Artykuły

Pavarotti: król życia, król opery

Jego głos był czysty jak kryształ, ale nigdy nie był pewny, czy trafi w najwyższy dźwięk. - Na tym polega piękno mojego zawodu - mówił Luciano Pavarotti. Był królem nawet wśród "trzech tenorów". Od 2 sierpnia w kinach dokument Rona Howarda o jednym z najsłynniejszych śpiewaków w historii.

"Pavarotti" przywołuje postać wielkiego włoskiego tenora zmarłego w 2007 r. na raka trzustki. Jego legenda wciąż żyje, nazwisko pozostaje synonimem śpiewania na scenie, wszystkiego, co tzw. przeciętnemu człowiekowi kojarzy się z teatrem operowym i sztuką wokalną. Warto ten film obejrzeć, aby zetknąć się ponownie z tym wielkodusznym człowiekiem, posłuchać jego wspaniałego głosu i przekonać się, jak bardzo wyprzedzał swoje czasy, wprowadzając operę i muzykę klasyczną do kultury popularnej - dziś to norma - oraz angażując się w akcje pomocy głodującym mieszkańcom Afryki czy ofiarom wojen.

Reżyserem i producentem "Pavarottiego" jest Ron Howard, aktor i reżyser, twórca "Pięknego umysłu" nagrodzonego Oscarami za najlepszy film i reżyserię, ale też nieudanego spin-offa "Gwiezdnych wojen" - "Han Solo: Gwiezdne wojny - historie". W "Pavarottim" Howard dobrze wypada w roli solidnego dokumentalisty. W dorobku ma już zresztą film o Beatlesach ("The Beatles: Eight Days a Week - The Touring Years") i festiwalu Made in America zorganizowanego przez Jaya Z.

Dużo makaronu, dużo czosnku, dużo oliwy

Howard skupił się na pokazaniu osobowości Luciano Pavarottiego, trzeba przyznać, raczej nieskomplikowanej. Sam śpiewak uważał się za prostego chłopa z Modeny, średniej wielkości miasta w regionie Emilia-Romania.

Właściwie przez cały film dostajemy niezbite dowody - w postaci prywatnych i telewizyjnych dokumentów - na to, że Pavarotti poza występami na scenie najbardziej lubił ucztować w tłumie przyjaciół i wielbicieli lub dla nich gotować (dużo makaronu, dużo czosnku, dużo oliwy). Jednego z kolegów prosił o przywiezienie do Ameryki walizki ulubionego sera.

Pavarotti nie umiał żyć bez ludzi i to było w nim piękne. "Zawsze musiał mieć kogoś przy sobie" - mówi w filmie jego pierwsza żona Adua Veroni. Tu może tkwi tajemnica jego muzykalności - we Włoszech, kolebce opery, śpiew jest elementem sztuki życia. Daje radość, łączy ludzi. Ojciec Luciana, z zawodu piekarz, też miał piękny głos, ale używał go po amatorsku na rodzinnych uroczystościach, aby uszczęśliwić bliskich. Pavarotti rozumiał to doskonale, dlatego jego wykonania były zawsze bezpretensjonalne i niekoturnowe.

Co mam zrobić z rękami?

Drugi wątek, dużo ciekawszy, to kuchnia wielkiej sławy - opowieści o tym, jak Pavarotti zdobył popularność i dlaczego Ameryka padła mu do stóp. To oczywiste, że powodem był fenomenalny głos, ale nie mniejsze znaczenie miał jego urok osobisty. Pavarotti nie okazywał swojej wyższości, choć nikt nie wątpił w to, że był wybrańcem bogów.

Był wymarzonym gościem niezliczonych talk-shows w amerykańskiej telewizji. I to on przyniósł kaganek opery na amerykańską prowincję. Zaczęło się to jeszcze w głębokich latach 70. Pomysł wyszedł od pierwszego agenta Pavarottiego Herberta Breslina. To on zachowywał się jak diwa i strzelał fochy. Pavarotti był normalnym facetem, z którym można było przybić piątkę i pogadać o życiu.

Ale Breslin był dobrym menedżerem: Luciano objechał całe Stany, występując - jak Paderewski sto lat wcześniej - na amerykańskiej prowincji w salkach i świetlicach, śpiewając Jankesom włoskie arie z akompaniamentem fortepianu.

Breslin przekonywał: "Nie możemy tu wystawić opery, więc śpiewaj chociaż fragmenty". Pavarotti, przyzwyczajony do wielkiej sceny, kostiumu i makijażu, pytał: "A co ja mam zrobić z rękami?". Breslin wskazał na chustkę, którą śpiewak miał zwyczaj ocierać czoło. Tak narodził się najbardziej chyba znany wizerunek Pavarottiego: sylwetka olbrzymiego mężczyzny z czarną brodą, we fraku, z wielką chustką w dłoni, którą powiewa serdecznie w stronę publiczności.

Zagięty gwóźdź na szczęście

Siłą rzeczy bohaterem filmu Howarda jest głos. W przypadku Pavarottiego - niepowtarzalny. Był w nim blask i lekkość, których nie słychać u jego ówczesnych rywali: Plácida Dominga czy José Carrerasa, z którymi występował w latach 80. na wielkich stadionach dla masowej publiczności jako jeden z "trzech tenorów".

Dokument Howarda zaczyna się projekcją amatorskiego filmu nakręconego w trakcie podróży Pavarottiego do amazońskiej dżungli. Znajduje tam opuszczony teatr operowy - Teatro Amazonas - w którym niemal sto lat wcześniej występował legendarny tenor Enrico Caruso. Pavarotti mówi: "Też chcę tu zaśpiewać". Wchodzi na estradę i - cudowny śpiew płynie bez wysiłku z jego ust. "U niego wszystko było proste" - mówi Howardowi Plácido Domingo.

No i to słynne wysokie C, szczyt możliwości dla tenora i jego wokalna wizytówka, zwłaszcza w arii "Pour mon âme quel destin" z "Córki pułku" Gaetano Donizettiego. Tego, jak panować nad oddechem, nauczyła go australijska sopranistka Joan Sutherland. "Jej przepona była twarda jak kamień" - mówił Włoch w jednym z talk-show. I dodaje: "Nigdy nie mam pewności, czy trafię we właściwy dźwięk, gdy mam śpiewać tak wysoko, ale na tym polega urok mojego zawodu. Głos to mięśnie, zawsze coś może zawieść. Dlatego zawsze noszę w kieszeni zagięty gwóźdź - na szczęście".

Gorycz starości

To on wymyślił "trzech tenorów". Oraz to, co dziś nazywa się crossoverem: gatunek łączący klasykę i pop, w którym później rozbłysła gwiazda Andrei Bocelliego czy Il Divo.

Osobny wątek w filmie to historia o tym, jak Pavarotii zaprzyjaźnił się z Bono, jak go "uwiódł" i wprosił się do jego życia. Lider U2 nie ukrywa, że z początku nie miał ochoty na wspólne występy z królem opery, a potem jakoś tak się stało, że zaśpiewał z Pavarottim "Miss Sarajevo".

O U2 powiedziała Lucianowi jego druga żona Nicoletta Mantovani. Bo o życiu rodzinnym i romansach śpiewaka też jest sporo w tym filmie.

Nicolettę i Pavarottiego dzieliło dobre 30 lat. Dla niej Pavarotti zdecydował się zerwać z wizerunkiem, który pielęgnował przez całe życie: dobrego i wiernego męża i ojca. Miał z nią bliźniaki: chłopiec zmarł jeszcze w łonie matki, córka Alice ma dziś 16 lat. Pierwsza żona Adua i trzy córki śpiewaka z pierwszego związku opowiadają szczerze, jak Pavarotti najpierw się od nich oddalił, co do dziś jest dla nich bolesne, a później znów zbliżył, zwłaszcza gdy u śpiewaka wykryto raka trzustki.

Czy życie z Nicolettą dało mu szczęście? Pod koniec dobroduszny Pavarotti wydawał się człowiekiem nieco zgorzkniałym. Osiągnął wszystko, angażując się w dobroczynność i przyjaźnie z możnymi tego świata, m.in. księżną Dianą, oraz występując na stadionach dla mas. Jednak bez sceny tracił poczucie sensu. Poza tym źle znosił upływ czasu i starzenie się.

Fani nie wybaczyli mu odejścia od tradycyjnej opery, a Włosi rozwodu z Aduą. Pozostawił jednak po sobie legendę i 10 mln sprzedanych płyt.

Jeśli ktoś odkryje głos Pavarottiego dopiero dzięki temu dokumentowi, może zacząć od albumu ze ścieżką dźwiękową do filmu. Najstarsza rejestracja pochodzi z 1968 r., z samych początków jego kariery.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji