Artykuły

Człowiek ma tylko siebie

Teatr Współczesny w Warszawie. John Osborne, "Music-hall". Przekład Krystyny Tarnowskiej i Andrzeja Nowickiego. Reżyseria: Erwin Axer. Dekoracje i kostiumy: Stanisław Cegielski. Muzyka: Zbigniew Turski.

"Człowiek ma tylko siebie". Taka jest przejmującą grozą synteza moralna sztuki jednego z najmłodszych dramaturgów angielskich - Johna Osborne'a, który wystawił tą sztukę w r. 1957 w Royal Court Theatre w Londynie i odniósł nią podobno największy od lat 25 w Anglii sukces teatralny.

Wypowiada te słowa młoda dziewczyna - Jane, przed którą otwiera się dopiero życie. J. Osborne zarówno w tej, jak i w poprzednio wystawionej pierwszej swojej sztuce przedstawia bunt młodego pokolenia przeciw wartościom życiowym, narzuconym przez starsze pokolenie. Zarówno w jednej, jak i drugiej sztuce Osborne, przedstawiając to starcie się pokoleń, maluje tylko tragizm tej sytuacji, nie widzi z niej bowiem żadnej drogi wyjścia.

Na nas, przywykłych do nieuniknionego optymistycznego zakończenia i pomyślnych perspektyw przyszłości - sztuka ta może zrobić ponure wrażenie. W istocie maluje ona rozkład i zgniliznę pewnych grup społeczeństwa angielskiego, które zatraciło tradycyjną wiarę w wiecznotrwałe ideały nacji angielskiej - od Boga aż po ojczyznę, od moralności aż po monarchię. Drwi ono z wszelkich obowiązków wobec państwa i społeczeństwa. Główny bohater sztuki, wesołek z Music-hallu - Archie, żyjący tylko przygodami erotycznymi, gotów jest obejść tryumfalnie swoje dwudziestolecie niepłacenia podatków. Symbol państwowy - lwa brytyjskiego, ciągnie się na kółkach ku uciesze łaknących kpiny wodzów. Oparami dymu papierosowego i wyziewami alkoholu odgradzają się wszyscy od ponurej dla nich grozy życia.

Takie jest to aktualnie prosperujące z dnia na dzień pokolenie: mąż, podstarzały aktor; żona - pijaczka, która błazeństwo i erotomanię męża uważa za normę życia.

Tym degeneratom przeciwstawna się stary, emerytowany aktor, ojciec Archie'go - Billy Rice, który ma swoje konserwatywne przekonania i poglądy, wspomina z dumą swoją przeszłość artystyczną i zasługi bojowe w wyprawie na Dardanele.

AKCJA dramatu toczy się w czasie wprawy brytyjsko-francuskiej na Suez. Stary Rice, jak na statecznego konserwatystę przystało, popiera politykę imperialistyczną Edena, dla średniego pokolenia rodziny Rice'ów - cała ta sprawa jest całkowicie obojętna. Młode natomiast trzecie pokolenie patrzy krytycznie i niechętnie na te zapędy: młody Frank Rice, powołany do służby wojskowej na tę wyprawę, odmawia wręcz spełnienia tego obowiązku, narażając się na więzienie i prześladowania; drugi brat jego w tej wyprawie ginie.

Najgłębiej, lecz i najtragiczniej czująca w tym całym kole rodzinnym jest młoda Jane Rice, która widzi narastające problematy społeczne i polityczne, potrafi zerwać ze swoim po mieszczańsku statecznym narzeczonym, który ją pragnie oderwać od rozkładowych wypływów rodziny. Jej stan refleksji, przyczajonego smutku i zwątpienia - mimo, że pozornie ulega obsesji alkoholicznej całej rodziny - jest jedynym niemal promieniem światła w tej bezświetlnej, ponurej, głęboko smutnej, lecz hołdującej prawdzie, psychicznej sztuce.

Ta prawda jest pełna jednak goryczy, grozy i mrocznej zadumy mimo music-hallowych - a raczej właśnie dzięki nim - tonacyj.

Autor, nieobcy pewnym rozwidleniom doktryny egzystencjalistycznej na temat grozy osamotnienia jednostki, łamie się w poszukiwaniu jakiejś trwalszej podstawy, do budowania zarysu obdarzonego jakimś sensem życia, lecz go nie widzi i nie znajduje. Wskazuje na rozpaczliwe i ślepe usiłowania młodzieży, skazanej na wpływ rozkładowy zdegenerowanego starszego pokolenia, wydobycia się z tej matni. Z dwojga złego - w ujęciu autora - już raczej tępy i naiwny konserwatyzm dziadka ma w sobie więcej siły życiowej niż absolutny sceptycyzm i bezwład pokolenia średniego.

W istocie jednak ta cała ponura, lecz piękna sztuka jest hymnem tęsknoty, wyśpiewanej przez strawione goryczą życia i bezsensem istnienia młode pokolenie, ku nowym, nieprzewidzianym przez nikogo w tym środowisku formom przemiany.

To co nas, budujących świadomie i celowo nowe formy współżycia społecznego, musi razić w tej sztuce - jej pesymizm i brak widocznych perspektyw rozwoju i postępu społecznego - nie jest bynajmniej jej największą wadą. Osborne bowiem ma wszak świadomość tych perspektyw, lecz przeskakuje przez nie, wskazując na dalsze i trwalsze od wszelkich form społecznego uszczęśliwiania ludzkości - zagadki i tajemnice wrogiego szczęściu człowieka - bytu.

Dlatego to właśnie w ostatecznej konsekwencji autor nie poprzestaje na łatwym optymizmie reformatorów społecznych, wskazując na tragizm indywidualny człowieka.

W tym się wyraża wiew poetycki i urok tej dziwnej, smutnej, lecz poddawczej sztuki.

Na szczególne wyróżnienie zasługują tutaj też oryginalne i odkrywcze chwyty kompozycyjne autora, który wyłamując się z ram prymitywnego realizmu scenicznego,miesza dowolnie różne umowne formy rzeczywistości teatralnej, wzbogacając w ten sposób jej środki wyrazu i siłę oddziaływania sztuki.

REŻYSERIA Erwina Axera celowo i umiejętnie operuje tymi dowolnościami kompozycji dramatu, łącząc realizm sytuacji z prawdą fantasmagoryjną przeżyć duchowych bohaterów, stwarzając w ten sposób nową formę rzeczywistości, zawieszonej między prawdą życia, a wizją wyobraźni.

Gra całego nielicznego w tym wypadku zespołu - świetna i wyrównana. Niesamowity wręcz w prawdzie swych zarówno rzeczywistych. jak i wizyjnych przeżyć jest Kazimierz Opaliński w roli dziadka, zbierając zasłużone w pełni oklaski, przy otwartej kurtynie.

Józef Kondrat w roli wesołka Archie'go dwoił się i troił, olśniewając widza bogactwem i różnorodnością swych środków wyrazu i techniką metamorfozy. Klasyczny typ ofiary nałogu stworzyła Irena Horecka.

Z głębokim poczuciem miary, taktu i przyczajonej buntowniczej refleksji, pełną i wyrazistą postać młodej Jane Rice zbudowała Barbara Wrzesińska.

Rolę nieskładnego, lecz niepozbawionego swej prawdy wewnętrznej Franka, z przekonywająca siłą wyrazu, oddał Tadeusz Łomnicki.

Muzyka Zbigniewa Turskiego świetnie wprowadziła w klimat sztuki, uzupełniając wszelkie niedopowiedzenia słowa.

Przekład Krystyny Tarnowskiej i Andrzeja Nowickiego - giętki i poprawmy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji