Artykuły

Wyprawa po rozum

Jest inaczej niż się państwu zdaje: przedstawienie "O dwóch takich, co ukradli księżyc" nie powinno pouczać i nauczać, leci bawić, wzruszać i zadziwiać. Skąd o tym wiem? Z teorii i praktyki. Najpierw będzie o praktyce sprzecznej z przekonaniem, te bajki opowiada się dzieciom ku nauce i, być może, nawet ku pokrzepieniu serca.

Wieloletnie obserwacje widowni dziecięcej w teatrach lalkowych (czasem także w dramatycznych) dowiodły mi ponad wszelka wątpliwość, ta dzieci lekce sobie ważą te momenty w przedstawieniach, w których dorośli używają teatralnego aparatu, aby przekazać dziecku stosowne nauki. Bywa zresztą wielokrotnie, że kiedy widz dorosły uczestniczący w przedstawieniu dla dzieci objawia gotowość uroczystego "odsłuchania" nauk moralnych i pedagogicznych - dziecko w tym samym czasie zadaje bardzo niestosowne pytania, albo bardzo niestosownie rozgląda się po sali. Wtedy najczęściej daje się słyszeć komenda: "cicho bądź", albo deklaracja: "potem ci powiem". Biegli w sztuce lalkarze wściekają się wtedy na dorosłych, dorośli wściekają się na dzieci i przedstawienie toczy się dalej. Inaczej to oczywiście wygląda wówczas, gdy przedstawienie dla dzieci dają nie ludzie biegli w sztuce teatru, lecz szkodnicy teatralni spod znaku chałtury, nauczyciele od siedmiu boleści, którzy nie wiedzą i nigdy wiedzieć nie będą czym różni się baśń od bujdy na resorach. Którym na nic zdanie Arystotelesa, że "przyjaciel mądrości jest zarazem przyjacielem mitów" (a wszak świat baśni leży o krok od świata mitów) i którzy nigdy nie pojmą, że siła baśni tkwi nie w "pedagogicznym smrodku", lecz w możliwości przeżycia baśniowego świata, w utożsamieniu się z bohaterem i jego problemami. Nie pojmą zatem i tego, że zakładany "zysk pedagogiczny" z obejrzanej bajki nie nadaje się do zapisania w postaci zdań prostych, oznajmujących przyrost wiedzy o tym co dobre, a co złe, co brzydkie, a co piękne. Na jakiej natomiast zasadzie odbywa się dzięki baśniom "przyrost" mądrości i rozumu, to ja dokładnie nie wiem, chociaż z teorii baśni wiem, że "przyrost" taki można obserwować i opisywać.

Jeżeli bajkowy bohater decyduje się na odłączenie od pępowiny (w bajkach - najczęściej od MATKI) i wyrusza w świat, to nie po to, aby ten świat zdobyć albo w nim pozostać.

Wyrusza raczej po to, aby ze świata wrócić i przynieść z niego wartość, a w sobie - p r z e m i a n ę. Wartości te są z reguły symboliczne. Raz będzie to "woda życia" innym razem magiczne zaklęcie. Przemiana natomiast polega najczęściej po prostu na przeżyciu świata. Takie baśnie "odłączenia" znają wszystkie narody. Spisywali je bracia Grimm, spisywał je Andersen. Taka baśnią odłączenia jest opowieść o klonowych braciach Szwarca i bajkowa przypowieść Kornela Makuszyńskiego "O dwóch takich, co ukradli księżyc". I opowieść o klonowych braciach, i opowieść o dwóch takich, co ukradli księżyc - oglądaliśmy na scenie Teatru im. J. Osterwy. O tym pierwszym miałem zdanie bardzo niedobre i dobrze, że już go nie ma. To drugie przedstawienie na szczęście jest.

Kornel Makuszyński to przede wszystkim humor, optymizm i wprost nieposkromiona inwencja fabularna. Te cechy posiadają wszystkie jego utwory: "Koziołek Matołek". "Szatan z 7 klasy" "Awantura o Basie" "Panna z mokrą głową", "Przyjaciel wesołego diabła". "O dwóch takich, co ukradli księżyc"... Jeżeli w teatrze inwencja fabularna Makuszyńskiego nałoży się na inwencję inscenizacyjną reżysera - wtedy otrzymujemy żywe i zabawne widowisko Jeżeli reżyser jest przy tym świadom specyficznych wymogów. Jakim trzeba sprostać, aby widowisko bawiło przede wszystkim dziecięce widownię - wówczas otrzymujemy interesujące widowisko dla dzieci. Jakie to wymogi? Między innymi niezwykłości, cudowności, barwności, a mówiąc w skrócie - urody plastycznej. Niektórzy krytycy piszą w takich razach, że widowisko dla dzieci musi wpisywać się w komiksowa estetykę dziecięcą. Nie wydaje mi się, aby tu chodziło o komiks i komiksową estetykę; chodzi raczej o urodę plastyczna widowiska pozostającą w zgodzie z baśniowym światem i z właściwą mu logiką baśni. Wymagającą i spójną, a nie rozluźnioną i dość dowolna na obraz i podobieństwo komiksu. Bogusławą Czosnowska, autorka widowiska opartego na motywach książki K. Makuszyńskiego i reżyser lubelskiego przedstawienia, potrafiła zbudować widowisko logiczne (po pierwsze), baśniowe (po drugie) i bogate plastycznie (po trzecie) w czym należy widzieć także zasługi scenografa. Anny Marii Rachel. Mimo koniecznego dla scenicznych potrzeb, uformowania widowiska w siedem obrazów - podlegają one prawu fabularnej i logicznej ciągłości, nie rozpada ja się na komiksowe i swobodne "ujęcia". I nawet wprowadzenie do opowieści krasnoludka z innej bajki (Kuba - Jacek Gierczak) - który jest komentatorem zdarzeń i swoim pojawieniem się na scenie wywołuje wielokrotnie efekt filmowej "stop-klatki" - nie powoduje zakłóceń w budowaniu opowieści o emigrantach z Zapiecka. Chyba że Kuba pojawia się zbyt często.

Banalne przez swoje zużycie przeświadczenie, że sztukę dla dzieci trzeba robić tak samo jak dla dorosłych, tylko trochę lepiej - sprawdza się na scenie Teatru im. J Osterwy częściowo. To znaczy: zrobione jest ono bez irytującego, z góry przyjętego założenia, że skoro robimy widowisko dla dzieci, to możemy go trochę "odpuścić" i zatopić w nieznośnym infantylizmie. Tego tam nie ma - jest teatr serio, a więc przy urodzie plastycznej widowiska - mamy druga, ważną jego zaletę. Natomiast brak zakładanego "tylko trochę lepiej" bierze się stąd. że przedstawienie jest widowiskiem muzycznym, z interesującą muzyka Andrzeja Głowińskiego, należałoby w nim pośpiewać. Oczywiście, że "jest śpiewane", ale tak, na ile nas (zespół) stać, a nie na tyle, ile by trzeba. Jeżeli jednak braki w wokalnej stronie widowiska nie rażą. to pewnie dlatego, że walory wielu śpiewanych utworów widz upatruje w interesujących i najczęściej zgrabnie wykonywanych układach choreograficznych (autor: Zygmunt Kamiński). W ten sposób co ucho trąd - zyskuje oko.

Przy obranej przez reżysera konwencji widowiska mającego oddziaływać rozinscenizowanymi sytuacjami, a nie indywidualnie prowadzonymi rolami - trudno byłoby wyróżniać wykonawców poszczególnych i bardzo licznych ról. Chyba, że są to role "dwóch takich" Jacka i Placka czyli Urszuli Szydlik i Marzeny Tokarskiej. Zabawnych, pełnych wigoru, starannych w geście, ruchu i mowie przez całe długie przedstawienie. Także rola Włodzimierza Matuszaka w roli Patałłacha którą wyróżniam dla przeciwstawienia jej roli Jana Parandyka jako strażnika "Psiej Górki". Ta miała być z założenia "w stylu". a w stylu zmieścić się nie chciała. Mój niepokój wywołała także scena balu w obrazie "Psia Górka" ale w premierowym przedstawieniu, jakie oglądałem, przyczyną niezborności i ogólniejszego trochę bałaganu był - jak się okazało - brak aktorki z zadaniami dla tej sceny wyjątkowo ważnymi. To wyjaśnia.

Zwolennicy szkoły psychologicznej w interpretowaniu bajek mogą uzupełnić ten opis przypomnieniem, że w bajkowej wędrówce przez świat wcale nie chodzi o dowód, że rozum wchodzi do głowy przez nogi. Oni by nas przekonali że dziecko przeżywając bajkę rozstrzyga swoje bardzo ważne problemy. Wyraża swój bunt przeciw dorosłym, z którymi nie może i nie potrafi ułożyć swoich stosunków bez względu na to, czy dorośli są wcielaniem zła czy dobra. Odpoznaje w przypadkach bajkowych bohaterów swoje podświadome i świadome lęki a tym samym - rozładowuje je. Pod warunkiem oczywiście, że dziecko oglądając bajkę może się wzruszyć i zadziwić, a więc reagować tak, jak na przedstawieniu "O dwóch takich. co ukradli księżyc".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji