Artykuły

TEATR. BUNT ABSALONA (Teatr Narodowy)

Marzył ongiś Stanisław Miłaszewski w "Geście wewnętrznym", że "w sercu czystem niezmiernie i niezmiernie cichem" ugości Szekspira, mistrza, w którym widział "cudny sojusz sił twórcy z instynktem aktorskim, niepojętych zespoleń jehowiczne piękno".

"Bunt Absalona" możemy uważać za spełnienie tego marzenia. Jest to dramat, ściślej: poemat dramatyczny, zakrojony na miarę mistrza ze Stratfordu. Po zgonie Rostworowskiego Miłaszewski jest dziś ostatnim u nas dźwiękiem alikwoty, która wzięła początek w potężnym akordzie Szekspira. Cechuje go przynależność do świata poezji, tworzącej własną rzeczywistość i w jej wymiarach rozwiązującej tragiczne zwarcia żywiołów. Zbyt to może patetyczne określenie ale jakże tu mówić językiem potocznym o poecie z rodu kapłanów, ujmującym twórczość jako misję moralną, (obcym pokusom i kompromisom, wyznającym nieodmiennie najsurowszy dekalog poetyckiej odpowiedzialności. Nazwano ongiś Miłaszewskiego "ojcem duchownym", świeżo Potocki przyrównał go do mnicha. Jest w jego dziele wysokogórski klimat, o powietrzu rzadkim, że trudno nim oddychać, i mroźnej temperaturze szczytu: świątynia z sopli lodu, tęskniąca do słońca migotem kryształów słów.

Inny dziś na Zachodzie dominuje typ katolickiego pisarza. Gdy Chesterton, Mauriac i Papini, dociekając filozoficznych podstaw wiary z całym aparatem nowoczesnej analizy, balansują często na granicach herezji, Miłaszewski trzyma się z daleka od tych niebezpieczeństw i poprzestaje na dogmacie.

Weźmy przykład. Amnon żyje z siostrą przyrodnią, Absalon, mszcząc jej hańbę, zabija brata, aby potem ulec samemu pokusie kazirodztwa. Wielu pisarzy, podejmując ten temat, uważałoby poprostu za obowiązujące skomentować ten popęd także od strony freudyzmu, w każdym razie zaryzykować jakąś konstrukcję psychologiczną. Miłaszewski nie posuwa się poza pojęcie grzechu, i ło według dzisiejszego kodeksu seksualnego (słusznie bowiem zwrócono uwagę, że stosunku Amnona i Tamary nie należy tak surowo oceniać, ile że zdarzył się w czasach, gdy królwie miewali po kilkaset żon i gdy żywa była wiara, że ludzkość nie mogła powstać inaczej jak drogą kazirodztwa).

Niewielu pisarzy wyrzekłoby się także głębszej analizy deterministycznego poglądu na świat Starego Testamentu i skonfrontowania go ze współczesną filozofią katolicką. Nie skorzystał także Miłaszewski ze sposobności szerszego uwzględnienia zagadnień społeczno-politycznych w ustroju teokratycznym, najbardziej totalnym ze wszystkich znanych dziejom. Nie wykazaliby tej wstrzemięźliwości ani wyżej wymienieni katoliccy, ani francuscy przetwórcy mitów antycznych, Giraudoux, Cocteau, Obcy.

Ze wszystkich stron narzucają się poecie zagadnienia współczesne, jak fale radiowe, gdy nastawić antenę, ale Miłaszewski odtrąca je, nie chce o nich wiedzieć, mając na oku, w żarliwej pokorze, jeden tylko cel: uchwycić w poetyckim obrazie prawdę swego serca - allegorię odkupie Wobec dzieł, wyrosłych z religijnej kontemplacji, rzadko można stosować kryteria artystyczne, prymat treści przed formą (używam tych wyrażeń w znaczeniu potocznym) pozwala bowiem' twórcom lekceważyć doskonałość wyrazu.

U Miłaszewskiego zjawisko to nie zachodzi. Wprost przeciwnie. "Bunt Absalona" jest dziełem nie tylko wielkiego lotu wyobraźni, ale także wzorowej pracy artystycznej. Bo - wbrew pozorom - utwór poety nie jest sztuką thése.

Katolicyzm przepaja twórczość Miłaszewskiego immanentnie. Jak natura nie znosi próżni, tak dusza poety nie znosi próżni religijnej. Artyzm Miłaszewskiego, chciałoby się powiedzieć nawet "artystowstwo", nic doznał zahamowania, minio iż poeta zapatrzył się w "jehowiczne piękno". Skoncentrował się tylko głównie na języku.

Milaszewski zaniedbuje niekiedy konstrukcję dramatu, nie troszczy się o pra widia sceny, nie rozwija należycie charak turystyki osób, ale za to z wyjątkową starannością szlifuje swój język poetycki. W "Buncie Absalona" doszedł w tej mierze do wyników nieznanych bodaj dotąd polskiej scenie. Jest to język ujęty w tym zawsze wykwintny (nie brak asonansów, ale regułą są świetnie brzmiące półrymy), przytem najzupełniej naturalny, żywy, giętki i potoczysty.

Nie sądzę, żeby to był, jak chcą niektórzy, nieświadomy sic bie talent wersyfikacyjny na wzór n. p. ta lenki mnożenia w pamięci wielocyfrowych liczb. Przypuszczam raczej, że do tej artystycznej prostoty mowy odchodzi Miłaszewski poprzez pracowity wysiłek selekcji.

Teatr Narodowy nie jest obecnie w dostatecznej mierze przysposobiony do wystawienia takich utworów jak dramat Miłaszewskiego. Mimo staranności reżysera Borowskiego dano widowisko raczej średnie, pełne artystycznych dysproporcji. Artyści mówią naogół wiersz niechętnie, nawet tak dobrze leżący w ustach, jak Miłaszewskiego.

Poza dobrymi rolami pp. Białoszczyńskiego, Stanisławskiego, Broniszówny, Lindorfówny i Brydzińskiego żadnej innej nie można by przyjąć bez dużych zastrzeżeń. Zresztą i wymienieni artyści nie wszyscy osiągnęli swój zwykły poziom. Najsilniejsze wrażenie wywiera obraz ostatni, gdzie szczęśliwie zbiegła się dla stworzenia jednolitego nastroju inwencja dekoratora p. Jarockiego i wykonawcy roli Absalona p. Damięckiego. To drzewo, na którym zawisnął za włosy pochwycony przez Boga grzesznik, promieniuje istot nie "niepojętych zespoleń jehowicznym pięknem".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji