Artykuły

Z TEATRU

TEATR IM BOGUSŁAWSKIEGO:"Królewski Jedynak" komedja historyczna w 5 aktach Lucjana Rydla.

Dobrze się stało, że właśnie na scenie im. Bogusławskiego zadźwięczał dzwon zygmuntowski na chwałę Jagiellonów, że chód w wizji teatralnej zmartwychwstała tam przed nami najsłoneczniejsza epoka dziejów narodowych, polskie cinquecento, wiek unji lubelskiej, stulecie Kochanowskiego, Szarzyńskiego i Górnickjego. Zdaje mi się, że teatr popularny, teatr w swem ułożeniu przeznaczony dla najszerszych kół publiczności, powinienby szczególnie się rozmiłować w repertuarze historycznym i nieść w tłumy świadomość naszej ciągłości dziejowej. pieśń o cnotach i błędach narodu, panteon genjuszów i bohaterów, galerję wielkich winowajców, naszą dumę i naszą żałobę. W latach niewoli ten szlak literatury byt dla warszawskich przeważnie zamknięty. Radziłem już niejednokrotnie dyrekcji teatru Bogusławskiego aby na nim poszukał dzieł, w części nieznanych publiczności warszawskiej. Mówiłem o "Zborowskich" i "Halszce z Ostroga"Sz'ujskiego, mówiłem o "Czaplom piórze" Starzeńskiego, mówiłem o Kraszewskim i Rapackim. A gdyby zabrakło w repertuarze rodzinnym dramatów głębszej wartości, możnaby sięgnąć do arcydzieł obcej literatury, możnaby stawić cały szereg tragedji historycznych, u nas niegranych lub już zapomnianych, posiadających ogólno-ludzkie, nieśmiertelne wartości. Czemużby nie sięgnąć do "gramatów kronikarskich" Szekspira? Czemużby nie wznowić Szchillera? Jakże już dawno nie widzieliśmy na scenach warszawskich "Tella", "Fiesca", "Dziewicy Orleańskiej" i "Wallensteina"?

Obok wielkiej poezji narodowej, tam właśnie znaleźć można sto razy odpowiedniejszy repertuar dla teatru popularnego, niż wątpliwej wartości nowalije.

A wobec bogactwa kostiumów, którem rozporządzają teatry miejskie w Warszawie, nawet kwestja wystawy nie jest bynajmniej tak poważną przeszkodą, jakby się zdawało. Pedagogiczne znaczenie takiego repertuaru byłoby bezcenne dla publiczności i dla młodych artystów. A pesymistyczne przewidywania, że sztuka historyczna już się przeżyła, jest conajmniej pod znakiem zapytania.Prasa europejska sygnalizuje przecież renesans historji na scenie. Spróbujmy!

Więc dobrze się stało, że przypomniano sobie w "teatrze Bogusławskiego" trylogję zygmuntowską Rydla. Może to nie jest klejnot literatury, lecz" to jest najprzedniejszy "teatr", pełen barwy, mchu i emocjonalności. A poza tem wszystkiem jest to zwiastowanie dumy i radości polskiej. Jest to taki kalejdoskop dziejów narodowych z którego spływa w dusze ludzkie wiara i tęsknota. Ach! stać się znowu Jagiellonów państwem! Wyjść z tego babrania się w witosowych spekulacjach i walutowych desperacjach, z tej Polski strajków i kabaretów, tej kołowacizny dusz, skrojonych "na miarę krawców nie Fidjaszów!" Raz jeszcze skąpać się w słońcu, w zdrowiu, w wielkości renesansu polskiego!

O! biedne, zgorzkniałe, w ogonkach stojące robaczki ludzkie! Idźcie posłuchać, jak na wielkość dzwonią w teatrze. Uciekajcie z epoki Brylów i Miłgujów Malinowskich do krainy snów złotych o chwale Jagiellonów. Idźcie zapomnieć i potęsknić! Idźcie się obmyć z błota i czarnego prochu w słonecznej fali wspomnienia, w purpurowym blasku historji!

X

Trylogja Rydla ma na scenie warszawskiej świetne tradycje kunsztu aktorskiego. Można powiedzieć, że premjera warszawska "Królewskiego jedynaka" stała się szkołą, z której czerpie dotychczas swe wzory pokolenie młodszych artystów. Ta rola królowej Bony, którą wyrzeźbił świetny talent Lüdowej, przeszła z wszeystkiemi swojemi zaletami i wadami jako streotyp, do innych teatrów, do późniejszych wznowień trylogji. I Lizbeta Szyllinżanki i Zygmunt Stary Kotarbińskiego i Zygmunt August Osterwy i Gamrat Janusza, wszystko to powtarza się w niezliczonych kliszach na scenach polskich. Widziałem dramat rydlowski w kilku małych i wielkich teatrach, ale nie widziałem nigdy, aby ktoś usiłował pokazać jego role, przynajmniej najgłówniejsze, w innej koncepcji. Wszyscy wzorują się na oryginale teatru Rozmaitości. Czasem z mniejszym, czasem z większym talentem, czasem nawet w karykaturze, ale styl, maska, ruchy, ton, barwa, słowom cała rola ma zawsze wyraźny ślad pierwowzoru.

Tak było i wczoraj. Teatr im. Bogusławskiego dał wcale dobrą kopję premjery warszawskiej w teatrze Rozmaitości. Nie widziało się nic nowego, nie widziało się herbowych znaków twórczej roboty, ale była tam, w niektórych rolach przynajmniej, imitacja wzorowa. Najmniej może udał się Zygmunt August Stańczyk, Marsupini i Aurora. Ale za to p. Ald. Jasińska w roli Bony zwrócili powszechną uwagę swym temperamentem, plastyką i precyzją roboty. Daleka od tak częste u młodych artystek skłonności, aby "stare role gwałtem odmładzać, zagrała Bonę z całym realizmem chytrej, szkaradnej i złośliwej "jędzy na tronie". Poszła tedy śladami Lűdowej, którą także raczej pogłębiała niż matowała wyraźną odrazę autora do tego typu. Panna Jasińska grała mocno, brawurowo, z szeroką gamą kolorów. I panna Wodzińska wydaje mi się obiecującym talentem, W roli Lisbety miała ton miękki i melodyjny, miała nawet promyczek poezji. Bolesławski dał bardzo wyrazisty portret Zygmunta Starego, dał majestat króla i słabość chorego człowieka. Rola Gamrata w interpretacji p. Janowskiego była tą samą groteską, którą widzieliśmy w Rozmaitościach, tylko jeszcze wyjaskrawioną i bez humoru Janusza, W epizodach wyróżnili się pp. Daszewski, Knapczyński, Wroński i p. Mogilnicka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji