Artykuły

Żegnaj smutku,

Kto nie czytał skandalizujących powieści Francoise Saga "Witaj smutku" czy "Pewien uśmiech", de zrozumie sympatii, jaką darzyć można tę a orkę za głębokie zrozumienie psychologii kobiet i mężczyzn i próbę szczerego pisania o swych odkryciach. Ta szczerość czterdzieści lat temu logia się wydać szokująca i skandalizująca, ale pozwoliła Sagance na zajęcie odrębnego miejsca w historii literatury. Zasłużone powodzenie przyniosła jej też twórczość dramatyczna - wielkiego Sartre'a rzadko się dziś grywa, bo strasznie zalatuje naftaliną, ale Sagankę - proszę bardzo. Zwłaszcza gdy pasuje jak ulał do profilu teatru. Scena Prezentacje Romualda Szejda z powodzeniem wystawia pozycje bulwarowe na poziomie i wybór na kolejną premierę "Omdlałego konia" wydaje się znakomicie trafiony.

Sztukę przełożyła Hanna Stankówna, aktorka, grająca u rolę Lady Chesterfield. Aktorzy najlepiej wiedzą, jaki dialog im "leży" i Stankówna wywiązała się z tego niełatwego zadania bardzo dobrze. Pewnie nie wszyscy pamiętają, że u początków polskiej sceny, czyli od czasów Wojciecha Bogusławskiego sięga praktyka adaptowania i przekładania tekstów przez aktorów. Nie była to taka zła tradycja.

Treścią "Omdlałego konia" są perypetie miłosne gospodarzy i gości arystokratycznej posiadłości ziemskiej pod Londynem. Nie ma sensu bardziej szczegółowo opowiadać, bo dowcip i sens tej pełnej wdzięku, a i trafnych obyczajowych obserwacji suce, zawiera się w dialogach, oscylujących między komedią z życia wyższych sfer a melodramatem. Każdy widz znajdzie tu coś do śmiechu, zruszenia, albo i namysłu.

Poziom gry jest bardzo wyrównany, może poza młodą Katarzyną Chrzanowską, której zabrakło nieco taktu wędzidła. Absolutnie czarujący w roli lorda jest Leszek Teleszyński, któremu najwyraźniej przysłużyła się pamięć o tym, jak byt ordynatem. A mówią, że w dzisiejszych czasach nie ma emploi. Jest, jak najbardziej jest! Teleszyński świetny jest zwłaszcza w partiach rodzajowo-komicznych gdy gra ciężko znudzonego barona (powinno raczej być baroneta) Chesterfielda, który ma w sobie tyle życia i energii, co wypchany dalmatyńczyk. A i potem, gdy uczucie dopada go z siłą trąby powietrznej, wierzę mu bez zastrzeżeń.

Hanna Stankówna pokazuje bez niezdrowego przerysowania pretensjonalną idiotkę, zdolną zarówno do spazmów, jak i sportowych wyczynów. Jeśli zamek Chesterfieldów wygląda jak dekoracja teatralna, to ona znakomicie wie, jak grać rolę żony lorda na tej scenie. Drugą partnerką Teleszyńskiego jest śliczna Jolanta Piętek. Przekonuje, jako łamiąca wszystkie męskie serca Coralia. To trochę porte-pa-role autorki - przypomina nam bowiem o tym, że serce ludzkie bywa pojemne i można kochać kilku mężczyzn naraz, choć zwykle kobiety do poligamicznych upodobań nie lubią się przyznawać.

Bardzo zgrabnie poradził sobie z rolą głupawego intelektualisty Bertrama Andrzej Chyra; kokon utkany z zainteresowań filozoficznych pęka w zetknięciu z temperamentną Coralią i może nie wylatuje z niego motyl, ale widać oblicze o ludzkich cechach. Tomasz Budyta w epizodzie - bardzo zabawny. Marek Bukowski w roli cynicznego uwodziciela mniej prawdopodobny - może dlatego, że on z kolei ma emploi i urodę bohatera romantycznego. Ale cały wieczór z trochę ironiczną, trochę liryczną, w każdym razie już nie śmiertelnie poważną Saganką - bardzo udany.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji