Artykuły

TEATR. PENSJONAT WE DWORZE (Teatr Letni)

Ostatnią sztukę Kiedrzyńskiego, pisarza z nerwem, zębem i okiem, trzeba uznać za przedsięwzięcie chybione. Znaczna jej część znajduje się poza kategoriami artystycznymi, jest po prostu kopią rzeczywistości, a nawet jeszcze czymś mniej: sumą potocznych wyobrażeń o życiu i świecie. W tym właśnie leży największe niebezpieczeństwo, że Kiedrzyński kokietuje widza gloryfikacją przeciętności myślenia, że utwierdza go w niej, że dodaje mu pewności siebie.

Zamiast ukazywać jakiś nowy horyzont, zamiast zawstydzać przyziemność wyobrażeń, Kiedrzyński sporządza cały katalog komunałów, krążących wśród pół-inteligencji, i podaje go do wierzenia, z gestem tryumfu, niby jakieś objawienie prawdy. Sztuka jego roi się od "znormalizowanych" typów społecznych. Prezes oczywiście dybie na cnotę urzędniczek, córka przemysłowca chciałaby kupić miłość za pieniądze, a panienka z pralni sprzedać, urzędnik nie posuwa się w awansie, gdyż nie ma "pleców", zubożała ziemianka prowadzi pensjonat, ale kłuje gościom oczy swym szlachectwem, pielęgniarka kocha się w swym bogatym pacjencie. Sugestywność tej przeciętności jest tak wielka, że "zainteresowani" zapominają nawet, iż ten, kto miał reprezentować ich rację, raczej ich kompromituje. Ot np. ten urzędnik. Autor przedstawia go jako smętnego matoła, ale wkłada w jego usta tyle gromów na krzywdę urzędniczą, tyle górnych słów, tyle patriotyzmu, urzędnik nolens volens, uznaje w tym Kudelskim swego przedstawiciela, choć właściwie wolałby się nie przyznawać, że ma z nim coś wspólnego. W robocie scenicznej znać dawne majsterstwo Kiedrzyńskiego, sztuka rozplanowana jest logicznie, choć co prawda za wiele tych "qui pro quo", za wiele w ogóle wątków, plątających się w trudną do odcyfrowania krzyżówkę. Dowcip Kiedrzyńskiego nie był nigdy lotny, w słowie jego wyczuwało się zawsze twardość, kanciastość. I tym razem nie inaczej. Niektóre dialogi uderzają nieporadnością i da-remnie czekamy, aby zamigotało jakieś błyskotliwe słówko, jakaś celna uwaga. Talent Kiedrzyńskiego, który zapowiadał się ongiś na polskiego Bernsteina, padł, jak sądzić można, ofiarą łatwych sukcesów, przyjął zbyt chętnie miarę felietonów Kleszczyńskiego czy Genta i poprzestał - "niestety - na satyrze równie powierzchownej co schlebiającej gustom publiczności. I dlatego sztuki Kiedrzyńskiego mają tak wielkie powodzenie, i dlatego tak mało może o nich powiedzieć krytyk. Komedię Kiedrzyńskiego wyreżyserował w Teatrze Letnim p. Borowski, wkładając w nią całe swe wytrawne doświadczenie. Wśród ról charakterystycznych najlepsza jest figura stworzona przez p. Gellównę, Pp. Żabczyński, Zaklicka i Hnydziński wykazali dobre rzemiosło. Dużo finezji było w roli p. O. Leszczyńskiej, mającej naturalną sztuczność rozkapryszonej pannicy. Pp. Rotter-Jarnińska" Macherska i Niczewska dobrze "leżały w roli". Główną figurę Kudelskiego grat p. Orwid, komik wyborny, ale powołany tym razem do zadania niezbyt wdzięcznego. Artysta zawieszony między patosem a błazeństwem nie mógł się odnaleźć i stworzył postać dwuznaczną, o niejasnych konturach, porte-parole wzniosłych haseł i fajtłapę zarazem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji