Artykuły

Dwie kobiety i Walenty trzeci

"Dzień Walentego" Iwana Wyrypajewa w reż. Łukasza Witta-Michałowskiego w Teatrze im. Norwida w Jeleniej Górze. Pisze Merwan w portaliku24.pl.

W minioną sobotę (15.06) na scenie w sali kinowej przy ul. Krótkiej 3 (tymczasowej siedzibie Teatru im. Norwida) miała miejsce premiera spektaklu "Dzień Walentego" pióra Iwana Wyrypajewa w reżyserii Łukasza Witta-Michałowskiego w wykonaniu jeleniogórskiego Teatru im. Cypriana Kamila Norwida. To ostatnia premiera sezonu artystycznego 2018/2019.

Teatr im. Norwida w poszukiwaniu materiału artystycznego na dobre przedstawienie - po "Gąsce" Nikołaja Kolady w reż. Piotra-Bogusława Jędrzejczaka i jednoaktówkach - "Oświadczyny" / "Niedźwiedź" Antona Czechowa w reż. Turgaya Velizade - sięgnął po raz trzeci w tym sezonie po literaturę rosyjską. Tym razem na scenie jeleniogórskiej pokazano sztukę Iwana Wyrypajewa, jednego z najbardziej znanych, współczesnych, rosyjskich dramaturgów, którego krytyka rosyjska ogłosiła głównym reprezentantem najmłodszego pokolenia.

"Dzień Walentego" autorstwa młodego dramaturga (rocznik 1974) cieszy się też niemałym uznaniem poza granicami swego kraju. Jego sztuka od 2004 cieszyła się szczególnym powodzeniem na deskach wielu scen w Polsce, nie tylko w przekładzie Agnieszki Lubomiry-Piotrowskiej, ale też w tłumaczeniu ex-dyrektora Teatru im. Norwida (1995-96) Andrzeja Bubienia jako "Walentynki", w tym w 2007 w olsztyńskim Teatrze im. Stefana Jaracza w reż. byłego dyrektora Teatru im. Norwida (2013-2016) Piotra Jędrzejasa.

Urodziny Walentyny (w tej roli Iwona Lach) nie zmieniają się od lat. Sąsiadka Katia (Elżbieta Kosecka) przynosi wódkę i gra na akordeonie, a potem obie weselą się na smutno. Przed laty kochały tego samego mężczyznę - Walentego (Robert Mania), który ożenił się z Katią, jednak jego jedyną miłością pozostała Walentyna. Teraz mija dwudziesta rocznica jego śmierci.

Opowieść o dwóch kobietach, które kochały tego samego mężczyznę, to temat zdaje się banalny i nie tylko teatralnie ograny, a jednak w przypadku Wyrypajewa zdołał zaintrygować publiczność. Tytułowy Walenty zmarł w dniu urodzin swojej kochanki. Ponownie pojawia się, gdy Walentyna kończy sześćdziesiąt lat. Zastaje ją w sytuacji, która powtarza się od lat dwudziestu (od czasu jego śmierci). Walentyna nie tyle świętuje własne urodziny, co obchodzi rocznicę śmierci Walentego. Jedyną osobą, która odwiedza ją w tym dniu jest Katia, żona zmarłego. W toku akcji dramatycznej widzowie szczegółowo poznają historię tego trójkąta miłosnego. Walenty wprawdzie zmarł młodo, ale ciągle powraca w tej samej młodzieńczej postaci do swych dwóch, niestety coraz starszych, miłości.

Balony dziecięce doskonale odmierzają upływający czas w życiu głównych bohaterów. A czas w sztuce był bohaterem nie mniej ważnym, niż osoby dramatu. Akcja sztuki, która rozgrywała się równolegle na kilku płaszczyznach czasowych, została doskonale wypunktowana przez twórczynię scenografii Elbruzdę. Lustrzany pokój Walentyny staje się przestrzenią otwartą - labiryntem wspomnień, w którym bohaterowie poprzez przywoływanie "tamtych miejsc i tamtego czasu" raz jeszcze poszukiwali sensu własnego życia. Niemałym atutem spektaklu stała się też oprawa muzyczna autorstwa Maxa Kowalskiego.

Poprzez ruch sceniczny stworzony przez tancerza Wojciecha Kapronia najróżniejszych emocji jest tu dużo i pokazane są ciekawie. Wiarygodna jest np. scena, gdy wypalona, otępiała emocjonalnie Walentyna mierzy ze strzelby do Katii, dając upust tłumionym od lat uczuciom, wyznaje rywalce nienawiść, by po chwili dać jej utulić się do snu i wyznać siostrzaną miłość.

Dramat Wyrypajewa stworzył możliwość interesujących kreacji aktorskich. Potencjał ten w pełni wykorzystał zespół jeleniogórski. Iwona Lach (jako 60-letnia Walentyna) i Elżbieta Kosecka (60-letnia Katja) stworzyły postacie wiarygodne, dojrzałe, silnie oddziaływujące na widzów. To bohaterki - kontrapunkty dla postaci tworzonych przez innych aktorów. W dwóch planach czasowych - młodą 18-20-letnią Katję gra znakomita Anna-Maria Sieklucka (w zastępstwie za Katarzynę Trzeszczkowską, która trzy dni przed premierą zerwała więzadła stawu skokowego), a 35-40 letnią Katję - bardzo dobra Marta Kędziora. Nieczęsto się zdarza, aby widz jednocześnie oglądał jedną postać w trzech różnych aktorskich wcieleniach. Robert Mania (35-40-letni Walentyn) znakomicie wydobył oschłość i wyrozumowanie swojej postaci, prosto i bez nadmiernej przesady przedstawia dramat mężczyzny kochającego dwie kobiety - niezdecydowanego i zarazem upartego. Z kolei debiutujący na scenie Filip Toroński (jako 18-20-letni Walentyn) broni się przede wszystkim dzięki pasji i czytelnemu przekazowi tekstu.

"Dzień Walentego" w Jeleniej Górze wyreżyserował Łukasz Witt-Michałowski, młody, lecz doświadczony twórca, współpracujący z wieloma teatrami w Polsce. Reżyser umiejętnie poprowadził cały zespół, tworząc spójne, ze specyficznym klimatem, przedstawienie. Inscenizacja Łukasza Witta-Michałowskiego spodoba się jeleniogórskiej publiczności. Jest wzruszająca, ale też tragikomiczna. Historia dwóch kobiet z mężczyzną w tle nie tyle się toczy, co raczej snuje po scenie. Brawurowo zagrana i zinterpretowana sztuka to spektakl nie do przegapienia. Mimo obiecującego tytułu, nie jest to jednak rozrywka przeznaczona na romantyczną randkę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji