Artykuły

Wildera odyseja codzienności

Znów "Nasze miasto". Tym razem w reżyserii Lecha Hellwig-Górzyńskiego wystawił je Teatr Wybrzeże. Sztuka Wildera, zaliczanego już dziś do klasyków literatury amerykańskiej, zawsze cieszyła się powodzeniem wśród tzw. przeciętnych widzów liczących na to, że w teatrze na scenie zobaczą afirmację swego niewykraczającego poza przeciętność. W "Naszym mieście" jest nieomalże socjologiczny, drobiazgowy opis egzystencji amerykańskich prowincjuszy i chociaż autor akcję utworu umieścił na początku nowego stulecia, nie bez racji można przecież dowodzić, iż szereg spraw na prowincji, tak w Stanach Zjednoczonych, jak i w innych krajach - zawsze wyglądało i nadal wygląda tak samo.

Ale kolejne etapy drogi "Naszego miasta" - tej odysei codzienności poprzez polskie sceny - wywołują także zgoła inne refleksje. Jeśli w Ameryce kontekst społeczno-polityczny okresu czasu, w jakim powstała sztuka Wildera (a były to lata końca wielkiego kryzysu), pobudzał przede wszystkim do śledzenia socjologicznych funkcji utworu, w Polsce każdorazowa jego realizacja na jakieś znaczniejszej scenie, wskutek zupełnie odmiennych okoliczności, skłania również do nieco innych rozważań.

Po raz pierwszy "Nasze miasto" pojawiło się u nas w roku 1939. Wystawił je wówczas Leon Schiller w Warszawie. I od razu, już od owej warszawskiej premiery, okazało się, że w polskich warunkach socjologia "Naszego miasta", licząc się bez wątpienia dla publiczności, dla samego teatru większego znaczenia nie posiada. Leon Schiller wystawiając sztukę Wildera przede wszystkim eksperymentował inscenizacyjnie. Oparte na umowności i chwytach rodem z pantomimy, a jednocześnie właśnie dlatego, umożliwiająca wyobrażenie sobie przez widza w najdrobniejszych szczegółach, z naturalistyczną dokładnością, codziennego życia amerykańskiej prowincji forma utworu, stanowiła dla Schillera okazję dla wypróbowania wyznawanej przez niego podówczas koncepcji "realizmu magicznego".

Po wojnie przez długie lata żaden z teatrów nie grał "Naszego miasta". Przypomniał sobie o nim dopiero w 1957 roku Erwin Axer. Ale przedstawienie w Teatrze Współczesnym nie zyskało najlepszej sławy. Nie dlatego by mu wytykano słabości inscenizacyjne czy aktorskie. Zastrzeżenia budził sam wybór utworu. O ile w 1939 r. przedstawienie Schillerowskie traktowano jako artystyczny eksperyment, o tyle spektakl Teatru Współczesnego w dwadzieścia lat później część krytyki obwołała repertuarowym nieporozumieniem. KTT w "Nowej Kulturze" (1957 r. nr 49) nazwał sztukę Wildera "amerykańskimi Matysiakami". Z przekąsem wyrażał się zarówno o dramatycznej konstrukcji utworu, jak i jego zawartości myślowej.

Ale ataki jakie wywołało w 1957 roku "Nasze miasto" w Teatrze Współczesnym, prowadzone z pozycji wytykania autorowi, iż niczego nowego nie jest w stanie zaproponować, iż jest po prostu myślowo, artystycznie przestarzały - wskazały też (prawem kontrastu) na pewne znamienne cechy sytuacji kulturalnej, jaka wytworzyła się w Polsce w tzw. popaździernikowym okresie. Za nowoczesnych pisarzy uchodzili wówczas Dürrenmatt, Ionesco, Frisch, Sartre, Beckett, Genet, Camus, Brecht. Nowoczesność ich mierzono nie tylko za pośrednictwem rzeczowej analizy, propozycji jakie wysuwali w dziedzinie problematyki czy formy, co raczej zryczałtowaną miarą mody i nadrabiania zaniedbań repertuarowych wobec teatru zachodnioeuropejskiego. Wilder w konfrontacji z tymi beniaminkami ówczesnej krytyki teatralnej musiał przegrać nie tylko dlatego, że nie mówił - w zestawieniu z dramatami Dürrenmatta czy Brechta np. - rzeczy najświeższych, ale po prostu dlatego, że jeśli tamci znajdowali się w pozycji autorów kreujących aktualny klimat życia artystycznego w Europie, on sam należał do pokolenia, które podobną rolę spełniało w odchodzącym już w zapomnienie okresie międzywojennym.

A jakie myśli i wnioski wywołuje "Nasze miasto" w obwili obecnej? Od warszawskiego przedstawiania w Teatrze Współczesnym upłynęło 15 lat i okazuje się, iż układ relacji między zjawiskami uważanymi do niedawna za niepodważalne symbole nowoczesności w teatrze a sztuką Wildera, ulegając dalszym przekształceniem nie obrócił się - jak świadczy o tym inscenizacja gdańska - przeciwko Wilderowi, że w owym nowym układzie "Nasze miasto" raczej zyskuje. Dlaczego? Sprawa jest dosyć prosta. Dalszy upływ czasu wykazał, iż na banalność pewnych stwierdzeń, którą to banalność kilkanaście lat temu przypisywano przede wszystkim Wilderowi, nie on jeden posiadł monopol, że można by jej doszukać się również patrząc dziś już nieco chłodniejszym okiem chociażby na twórczość bezkrytycznie do niedawna wielbionego u nas Ionesco.

Wilder ukazuje powszedniość, codzienność prostych i nieskomplikowanych amerykańskich prowincjuszy, lecz prócz tego stara się zakomunikować kilka prawd o charakterze ogólnym, dotyczących - rzekłbym - metafizyki ludzkiego istnienia. Jakież to są prawdy? Przypomnijmy. "Nasze miasto" daje się odczytać jako utwór ukazujący ograniczoność horyzontów poznawczych przeciętnego człowieka. Wilder sugeruje, iż drobne wydarzenia stanowią główny miąższ życia milionów ludzi, że ludziom brak autorefleksji, i że nie wielkie idee, a codzienne troski stanowią najważniejsze motory ludzkich działań. Jest w "Naszym mieście" sugestia małości - nawet najważniejszych z punktu widzenia jednostki - aktów życiowych wobec wieczności i jest wreszcie konkluzja, że ludzie narażeni są na podwójną tragedię: życie w ciemności, gdyż uwikłanie w codzienność nie pozwala im dostrzec istoty bytu, i szamotanie się ze światem w chwilach, gdy ową - bliżej zresztą nie dającą się zdefiniować - istotę bytu zaczynają odczuwać.

Część powyższych sentencji Wilder wypowiada za pośrednictwem odpowiedniego zakomponowania dramaturgicznej konstrukcji swej sztuki, lecz jeszcze więcej wkłada po prostu w usta kreującego widowisko Reżysera-narratora.

I ten ostatni chwyt - sentencjonalność podawana wprost, bez osłonek - najbardziej zawsze drażnił, przyznajmy zresztą, że słusznie, przeciwnik "Naszego miasta". Zauważmy jednak również, iż niektórzy przedstawiciele francuskiej awangardy teatralnej lat pięćdziesiątych nie tyle poszerzyli krąg Wilderowskej problematyki, co po prostu znaleźli inne, mniej publicystyczne, bardziej dramaturgicznie rozbudowane i sprawne w dziedzinie formy, środki jej wyrażania.

Uwikłanie w codzienność, reifikację człowieka, obrzydzenie codziennością - dramaturgia już tu przykładowo wymienionego Ionesco, "deklinuje" na wszystkie możliwe sposoby. W swoich wypowiedziach pisarz ten, tak jak i Wilder, stwierdza, iż sensu istnienia ludzkiego trzeba szukać poza historią, tak jak Wilder uważa, iż uwikłanie ludzi w codzienność odgradza ich od metafizyki bytu. Prawda - w dramaturgii Ionesco mamy obrzydzenie małym światkiem mieszczańskiej cywilizacji, Wilder zaś raczej ciepło traktuje ludzką przyziemność. Ale przecież jej nie gloryfikuje. Z perspektywy dnia dzisiejszego widać więc dość wyraźnie, iż jeśli ktoś ma ochotę poddawać w wątpliwość odkrywczość Wildera, niemal z równym powodzeniem może to samo uczynić

z Ionesco, że sytuacja wcale nie wygląda tak, iż z jednej strony mamy do czynienia z samymi banałami, a z drugiej z samymi objawieniami.

Przedstawienie "Naszego miasta" w Teatrze Wybrzeże podsuwa taką myśl tym bardziej, że po prostu jest to dobrze grane przedstawienie, że jest to spektakl, w którym Wilderowskie "złote myśli", zwłaszcza wypowiadane przez postać Reżysera, zostały mocno przystrzyżone i przetrzebione. W inscenizacji gdańskiej podjęto, w dużej mierze udaną, próbę ukazania ludzi miasteczka Grower's Corners, ich życia, przemijania jako jednego z elementów kosmicznego apollińskiego ładu. I kto wie, czy z kolei ta cecha "Naszego miasta" w teatrze Wybrzeże, na tle dość monotonnie powtarzającej się we współczesnej dramaturgii Zachodu - skądinąd prawdziwego - obrazu rozpadu świata i dezorientacji psychicznego życia człowieka w warunkach współczesnej mieszczańskiej cywilizacji - prawem kontrastu - nie odświeża tej przecież już rzeczywiście niezbyt młodej sztuki.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji