Idźcie na "Strych"
Przygotowaniom premiery "Strychu" w Teatrze im. Osterwy towarzyszyło zrozumiale zainteresowanie sympatyków teatru i... muzyki. Jest to bowiem najprawdziwszy musical, którego kompozycje firmuje Gabor Presser, filar zespołów "Omega" i "Locomotiv GT" znanych nie tylko na Węgrzech. Od czasu prapremiery w budapeszteńskim Teatrze Vigszinhaz w 1988 roku "Strych" robił furorę na wielu scenach, by, za sprawą przyjaźni teatrów w Lublinie i Eger, trafić do Polski.
Niestety, mimo świetnej ręki reżysera Laszlo Gali do widowisk muzycznych, na stopniach lubelskiego "Strychu" wciąż piętrzył się balast trudności i nieszczęśliwych wypadków. Po ostatniej kontuzji Jerzego Rogalskiego można było przypuszczać, że przedstawieniu szkodzą złe duchy. Z zemsty, bo sztuka jest o duchach dobrych.
Piosenki, muzyka, ruch, akrobatyczne wręcz wyczyny aktorów to nie jedyne atuty "Strychu". Jest nim też sama akcja. Co może wyniknąć ze spotkania cybernetyka-wynalazcy z gangsterem, policją i krasnalem z bajki? Dowie się o tym lubelska publiczność "Strychu".
Swoją najnowszą a prestiżową produkcję teatr reklamuje jako propozycję dla widzów od lat 9 do 99. Dla wszystkich, którzy obok niespodzianki cenią liryzm, poezję i odrobinę zadumy nad ludzkim losem.
Wypada się tylko cieszyć że "Strych" ożywi nasz smutny karnawał. Premiera oficjalna w sobotę - zapowiedział się ponoć ambasador węgierski oraz kompozytor, ale przedstawienie jest już grane na scenie. Trzeba pójść koniecznie.