Artykuły

Czerwone Świnie idą na wojnę. Strzępka i Demirski grają punk rocka

Robili zbuntowany teatr, teraz nagrali punkową płytę. Monika Strzępka i Paweł Demirski to połowa Czerwonych Świń, które debiutują gniewnym albumem "Basta, dziwko" - pisze Jarek Szubrycht w Gazecie Wyborczej.

Punk rock to muzyka młodych. Prawda czy fałsz? Albo to: dziś już nie ma muzyki buntu. Tak czy nie? I jeszcze jeden: muzyka nie powinna się mieszać do polityki. Stereotypy mają swój ewolucyjny sens, pomagają nam nie zatonąć w powodzi danych. Ale nie trzeba się do nich nadmiernie przywiązywać, bo nie mówią o świecie całej prawdy. Ot, choćby takie Czerwone Świnie - właśnie wydały debiutancką płytę wypełnioną po brzegi gniewnym, zaangażowanym politycznie i społecznie punkiem, a średnia wieku w zespole znacznie przekracza 40 lat.

Robi się jeszcze ciekawiej, kiedy sprawdzimy, kto za tym stoi: najbardziej twórczy duet polskiego teatru, menedżer gwiazd i szef jednej z najważniejszych polskich wytwórni płytowych oraz facet, który jest chodzącą historią warszawskiej sceny gitarowej.

Demirski znów ma 15 lat

Zacznijmy od Pawła Demirskiego. To jedno z najważniejszych piór współczesnego polskiego teatru, autor m.in. "W imię Jakuba S.", "Był sobie Andrzej, Andrzej, Andrzej i Andrzej", "Wałęsy. Historii wesołej, a ogromnie przez to smutnej" i "Triumfu woli". Gra na basie i wymyślił ten zespół. Partneruje mu w nim, podobnie jak w życiu i teatrze, reżyserka Monika Strzępka. Jest wokalistką, grywa też na gitarze. Po co im te wygłupy, skoro pracy w teatrze aż nadto, a każda sztuka budzi emocje, przyciąga publiczność, zwraca uwagę krytyków (najczęściej życzliwą)?

Czerwone Świnie powstały w wyniku serii przypadków. Muzyka cały czas była obecna w naszym domu. Pamiętam, że kiedyś słuchałem jakiegoś punka ze Szwecji i znajomy operator powiedział: "No co wy? Przecież w tym wieku już nie wolno słuchać punka. To dziecinne". Bardzo się tym przejąłem, ale przemyślałem to i stwierdziłem, że nie, jednak nie ma racji - wspomina Paweł Demirski. Od pozwolenia sobie na słuchanie punka do jego grania jednak daleka droga, tym bardziej że ich jedyne próby czynnego zajmowania się muzyką skończyły się przed maturą.

- Monika chodziła na lekcje gry na gitarze w liceum. W szkole średniej i ja grałem, na basie. Pamiętam to jako udrękę - a to nie było perkusisty, a to sali prób, bo zamykano wtedy domy kultury. Rzuciłem bas, bo stwierdziłem, że słabo mi to wychodzi, a chcę coś robić dobrze. Zająłem się pisaniem, ale w naszym teatrze zawsze było dużo muzyki. Aktorzy śpiewają, grają na instrumentach.

Ich rówieśnikom nie trzeba tego tłumaczyć, ale może inni potrzebują wyjaśnienia, że Strzępka i Demirski dorastali w czasach, kiedy muzyka była jednym z najważniejszych żywiołów w życiu młodego człowieka, niezbędnym budulcem nastoletniej tożsamości. Za to dostęp do niej był znacznie trudniejszy niż dziś.

Wtedy rolę Facebooka i Spotify odgrywały napisy na murach. Ktoś na osiedlu nasprajował nazwę Exploited, to się kupowało u pirata kasetę z tym, co było napisane, nie znając muzyki. Nie miałem starszych kolegów, którzy mogli mi coś podsunąć, więc wszystko miałem ze ścian. Pchało mnie w stronę metalu, ale nie zostałem metaluchem, bo z odsieczą przyszła mi płyta Post Regimentu. W siódmej klasie podstawówki do thrash i death metalu doszedł szczęśliwie punk. Choć Nergal mieszkał w bloku naprzeciwko, nigdy nie słuchałem black metalu - wspomina swoje formacyjne lata Demirski. To ważne, bo właśnie spotkanie z byłą wokalistką Post Regimentu na nowo rozbudziło w nim potrzebę tworzenia muzyki.

Kiedyś chciałem zaprosić Nikę do naszego przedstawienia, ale okazało się to trudne. Udało się parę lat później, gdy robiliśmy we Wrocławiu galę PPA. Tak przejąłem się tym, że przyjęła zaproszenie, że poczułem się, jakbym znowu miał 15 lat. Byłem czerwony i zawstydzony, gdy podawałem jej rękę ale pod wpływem tego spotkania, tych emocji pojawił się pomysł, żeby założyć zespół. Kupiłem Monice gitarę na urodziny i poszło. Najpierw to miał być rodzaj żartu, przegięcia w stronę komunizującego kabaretu, bo graliśmy średnio, ale jak powiedziałem w wywiadzie, że szukamy perkusisty, i zgłosił się Tomik, a potem pojawił się Bolek, to okazało się, że nie musi być kabaret, nie muszą być jaja. Możemy zrobić normalny zespół.

Dzieci z dobrych domów

Tomik, czyli Tomasz Grewiński, to w polskiej branży muzycznej prawdziwa szycha. Prowadzi wytwórnię płytową Kayax, która odnosi komercyjne sukcesy, ale nie rezygnuje z niezależności. Jego byli i obecni podopieczni to m.in. Kayah, Katarzyna Nosowska z Hey i bez, Brodka, Zakopower, Artur Rojek i Krzysztof Zalewski. Z kolei Bolek jest gitarzystą, który już trzecią dekadę hałasuje w różnych stołecznych składach, od Ahimsy przez Houk i Elvis Deluxe po The Black Tapes. Z Tomikiem już kiedyś grał, w pierwszych dwóch wymienionych zespołach, więc nie dość, że muszą się dobrze rozumieć, to jeszcze stanowią interesującą, profesjonalną przeciwwagę dla pełnych zapału amatorów, którzy przyszli z teatru.

Umówmy się, Tomik nie grał 17 lat na bębnach i nie ćwiczy w domu! A ja ćwiczę, więc rozważałbym użycie słowa "amator" - śmieje się Demirski i objaśnia układ sił w zespole. - Tomik wpadł na to, żeby zaprosić Bolka, i to był zbawienny pomysł, bo Bolek nam wszystko poukładał. Szybko powstał układ, w którym ja przynoszę teksty, a Bolek pisze do tego muzykę.

Wygląda na to, że Czerwone Świnie dobrze się bawią, w sali prób, na scenie i w studiu przeżywając drugą młodość.

Wydawało mi się, że w okolicach czterdziestki już nie ma miejsca na nowe przyjaźnie, ale okazało się, że zarówno w zespole, jak i wokół niego da się kreować nowe światy. Cenne doświadczenie i masa frajdy - przyznaje grający na basie dramaturg. - Czujemy się trochę jak dzieci z dobrych domów. Nikt z nas takim nie był, ale ten zespół coś takiego w sobie ma, że jest nam łatwiej. Chcemy zagrać na jakimś festiwalu, to gramy. Zapraszają nas na Open'era - OK, czemu nie? Chcę sobie kupić backline - dobra, to kupuję. Te marzenia 16-latków, które wydawały się wtedy niemożliwe do spełnienia, teraz są w zasięgu ręki. Ale też nikt nam tego nie dał, sami sobie to wypracowaliśmy.

Żeby jednak nie było zbyt różowo: zanim ktokolwiek usłyszał pierwsze dźwięki, zanim Monika wykrzyczała publicznie słowa napisane przez Pawła, znaleźli się tacy, którzy już na starcie skreślili Czerwone Świnie. No bo co to za zespół punkowy, który stworzyli jacyś jajogłowi z teatru, w którym bębni typ od gwiazd z list przebojów? Pewnie to jakiś happening, spektakl taki nowoczesny. Pohałasują, znudzą się i wrócą do tych swoich gmachów i bankietów

To dużo mówi o polskiej kulturze. Te same zarzuty o brak autentyczności słyszałem, kiedy wchodziłem do teatru. Co to za koleś bez szkoły, co to za polityczne gówno? Po 20 latach w teatrze robimy sobie płytę, bo chcemy, bo mamy czas i pomysły - i widzę te same komentarze: czy to na pewno jest autentyczne? Czemu to jest polityczne? - zżyma się Demirski. - Zawsze myślałem, że punk rock jest muzyką lewicową, a teraz słyszę, że jest wolnościowy i w zasadzie niepolityczny. Okazuje się, że lewicowe teksty w punk rocku to jest jakaś zdrada. Byłem przekonany, że tak będzie, bo to jedna z rzeczy, które spowodowały, że w połowie lat 90. odsunąłem się od punk rocka - te niekończące się dyskusje o tym, kto się sprzedał, kto jest komercyjny, a kto nie. Jestem osobą, o radykalnych poglądach, ale nie lubię tej wykluczającej prawilności.

Kogo zawstydzą Czerwone Świnie

Brak punktów za pochodzenie Czerwone Świnie rekompensują sobie i słuchaczom zaangażowaniem, a także radykalizmem. Teksty Pawła Demirskiego mogą zawstydzić niejednego małolata, któremu wydaje się, że nazywa rzeczy po imieniu i wali prosto z mostu.

To nie "cenne obserwacje" naszego życia politycznego, nie "trafna diagnoza nastrojów społecznych". To jest wojna na kilku frontach równocześnie - z klerykalizmem ("Krzyczałaś, że czarny piątek/ w sobotę poszłaś z jajami na święconkę"), coraz bardziej skrajną prawicą ("Pójdzie zbiór burych zer/ Będą krzyczeć ONR, ONR"), głupio zadowoloną z siebie klasą średnią ("Nawet dziary macie z Zary"), dziką reprywatyzacją ("Mamy święty oburz na Fejsbuku/ Ty masz hajsy i kupione sądy") i wreszcie politykami ("Chodźcie na Wiejską/ Robić przemoc obywatelską"). Jest brutalnie, wulgarnie, ale - co nie dziwi - celnie.

Łatwo mi przychodzi pisanie tekstów, bo napisałem dużo dramatów, w których miałem dużo różnych obserwacji. Chociaż widzę, ile jeszcze można się nauczyć - mówi Demirski.

Do tropienia śladów swoich sztuk w piosenkach Czerwonych Świń jednak nie zachęca. - Zdarza mi się z nich korzystać, ale to nie są przemyślane nawiązania. Raczej randomowe, że użyję słowa, którego używa mój dziesięcioletni syn.

"Basta, dziwko" to gniew wcielony, a przecież w teatrze Strzępka i Demirski nie tylko wymachują pięściami, nie tylko straszą. Ich "Triumf woli" w krakowskim Starym Teatrze (premiera w 2016 r.) był spektaklem, który powstał ku pokrzepieniu serc, dodawał otuchy. Nie można było nagrać takiej płyty?

To nie jest głupi pomysł - przyznaje Demirski. Ale - Mam w komputerze folder "Czerwone Świnie teksty druga płyta", w którym znajduje się tytuł "Afirmacja", ale na razie tylko tytuł, na piosenkę jeszcze nie mam pomysłu. Zresztą, jak się jest lewicowcem w tym kraju, to naprawdę ciężko o postawę afirmatywną.

Czerwone Świnie "Basta, dziwko", Antena Krzyku

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji