Artykuły

Rzeczywistość #Me Too wyrasta ponad Szekspira

"Poskromienie złośnicy" wg Williama Shakespeare'a - kreacja zbiorowa w Teatrze im. Fredry w Gnieźnie. Pisze Wojciech Giczkowski na blogu Teatralna Warszawa.

Pracę nad "Poskromieniem złośnicy" Williama Szekspira rozpoczęto w Teatrze im. Fredry w Gnieźnie w kwietniu 2018 roku, ale po rezygnacji reżyserki inscenizację dokończył artystyczny duet: reżyserka Maria Spiss oraz dramaturżka Magda Kupryjanowicz. Obie panie doprowadziły przedsięwzięcie sceniczne do premiery w czerwcu 2018 roku. Kupryjanowicz miała już pewne doświadczenie z tym tytułem, bo jest autorką adaptacji "Poskromienia złośnicy" w reżyserii Lucyny Sosnowskiej. Sztukę zaprezentowano podczas Dni Otwartych w Teatrze Zagłębia w Sosnowcu w 2012 roku.

Autorki inscenizacji wykorzystały początkowy pomysł polegający na ukazaniu procesu analizowania treści słynnego dramatu przez zespół aktorski. Na wielkim ekranie zawieszanym nad sceną oglądamy zachowane rejestracje pierwotnej pracy nad sztuką. Zresztą aktorzy w scenariuszu nawiązują do tej pracy i pokazują - podjęte wtedy i obecnie - próby osadzenia tekstu wielkiego dramaturga we współczesności.

Nie jest to nowy temat w polskim teatrze. Ponad 20 lat temu, jako pierwszy, podjął się reinterpretacji opowieści o dwóch córkach Baptysty z Padwy Krzysztof Warlikowski. Przedstawienie przeszło do historii Teatru Dramatycznego, a rola Danuty Stenki z finału spektaklu zapisała się jako oskarżenie całego męskiego świata nierozumiejącego kobiet. Tamten spektakl także był podzielony na "Przygotowanie" i "Właściwą sztukę". W obu częściach zagrali ci sami aktorzy: Stenka grała karczmarkę i Katarzynę, a Adam Ferency wystąpił w roli Okpisza i Petruchia. Tutaj autorki inscenizacji poszły jeszcze dalej, bo tylko znawcy wiedzą, który tekst został napisany przez Szekspira, a który - przez dramaturżkę.

W Gnieźnie, wiele lat po inscenizacji Warlikowskiego, w świecie rządzonym przez #Me Too, stosunek do patriarchatu uległ zmianie, choć jak wynika ze spektaklu - tylko pozornie. Kasia ma wyjść za mąż za starego mężczyznę, życie młodej żony z bezwzględnym Grumiem (w tej roli Paweł Dobek) jest tresurą, poniżaniem i pozbawianiem kobiety jej wewnętrznej wartości. Występująca gościnnie w Gnieźnie Karolina Staniec kreuje trzy Katarzyny: świadomą, współczesną kobietę, poddającą się losowi żonę Petruchia i partnerką Grumia, tkwiącą w matni z niekochanym młodym partnerem. To świetna rola tej młodej artystki, która idealnie dopasowała się do niezwykle wysokiego poziomu aktorskiego gnieźnieńskiego teatru.

W roli siostry Katarzyny - Bianki zobaczyliśmy intelektualistkę Martynę Rozwadowską, cichą, choć zdeterminowaną do tego, aby wyrazić - wręcz ekshibicjonistycznie - swój pogląd na świat mężczyzn. Nie trzeba dodawać, że sceny tej próżno szukać u Szekspira.

Dzisiejsze podejście do kobiet pozostaje niezmienione od stuleci - i o tym mówią aktorki. One nie zgadzają się z tym, aby jacyś mężczyźni stanowili, tak jak kiedyś, o ich losie. Nowa postać w sztuce Szekspira, czyli Panna, jest zagrana na zmianę staroświecko - statycznie i nowocześnie - dynamicznie przez Zuzannę Czerniejewską. W finale aktorka prezentuje widzom wyhaftowane przez siebie statystyki policyjne, które stwierdzają jednoznacznie, że kobiety w zaciszu domowym są poniżane, prześladowane, bite, a nawet - zabijane.

Aktorzy pokazują w tym przedstawieniu, że Kasia, tak naprawdę, nie jest krnąbrna, chce tylko być sobą. Podobnie jak Bianka, która swój stosunek do małżeństwa wyłuszczy dopiero w tym właśnie spektaklu. U Szekspira woli milczeć. Tutaj gra tak, że siedząca przede mną kobieta, po zrobieniu komórką zdjęcia, zszokowana wyszła z teatru.

Przedstawienie jest interaktywne. Kasia pyta w czasie przedstawienia, w jaki sposób kobiety z widowni okazują swój gniew, na co widzowie reagują w zaskakujący czasami sposób. Aktorki na scenie opowiadają o swoich kłopotach (dobre wejście Katarzyny Kalinowskiej jako wdowy). Jednak streszczenie sztuki już w prologu bardzo pomaga w zrozumieniu całości i powoduje, że swobodnie wędrujemy po meandrach tej inscenizacji, prowadzeni od początku przez Iwonę Sapę, która rewelacyjnie zagrała rolę matki szukającej mężów dla swych córek.

Należy także wyróżnić dwie znakomite role męskie. Wojciech Kalinowski, jako mocno podstarzały Petruchio, nie jest lowelasem polującym na wdzięki młodej Katarzyny i na jej posag, ale świadomym mężczyzną, zdystansowanym do granej przez siebie roli i niezgadzającym się z szekspirowskim przesłaniem o swojej dominacji. Partneruje mu, w roli gapiowatego mędrca, Roland Nowak (Gremio), który tłumaczy nam sztukę z pozycji aktora wykształconego przez panie profesorki w szkole teatralnej. Jest raz mądry, a kiedy indziej - zabawny. To świetne kreacje obu panów.

Całe przedstawienie - doskonale skomponowane dramaturgicznie przez Magdę Kupryjanowicz i zrealizowane w znakomitym tempie przez Marię Spiss - to właściwie modernistyczny komentarz do Szekspirowskiego arcydzieła, który jawi się nam w wybranych fragmentach, poddawanych twórczej wiwisekcji przez wykonawców. Komentarz bardzo zastanawiający, bo odsłaniający ukrywane zmiany w naszym myśleniu. Teraz inaczej myślą nie tylko panie, ale i panowie, którzy chyba zamienili się w tłumiących swoje poglądy Bianków.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji