Artykuły

Wrocław. Kandydaci na dyrektora Teatru Polskiego bez doświadczenia i kompetencji

Powiedzieć o trójce kandydatów na stanowisko dyrektora Teatru Polskiego we Wrocławiu, że to bezrybie, to zdobyć się na nadmiar optymizmu. Jeśli idzie o konkurs, mamy do czynienia z ugorem, a teatr od środka to prawdziwa katastrofa, wymagająca wprowadzenia ekspresowych środków naprawczych.

Komisja konkursowa, złożona z urzędniczek Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Urzędu Marszałkowskiego Dolnego Śląska, ale przede wszystkim z artystów i przedstawicieli instytucji kultury to najjaśniejszy punkt tej układanki - pierwszy raz w historii dokonywanych przez urzędników rozstrzygnięć tak wielkim zaufaniem obdarzono ekspertów. W gronie osób, które zadecydują o dalszych losach Polskiego, są m.in. reżyserzy Paweł Łysak i Piotr Tomaszuk, aktorzy Igor Kujawski, Dariusz Bereski, rektor wrocławskiej Akademii Sztuk Teatralnych Elżbieta Czaplińska-Mrozek i Danuta Marosz, dyrektorka wałbrzyskiego Teatru Dramatycznego.

Niestety, skład komisji nie gwarantuje dobrej decyzji w sytuacji, kiedy wybór jest ograniczony do trzech tylko nazwisk, spośród których tylko jeden kandydat pochodzi ze świata teatru. Jednak Wrocław poznał Adama Srokę od strony, która nie daje nadziei na lepszy kurs Polskiego pod jego rządami - jako reżysera "Kordiana" i "Ryszarda III", dwóch spektakli zrealizowanych za dyrekcji Cezarego Morawskiego, na których nie tylko krytyka, ale i publiczność nie pozostawiła suchej nitki (średnia liczba widzów na "Ryszardzie" to 15 osób).

Igor Wójcik, dyrektor Ośrodka Kultury i Sztuki, w kontekście teatralnym pojawia się jako szef instytucji wspierającej Teatr Polski w Podziemiu - trudno mówić o jego kompetencjach w zarządzaniu tak dużą instytucją, jaką jest Polski.

Justyna Kramorz, absolwentka Akademii Muzycznej w Katowicach i zarządzania w Wyższej Szkole Bankowej, też nie ma doświadczenia teatralnego - prowadzi Ośrodek Kultury Śląskiej w rodzinnych Świętochłowicach.

Nie wiadomo, czy Urząd Marszałkowski ma jakiś plan B, w razie gdyby komisja nie porozumiała się w kwestii wyboru dyrektora. W grę wchodzi w takiej sytuacji powołanie dyrektora poza konkursem, jednak jego wybór musiałby zaakceptować minister kultury. Z takiej opcji skorzystano trzynaście lat temu, kiedy stanowisko dyrektora Polskiego obejmował Krzysztof Mieszkowski. Ten wybór wówczas uważano za kontrowersyjny, a jednak to dekada jego dyrekcji wywindowała Polski do poziomu jednej z najważniejszych scen w kraju. Ówczesny marszałek Andrzej Pawluszek z PiS zaryzykował jednak i to ryzyko się opłaciło.

Do takiego ryzyka niezbędna jest jednak wiedza o współczesnym teatrze. Czy dysponuje nią odpowiedzialny za kulturę w województwie Michał Bobowiec? Odkąd objął stanowisko, stał się bywalcem premier i festiwali. Z drugiej strony, zarządzany przez niego wydział przypomina ministerstwo dziwnych kroków - najpierw podejmuje dyskusję o zamknięciu Wrocławskiego Teatru Pantomimy, żeby po kilku dniach ogłosić, że teatr ocali. Równie dyskusyjne są pomysły obcięcia dotacji dla NFM czy zamknięcia Muzeum Poczty.

***

Tymczasem Teatr Polski wymaga wprowadzenia szybkiego planu naprawczego. W piątek musiała tam wstrzymać próby do swojego spektaklu, zatytułowanego "Leśni. Apokryf" reżyserka Marta Streker. Czerwcowa premiera tego przedstawienia miała być jaskółką zwiastującą powrót Polskiego do formy.

Do "Leśnych. Apokryfu" tekst na podstawie opowiadań partyzanckich Tadeusza Różewicza i wierszy z tomu "Echa leśne" napisała Agnieszka Wolny-Hamkało. W obsadzie dziesięciu aktorów, m.in. Michał Opaliński, Dariusz Maj, Igor Kujawski. I o obsadę, i o temat według reżyserki cała rzecz się rozbija.

- Tekst został skrytykowany przez Sławomira Olejniczaka, który pracuje w dziale literackim, który pisał na nas donosy do dyrekcji - opowiada reżyserka. - Nie spodobały mu się np. przekleństwa w nim używane. Między wierszami słyszymy zarzuty, że realizujemy antybohaterską, polityczną opowieść. Pracujemy za darmo, na pieniądze możemy liczyć dopiero w październiku, bo bez konsultacji z nami premierę przesunięto z czerwca na koniec września. Nie wiemy, czy w ogóle dostaniemy honoraria, bo wówczas w Polskim pojawi się już nowy dyrektor, który będzie prowadził własną politykę repertuarową.

Winą za tę sytuację Streker obarcza Kazimierza Budzanowskiego, który pełni obowiązki dyrektora i - jej zdaniem - robi wszystko, żeby do premiery nie dopuścić. - Kiedy powiedziałam, że zawieszam próby, mam wrażenie, że odetchnął z ulgą - powiedziała nam. - Ale to nie oznacza, że ze spektaklu rezygnuję. Na tym etapie pracy powinna ruszyć produkcja scenografii i kostiumów, a Budzanowski robi wszystko, żeby opóźnić jej rozpoczęcie.

Między Krzysztofem Kopką, który jest w teatrze pełnomocnikiem do spraw artystycznych, a Budzanowskim nie ma żadnej komunikacji. Umowy ustne, jakie zawarł z nami Kopka, nie obowiązują. Kiedy przyszłam do teatru w grudniu, Kopka z Budzanowskim rozmawiali ze sobą przyjaźnie, dziś przekrzykują się, fukają na siebie. Budzanowski rządzi teatrem, Kopka nie ma tu nic do gadania, a to jemu bardzo zależało na tym, żeby nas zaprosić do pracy. Na piątkowym zebraniu, podczas którego Budzanowski po raz pierwszy, cztery tygodnie od rozpoczęcia prób, spotkał się z realizatorami, zapytał Kopkę: "Czyich interesów pan broni? Realizatorów czy teatru?". Najwyraźniej nasz spektakl nie jest w interesie teatru.

***

Przedtem problemy w Polskim miał Sebastian Majewski, który rozpoczął próby do kameralnego spektaklu "Tatuś" na dwójkę aktorów - Teresę Sawicką i Mariusza Kiljana, na motywach filmu "Co się zdarzyło Betty Jane". Rada artystyczna działająca w teatrze pisała donosy na ekipę realizatorów, punktując w nich brak scenariusza (tekst Tomasz Jękot pisał w dużej mierze na próbach, w toku improwizacji aktorskich) czy listy rekwizytów. Z Majewskim też do tej pory nie podpisano umowy.

Bez problemów dokończył za to pracę nad komedią "Filadelfijska opowieść" Stanisław Melski - jako członek rady artystycznej nie musi się spodziewać ataków z jej strony.

Kopka przyznaje, że przedstawieniom w teatrze rzuca się kłody pod nogi, że realizatorzy są obiektami ataków rady artystycznej, pisze się na nich donosy do władz wojewódzkich, a podczas codziennej pracy utrudnia się pracę nad wielu poziomach.

- Budzanowski realizuje wytyczne rady artystycznej, zatrudnia aktorów wskazywanych przez nią, nie informując mnie o tym, mimo wielokrotnych próśb, żeby tego nie robił do czasu rozstrzygnięcia konkursu, by nie komplikować sytuacji przyszłemu dyrektorowi - mówi Kopka. - Nie zatwierdza budżetów ww. spektakli, blokując realizatorom pracę. Informowałem o tym marszałka, bez efektu.

O sytuację w teatrze próbowaliśmy zapytać Kazimierza Budzanowskiego - nie odbierał jednak telefonu.

Agnieszka Dziedzic, dyrektorka Wydziału Kultury w Urzędzie Marszałkowskim, na to wszystko mówi tak: - W przyszłym tygodniu spotkamy się w Urzędzie z panami Budzanowskim i Kopką. Wtedy będę mogła coś powiedzieć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji