Artykuły

Z TEATRU

TEATR K0MEDIA: "Moja panna mama" Komedia w trzech aktach Ludwika Verneuilla. Przekład Włodzimierza Perzyńskiego. Reżyserował Włodzisław Ziembiński.

Doskonały pomysł! Czysto paryski - lecz tak otulony szczelnie watą przyzwoitości, a tak niemoralny z pozoru, i tak moralny w [...] swojej treści. Sytuacja nie do rozwiązania dla polaka, niemca czy rosjanina (chyba, jako [...] wyraz tragedji); francuz rozwiązuje ją z klasą, dowcipem, nie bez odrobiny sentymentu

Proszę tylko posłuchać:

Młodziutką pannę wydają przemocą za mąż za [...] lowelasa, starszego od.niej tylko o [...] lat. Panna, jak to się czasem zdarza, na razie ulega namowom rodziców, ale - już po ślubie dochodzi do przekonania, że nic może znieść swego męża. Tem bardziej nie może być jego kochanką. W konkluzji - zamknięcie przed nosem męża w noc poślubną drzwi do sypialni uroczej żoneczki.

Płyną ... Żona nie schodzi z raz obranego stanowiska. Mąż- jakkolwiek ma lat 48, a może właśnie dlatego (cóż to.za wiek dla mężczyzny!) z rozpaczy pociesza się codziennie przy boku coraz to innej sąsiadki. Wprawdzie żona się krzywi na to, wprawdzie syn (22-letni mentor) czyni ojcu gorzkie wyrzuty i zbawienne, choć może nieprzyjemne daje mu wskazówki -- ale sytuacja [...] i pierwszy akt zastaje małżonków w zgodzie, lecz w separacji (jakkolwiek mieszkają razem).

Pan domu flirtuje z jakąś damą, którą chce odbić aptekarzowi, pani -wybrała sobie ofiarę- pseudodramaturga Moreuila, którego uwodzi niby, grając z nim jego sztukę i odbywając z niej próby - dość ryzykowne, które mocno się nic podobają pasierbowi. Ten pasierb - jest wogóle figurą dość ciekawą, zachowuje się całkiem dwu znacznie: wszedł w rolę męża i żonie swego ojca robi awantury, sceny zazdrości, jakoby stając w obronie honoru ojca. Urocza Jakobina kłóci się z pasierbem, wściekła jest na niego, a po scenie, którą jej zrobił na próbie z Moreuilem, wpada w szał - i ucieka z ograniczonym autorem do Wersalu na kolację, nie zapomniawszy przedtem powiedzieć pokojowej. aby włożyła do walizki nocny negliż. Na tem kończy się akt pierwszy, dość ciężki i mało dowcipny, jako ekspozycja. Czujemy zapaszek miłosnej awantury, szykujemy się do oglądania sto razy już oglądanej awanturki w gabinecie - i doznajemy zawodu.

Kochanka p.Moreuill tymczasem zdradza pasierbowi podsłuchaną przypadkowo przez telefon rozmowę Jakóbiny z autorem i kieruje go do Wersalu. Tam bowiem, nie w Hawrze w domu ma jącego wyjechać jakoby do Ameryki ojca - jest Jakóbina. Pasierb wrzuca się w samochód i wpada rozjuszony między parę kochanków, zabierających się do obiadu. Przejął się całkowicie rolą, jaką powinien grać jego ojciec, awanturuje się z p. Moreuil, z Jakóbiną, aby wkrótce spostrzedz, że kocha Jakóbinę, że wszystko to, co czyni, czy ni nie dlatego, aby honor ojca obronić, lecz dlatego, że jest zakochany, zakochany na śmierć w swojej uroczej macosze.

Ten akt drugi, w którym rozgrywają się najdonioślejsze wypadki w. komedji, jest bardzo zręczny i bardzo ujmujący w wyrazie, a orygi nalny w zakończeniu. Bo oto. gdy Moreuil już sobie poszedł, a raczej pojechał do Paryża automobilem młodego Letounela, rzuciwszy mu w twarz, że jest zakochany w żonie pana Letouvnela ojca, gdy garcon zmusił oboje młodych oświadczeniem, że nie ma już pociągu do Paryża, ani wolnego pokoju w hotelu - do pozostania na noc w gabinecie - młodzi wyznają sobie miłość. Ciągnie ich ku sobie nieprzeparta jakaś siła: Jakóbina nie może spać w przyległej do gabinetu sypialni, George napróżno zaś usiłuje zasnąć na wązkiej kanapce w gabinecie. A noc jest za oknami cudna, księżycowa..- Gdzieś daleko słowiki jęczą po sadach, dzwoni jakiś cichy strumień po kamieniach, błyszczą światełka w mroku nocy, cisza kładzie się na świat, obejmując go w uścisk miłosny... Pod wpływem czaru nocy budzą się dwa serca młode i tęskniące ku sobie: Jakóbina i Jerzy rzucają się sobie w objęciu - na chwilę tylko, aby potem z krzykiem rozpaczy rozpleść ramiona i uciec od siebie... Jakóbina zostaje w hotelu, Jerzy ucieka, aby przez noc całą-zdała od ukochanej- błądzić po zadumanych ogrodach i marzyć - o niej, o tej swojej uroczej mamusi.

Wdzięk, z jakim autor rozwinął w tym akcie swój ryzykowny pomysł, sprawia, że ta scena ma wiele szczerej poezji... Jakóbina i Jerzy są w tej komedji parą dzieciaków młodych, swawolnych, rozbrajających urokiem swej niewinności. Czyż to ich wina, że się pokochali? Są sobie przecież, obcy, przypadek tylko zrządził, że Jakóbina została macochą Jerzego. Potęga ich miłości jest wielka, ale świeżość i czystość ich uczuć ratuje ich od brzydkiego kroku. Młodość ich ma zapach kwiatu, ma wdzięk i urok, którego nic skazić nie może. Pozostaną czyści i niewinni - choć los rzuca ich w odmęt miłosnych uniesień. Coś jak gdyby z Caillaveta i de Flersa przypomina nam ten akt drugi. Echa "La belle aventure" błąkają się w tych scenach, które są kapitalne i najlepsze w całej sztuce. P. Verneuil nie chciał spekulować na nizkich instynktach szerokich mas, dał obrazek, malowany w słońcu, jasny, ładny. Kończy się ta cała awantura pogodnie. Małżeństwo pana Letournela starszego z Jacqueline'ą jest tylko małżeństwem z tytułu, a więc "panna-mężatka" może porzucić ojca, aby uszczęśliwić syna. A Jerzy z całym spokojem może zaślubić swoją "pannę-mamę", która tylko przeszkadza jego ojcu - starszemu panu, lubiącemu ciągle "polowanie w cudzych kniejach" i 'jednodniowe przygody miłosne.

Czy nie ryzykowny pomysł? I czy nie dość szczęśliwie (i sprytnie) rozwiązany? P. Ludwik Verneuil nie jest i wprawdzie znakomitym pisarzem, ale jest pisarzem bardzo zręcznym, umiejącym w sposób misterny zawiązywać i rozwiązywać węzeł intrygi, a w dodatku posiadającym poczucie smaku. To też jego komedja jest zgrabna, miła, ma rumieniec życia (mimo nieprawdopodobieństw) i ładny uśmiech. Dowcip p. Verneuila nie jest może oryginalny, humor jego nie tańczy szalonej galopady, ale i jeden i drugi - rozsnute na dobrej kanwie - mają swój wdzięk i niecą wesołość w dobrym tonie.

Staranność z jaką obecnie teatr Komedja przygotowuje swoje premjery jest dość widoczna i należy za nią wyrazić uznanie p. Ziembińskiemu (grającemu rolę Letouruela ojca), który sztukę pracowicie przygotował. Jeżeli wykonanie nie stało tedy na poziomie dość wysokim, to może dlatego, iż obsada sztuki nie była właściwą. P. Bielicz np. zupełnie nie umiał sobie poradzić z rolą de Moreuila. Grał ją w tonie płaczliwym, nie zdawał sobie sprawy, czy de Moreuil jest istotnie eleganckim i szykownym paryżaninem - uwodzącym kobiety, czy pospolitym głupcem. P. Biegański miał doskonałe momenty, grał żywo, z werwą, w drugim akcie jednak i wogóle w całej roli nie ujawnił dość wyraźnie sentymentu, który musi być podstawą stosunku Jerzego do Jakóbiny. Miał chwilami za mało młodości. Trudną rolę Jacqueliny grała p. Klimontowiczówna, a grała ją lepiej, niż można się było tego spodziewać po artystce młodej, która dopiero rok jest na scenie. Wrodzony talent i swoboda pozwoliły młodej artystce wyjść z tej próby zwycięsko, jakkolwiek nie umiała ona wy dobyć z roli wszystkich jej cech i chwiała się chwilami w linji. Efektownie wyglądała i grała z werwą p. Macherska, a doskonały, komiczny epizod dał Rapacki (syn). Przekład Perzyńskiego świetny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji