montowni, wystrzegając się jednak nadekspresji, o którą nie byłoby w tej sztuce trudno. Każdy trzyma się w ryzach swojej roli-maski; Rafał Rutkowski jako Pani Różomilska swoją energią, stanowczością wzbudza popłoch, jej zahukany syn Jonatan (Marcin Perchuć) budzi współczucie, Komandor Różanogórski Macieja Wierzbickiego rozśmiesza zdobywczą fanfaronadą (zwłaszcza w scenie uwodzenia na łyżworolkach), tak jak i Agnieszka Dygant, która kipi zmysłowością, lepiąc się bez mała do biednego zaszczutego samotnika, młodego Różomilskiego. W dyskretnym tle pozostaje Starszy Chłopiec Hotelowy (Adam Krawczuk), nieustannie strofowany i zwalniany z pracy. Ale to nie on jest w centrum tajfunu, gdzie walczą ze sobą wszystkie "róże" - nietrudno zauważyć, że ten kolczasty kwiat służy tu za słowo-klucz, nie tylko w spisie postaci.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji