Artykuły

Marcin Dorociński: Nie da się wszystkich skorumpować i zniewolić

- Porównuję teatr do kuźni, w której mój ojciec spędził 50 lat, kując żelazo. Był moment, że sobie teatr odpuściłem, ale wróciłem, choć kosztuje mnie potworne nerwy. Naprawdę jestem cały spocony przed wyjściem na scenę - mówi Marcin Dorociński przed premierą "Cesarza" Ryszarda Kapuścińskiego w reżyserii Mikołaja Grabowskiego w Teatrze Ateneum w Warszawie, w rozmowie z Dorotą Wyżyńską w Gazecie Wyborczej.

Marcin Dorociński opowiada o teatrze, ale też o tym, dlaczego pielęgnuje w sobie duszę społecznika, jak się poczuł, kiedy po akcji "Godzina dla Ziemi" WWF ludzie chcieli mu pomagać, i jakie początki miał "chłopak z małej wsi", który zamiast obróbki skrawaniem wybrał aktorstwo.

Dorota Wyżyńska: To twoje kolejne spotkanie z twórczością Ryszarda Kapuścińskiego. Użyczyłeś głosu w animacji "Jeszcze dzień życia" w reżyserii Damiana Nenowa i Raúla de la Fuente, nagrywałeś audiobooki, m.in. "Busz po polsku". A "Cesarza" czytałeś nie tak dawno na spotkaniu "Zakazane lektury" we Wrocławiu. Jak publiczność reagowała na tę "zakazaną lekturę"?

Marcin Dorociński: Fantastycznie. Kiedy zaproszono mnie do projektu we Wrocławiu i dostałem listę zakazanych lektur, czyli książek, które rząd wycofał ze szkół, od razu wybrałem "Cesarza". Ale nawet nie przeczuwałem, jaką ten tekst może mieć dzisiaj siłę.

Czytałem we wrocławskiej Hali Stulecia, przed audytorium prawie tysiąca osób, stresowałem się. Byłem bardzo skupiony na tekście, żeby wszystko odpowiednio wybrzmiało, na widowni była absolutna cisza. Publiczność chłonęła każde słowo. A potem były brawa i długie rozmowy m.in. o tym, że "Cesarz" jest dziś niesamowicie aktualny i właściwie każde zdanie z książki Kapuścińskiego można odnieść do współczesności.

Na przykład: "Cesarz odbierał od swoich podwładnych nie to, co oni mu mówili, ale to, co jego zdaniem powinno być powiedziane. Czcigodny pan miał swoją koncepcję i do niej dopasowywał wszystkie sygnały dochodzące z otoczenia"...

- Albo o tym, że pan nasz lubił głupich ministrów, mądrzy nie byli mu potrzebni. Bo przecież najważniejsze, żeby byli lojalni, a że przy okazji są niekompetentni, to już nieistotne...

Cenię twórczość Kapuścińskiego za prostotę przekazu i za uniwersalność zaskakującą po tylu latach. W "Cesarzu" opisał historię z Afryki, która była aluzyjna w PRL-u, a i dziś może być przestrogą dla tych, których interesuje władza absolutna. Kapuściński mówi: nie da się wszystkich skorumpować i zniewolić. A to, co ma się zawalić, prędzej czy później padnie.

W adaptacji, nad którą pracujemy teraz w Ateneum, skupiliśmy się głównie na tych fragmentach, które pokazują zepsucie społeczeństwa. Upadek wartości, solidarności, brak empatii. Interesowność, koterie, podlizywanie się, pazerność, chciwość... Ludzie łatwo się poddają, nie chcą się buntować, szczególnie ci, którym jest dobrze, wygodnie. Tracą charakter, kręgosłup moralny. Takie rzeczy działy się zawsze i wszędzie. Historia zatacza koło. Wszystko się może jeszcze powtórzyć. Reżyser Mikołaj Grabowski od lat zmaga się i szarpie z tekstami, którymi może opowiedzieć coś ważnego o Polsce i Polakach. Nie chciałbym za dużo zdradzać przed premierą. Na próbach już bardzo czekamy na spotkanie z publicznością.

Tego samego dnia co premiera "Cesarza" w Ateneum odbędzie się "Godzina dla Ziemi" WWF - międzynarodowa akcja ekologiczna. W ramach WWF nagrałeś film, który kiedy trafił do sieci, zrobił niemałe zamieszanie. Przypomnijmy, zobaczyliśmy cię w domu, który jest całkowicie zdewastowany. Natychmiast pojawiły się komentarze ludzi, którzy gotowi byli ci pomóc. ASZ Dziennik skomentował: "Wyczyn Marcina Dorocińskiego. W 20 sekund zmobilizował 38 mln ludzi, choć jeszcze nie wiedzą, w czym mogą pomóc". Ty masz władzę nad światem!

- Zadziwiająca jest moc internetu, ale przede wszystkim siła emocji. Bo ludzie "czytali" to nagranie emocjami. Nie zauważyli, że to jest tylko scenografia, element większej całości, kampanii. Wiedziałem, że będzie odzew, ale nie sądziłem, że aż taki.

Może po prostu za dobrze zagrałeś?

- Może (śmiech). Odezwali się do mnie Patrick Wilson i Dagmara Domińczyk, z którymi miałem przyjemność grać w "Jacku Strongu". Napisali, że gdybym w naszym filmie zagrał choć w połowie tak dobrze jak tu, tobyśmy już teraz robili sequel.

Jeszcze raz przepraszam tych, którzy poczuli się dotknięci i jestem wdzięczny tym, którzy do mnie się odezwali i chcieli ruszyć z pomocą. Dostałem mnóstwo słów wsparcia, podziękowań, np. od nauczycieli, którzy pokazywali to nagranie uczniom na lekcjach. Taki był cel tej akcji - edukacja.

Ten apel musiał być aż tak dramatyczny, żebyśmy sobie wreszcie uświadomili, co może się stać z planetą, na której żyjemy - czyli naszym domem. Przygotowuję się do wydania książki o tych, którzy poświęcają swoje życie dbaniu o przyrodę i klimat, pomagają najmniejszym i największym zwierzętom: żubrom, rysiom, fokom, rozmawiałem z wieloma osobami zajmującymi się ekologią i w ich oczach zobaczyłem, że to już nie jest nawet ostatni dzwonek, ale że krytycznie zbliżamy się do punktu, z którego już nie będzie odwrotu. - "No Fate" - w "Terminatorze" pojawiał się taki napis. Wiem, że jest masa ludzi, którzy żyją w sposób świadomy i próbują codziennymi wyborami nie dokładać swojej cegiełki do degradacji planety, ale tak naprawdę najwięcej zależy od rządzących, potrzeba nam rozwiązań systemowych.

Co by Cesarz na to powiedział?

- Że trzeba tamy na Nilu stawiać. Ale nie po to, by wyżywić głodujących, tylko po to, żeby rozwój był i żeby pozostawić po sobie jakąś pamiątkę dla potomnych.

Masz duszę społecznika, który chce naprawiać świat?

- Nie muszę tego robić, ale w oczach innych ludzi i przede wszystkim zwierząt widzę, że warto. Za namową moich najbliższych, przy wparciu mojej agentki Ani, uznałem, że wykorzystam w ten sposób swoją "rozpoznawalność". W dzisiejszym świecie, w którym tak często jesteśmy sami, z naszymi telefonami, komputerami, znajomościami sieciowymi, wykonuję taką reporterską robotę. Docieram do miejsc, gdzie zwyczajni ludzie robią rzeczy niezwykłe. Z pasją, z oddaniem, dla innych. Prowadzą schroniska dla zwierząt, pracują jako wolontariusze w hospicjach. Uważam, że trzeba wspierać tych ludzi.

Ten przypływ dobrej energii, ta chęć pomocy drugiemu człowiekowi to jest właśnie to, w co wierzę. Lubię jeździć po Polsce i spotykać się z ludźmi. Po pokazach filmowych, na festiwalach zawsze zostaję, rozmawiam z widzami. To wszystko daje mi niesamowitego kopa i leczy z kompleksów. Jestem chłopakiem z małej wsi, który dzięki wielu wspaniałym ludziom, trochę przez przypadek, wykonuje zawód, który jest dla niego najpiękniejszy. Mógłbym uprawiać wiele innych zawodów, mógłbym być strażakiem, jeśli bym tylko ukończył Wyższą Szkołę Pożarniczą, albo taksówkarzem, a nawet - gdybym musiał - przypomniałbym sobie, jak się stoi przy tokarce, bo mój pierwszy zawód to technik obróbki skrawaniem.

O tym, dlaczego technik obróbki skrawaniem trafił na studia do Akademii Teatralnej, opowiadałeś mi w naszym pierwszym wywiadzie, 20 lat temu. Szmat czasu, w twojej karierze przez te lata wiele się wydarzyło...

- Rozmawialiśmy wtedy przed konkretną premierą?

Pisałam o tobie w cyklu "Młodzi zdolni aktorzy".

- Młodzi zdolni! Piękne czasy. A wiesz, że dziś czuję się lepiej niż wtedy. Fizycznie i psychicznie. Może jestem bardziej przeorany emocjami i mniej skupiony na sobie. Ale czuję się lepiej. Mam dużą rodzinę, zwierzęta w domu, więcej hałasu wokół, a na głowie mnóstwo spraw do załatwienia, czasem kompletnie niezwiązanych z zawodem, co jest przyjemną odskocznią.

Lata 90. nie były łatwe dla aktorów, nie kręciło się aż tylu filmów, seriali i nie było szybkiego internetu (śmiech). Wtedy marzeniem młodego aktora było dostać się do teatru. I cieszę się, że moja historia zaczęła się od teatru.

Porównuję teatr do kuźni, w której mój ojciec spędził 50 lat, kując żelazo. Bo teatr to baza, praca u podstaw. Ciężka. Czasem niewdzięczna, ale bardzo potrzebna, zwłaszcza na początku drogi. Każdemu młodemu aktorowi życzę tego, żeby zaczynał od teatru.

Ty zaraz po studiach trafiłeś do Teatru Dramatycznego w Warszawie.

- Grałem ogony, ale i ważne rzeczy. Zaczynałem w 1997 roku u Krzyśka Warlikowskiego w "Poskromieniu złośnicy", potem trafiłem do Grześka Jarzyny do spektaklu "Niezidentyfikowane szczątki ludzkie i prawdziwa natura miłości", występowałem w "Odysie" u Krystiana Lupy. Niezwykle ważny na mojej drodze był Piotr Cieślak, ówczesny dyrektor Teatru Dramatycznego i opiekun mojego roku w Akademii Teatralnej. Zdałem sobie z tego sprawę dopiero wtedy, kiedy go zabrakło. Jestem mu wdzięczny, że pewnego dnia zadzwonił na moją wieś, choć były tam tylko dwa telefony i musiał chyba się nieźle natrudzić, żeby mnie odnaleźć. Dzwonił, żeby zaproponować mi angaż w Dramatycznym. W dobrym momencie. Ja już wcześniej zacząłem sobie czegoś szukać w teatrach w Polsce, pukałem do różnych dyrektorów teatrów, ale nikt mnie nie chciał. I wtedy właśnie dostałem angaż do Dramatycznego. Teraz od kilku lat jestem w zespole Ateneum.

Ale był taki moment, że w ogóle nie grałeś w teatrze. Film całkowicie cię pochłonął.

- Ostatnie pół roku spędziłem właściwie wyłącznie w teatrach, na próbach "Cesarza", a wcześniej pracując nad premierą sztuki Iwana Wyrypajewa "Osy" w Och-Teatrze.

Rzeczywiście był taki czas, że sobie teatr odpuściłem. Uważałem, że warto skupić się na graniu filmowym. A jednak wróciłem do teatru. Mimo że kosztuje mnie to potworne nerwy. Każdy spektakl, nie tylko premiery. Naprawdę jestem cały spocony przed wyjściem na scenę, to nie jest żadna kokieteria. Strasznie się denerwuję, za każdym razem zadaję sobie pytanie, a co ja mam do powiedzenia widzom. "Trzeba zaufać tekstowi" - powtarza Wyrypajew. I ma rację. To świetny dramatopisarz i niezwykły człowiek.

"Osy" przyjmowane są entuzjastycznie, to nowy przebój Och-Teatru.

- Praca przy "Osach" była bardzo ważna. Przez dwa miesiące na próbach Iwan Wyrypajew podsuwał nam przeróżne tropy, mylił, wykrzywiał nas w różne strony, kazał grać laleczkami na stole. Zaczynaliśmy od klasycznego wystawienia, były kanapy, szklanki, a potem wszystko zabierał, aż zostaliśmy na scenie sami.

W dodatku na scenie, na której gra się na dwie strony. Bo w Och-Teatrze widzowie siedzą po dwóch stronach sceny.

- Krystyna Janda powiedziała, że na początku się tej sceny nienawidzi, ale jak się jej zaufa i chwilę na niej spędzi, to potem żadna inna nie da ci już takiego spełnienia. I coś w tym jest. A na spektaklu reakcje są rzeczywiście niezwykłe, ludzie nie wstydzą się emocji, dają im upust, jak na koncercie rockowym.

Wiesz, co mówisz, bo występowałeś na koncertach "Męskiego Grania".

- Występowałem, duże słowo, zaśpiewałem piosenkę na "Męskim Graniu" w Trójmieście i Żywcu w zeszłe wakacje. Przeżycie spore. Na widowni 10 tys. ludzi daje ci odpowiedź tu i teraz. Jeden z muzyków zapytał mnie wtedy, jaka jest różnica między teatrem a koncertem.

I co mu odpowiedziałeś?

- Że w teatrze widzowie siedzą zwykle na wdechu, żeby nie przeszkadzać, a na koncercie wszyscy są na głębokim wydechu. Zaś na "Osach" czasami czuje się też ten wydech. Wyrypajew zachęcał nas, żebyśmy zwracali się do widzów, żebyśmy grali do publiczności, ośmielali ich. Na jednym ze spektakli pomyliłem się, zawróciłem, zacząłem od nowa, ale tak się zawstydziłem, tak się wystraszyłem, że kiedy wychodziliśmy do braw, krzyczałem do widzów: "Przepraszam was, pomyliłem się!". A oni odpowiadali pełnym głosem: "To nic, to nic, to nic". To są takie momenty w teatrze, które lubię najbardziej, kwintesencja spotkania między aktorem a widzem.

***

Premiera w Teatrze Ateneum

"Cesarz" Ryszarda Kapuścińskiego, adaptacja, reżyseria i opracowanie muzyczne - Mikołaj Grabowski, scenografia i kostiumy - Zuzanna Markiewicz, reżyseria światła - Michał Grabowski. Występują: Maria Ciunelis, Julia Konarska, Dorota Nowakowska, Wojciech Brzeziński, Marcin Dorociński, Janusz Łagodziński, Marian Opania.

Premiera 30 marca o godz. 19. w Teatrze Ateneum (ul. Jaracza 2) w Warszawie. Następne spektakle: 31 marca oraz 2, 6, 7 i 9 kwietnia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji