Artykuły

Przestańmy pożerać!

"Trump i pole kukurydzy" Artura Pałygi w reż. Pawła Łysaka w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Pisze Anita Nowak.

Kolba kukurydzy z plakatu, w ryżej peruczce, choć kojarzy się nieco obscenicznie, oznacza przede wszystkim osobowość głównego bohatera, jego męską bezwzględność wobec słabszych. Ludzi, natury i świata, który i za jego przyczyną jest dziś tak zachłannie i grabieżczo eksploatowany. A że tym światem rządzą też inni jemu podobni mężczyźni, symbol na plakacie zdaje się być całkiem na miejscu.

Tytułowe pole kukurydzy w sztuce obrazuje bezmyślność i egoizm społeczeństwa, które za miskę pełną żarcia tu i teraz odda wolność, zdrowie, przyszłość swoich dzieci i całą planetę. Kukurydza żąda odgrodzenia jej pola murem w ochronie przed chwastami. A chwasty to dla wyborców Trumpa imigranci. I Trump właśnie tuż przed premierą, nie w sztuce, a w rzeczywistości, wprowadził stan wyjątkowy na południowej granicy kraju, by natychmiast, wbrew protestom demokratów w Kongresie, pozyskać środki na to absurdalne przedsięwzięcie. Jest to najbardziej chyba aktualny i współczesny dramat, jaki zdarzyło mi się oglądać na bydgoskiej scenie. Kukurydza w sztuce nazywa siebie "kolbą wolności". Kolba to w tym przypadku nawiązanie do broni. Wolność i karabin? Smutne skojarzenie.

Robert Rumas, scenograf, niczym Noe w swej arce, zebrał ocalałą jeszcze garstkę ludzkości, w szklanym terrarium, z którego poszczególne postaci, wychodzą na zagrożone klimatycznymi kataklizmami proscenium. Niekiedy by wypowiadać tekst w rzęsistych strugach kwaśnego deszczuTo znów w maskach chroniących przed trującymi opryskami kukurydzy. Ale ten szklany dom można też postrzegać jako azyl białych Amerykanów z Południa izolujący ich od kontaktów z uchodźcami z mniej szczęśliwie usytuowanych rejonów świata; dotkniętych najrozmaitszymi żywiołowymi klęskami czy wojnami.

W "Granicach" Julii Holewińskiej przed kilku laty, scenografka Anna Maria Kaczmarska zbudowała na scenie klatkę dla uchodźców, tutaj przed rosnącą liczbą potrzebujących ratunku, amerykańska elita sama chroni się w przestronnym, pełnym zakamarków i zapasów żywności szklanym kloszu. Symbol trampowego muru, o którym marzy też "kukurydza"?

Spektakl zbudowany jest na zasadzie teatru w teatrze. Ponieważ aktorzy współuczestniczyli w tworzeniu inscenizacji, pewne sytuacje z prób zdają się być przeniesione potem do przedstawienia, przydając mu kompozycyjnej atrakcyjności. Chociaż w tej materii na monotonię z całą pewnością narzekać nie można. Są tu wszystkie nieszczęścia i katastrofy współczesnego świata w bardzo interesujący sposób zasygnalizowane. Jakby artykuły z Newsweeka, który stanowi też jeden z rekwizytów, artystycznie na scenie udrapowane. Talent reżyserski Pawła Łysaka osiągnął tu poziom iście mistrzowski.

Na wysokości zadania stanęli też aktorzy. Mateusz Łasowski, wypożyczony tym razem już tylko na gościnne występy w Bydgoszczy, okazał się Trumpem porywającym.

Choć trzeba przyznać, że i tekst najbardziej dowcipny Artur Pałyga podarował właśnie odtwórcy roli tytułowej. Wzruszająco postać Chili zagrała Małgorzata Witkowska.

Urzekająco pięknym, choć utopijnym, monologiem poruszyła widzów w końcowej części spektaklu, grająca Bazylię, Dagmara Mrowiec- Matuszak. Słuchając jej, na chwilę prawie uwierzyłam, że ludzie mogliby odżywiać się światłemW słynnej piosence Gilberta Becaud "Natalie" cudownie zabrzmiała i aktorsko zaistniała też Emilia Piech.

Kompozytor Stefan Węgłowski podkreślił emocje bohaterów odpowiednim klimatem muzycznym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji