Artykuły

Duch racicy

"Polak w Europie" w reż. Edwarda Żentary podczas VIII Lata Teatralnego Stowarzyszenia Dialog w Krakowie.

Są opowieści, które trzeba przypominać w dniach paniki poznawczej. Polska weszła do Europy? Tak! Polska jest w Europie, Polak przez Europę idzie. Należało się! Kroczy ulicami Londynu, Paryża, Rzymu. Na żwirowych alejach wokół Parlamentu Europejskiego w Strasburgu słychać znajome rycie. Racica? Cieszy ten chód, ale w istocie - jak idziemy? W jakim stylu? Z jakimi duchami w głowach?

Niepojęte. Tajemne i niepokojące, a tu w ramach VIII Lata Teatralnego Stowarzyszenia Dialog na scenie Teatru Zależnego Edward Żentara powtórzył, scenariusz nieco zmieniając, "Monizę Clavier" - swój monodram wg romansu Sławomira Mrożka zrobiony w czasach, gdyśmy jeszcze nie weszli. Dziś spektakl zwie się "Polak w Europie".

Rodakowi naszemu, co u Mrożka w latach siedemdziesiątych obcasem rył żwir ścieżki na Lido i skroś piękna Wenecji lazł - Żentara na powrót leźć każe. Znów więc idzie Polak przez scenę Teatru Zależnego. Idzie jak szedł wczoraj i jak lazł będzie jutro. Od czasów, gdy Polska nie była w Europie, a on między Bałtykiem a Tatrami w walonkach opętańczo ganiał od opony do opony, od tamtej epoki heroicznej przytył trochę, skóra śniadości nabyła, grzywka dziwnie w górę jakoś poszła, a czoło wyraźnie urosło - ale jak rył, tak ryje. Czy zatem to duch racicy nie opuszcza głów naszych?

Idzie Polak u Żentary. Idzie i obutą racicą ryje. Słomkowy kapelusz, co go miał u Mrożka, zmienił na modną, europejską bejsbolówkę. A tamta waliza tekturowa dziś stała się parlamentarnym sakwojażem ze skaju udającego skórę. Czy muszę mówić, że bejsbolówka jest czerwona, koszula zaś - biała? Czerwone-białe-czerwone-białe-czerwone-białe... Po wejściu do Europy w tym rytmie kolorystycznym zagustował polski globtroter. Cała reszta - bez większych zmian.

Z walizy ten sam hipnotyczny zapach wiernego, militarnego kabanosa się dobywa i oplata wędrujące kolana. Militarnym go zwę, bo Polak recytuje to, czego tatulo pilnie uczyli: "Walka o własną godność jest najtrudniejszym zadaniem dla każdego podobnego do mnie - w podobnej sytuacji. Walczyć można rozmaicie, a jeżeli walczyć się nie da, trzeba pogardzać. Od samego rana walczyłem i pogardzałem Wenecją za pomocą kabanosa". Powtórzę, bo właśnie w tym stylu idziemy przez Europę: Jak się walczyć nie da, trzeba pogardzać.

Kabanos. Kabanos i języki obce, których ciemności Polak pokonuje klasyczną polską metodą natężania się wewnętrznego. Natężywszy się więc - do dna pojmuje angielszczyznę boskiej gwiazdy filmowej, Miss Clavier, spotkanej na żwirowej alei. Dalej - gorzała. Rzecz jasna, na krzywy ryj pita na przyjęciu, na które piechur trafia przez niepoczytalny zbieg okoliczności.

Tak jest - pomyłka świata jako jedyna dla Polaka szansa europejskiego bycia. Oto wzięli go za kogoś, kim nie jest! Kolejny piękny fuks polski. Trzeba korzystać, nim się połapią. Chleje więc, chleje na umór i wzmaga własną iluzoryczność - epatuje Europę swym dokumentnie spróchniałym uzębieniem, rzężąc: "Wybili, panie, za wolność wybili!". Tak, gdy się walczyć nie da, trzeba pogardzać, wynosząc gębowe szambo na poziom chorym patriotyzmem ociekającej poezji ruin... Albo w amoku krzyże wieszając, gdzie tylko się da.

"Moniza Clavier", ta Mrożka cierpka opowieść o groteskowym, weneckim romansie filmowej piękności z kmiotem polskim, zbyt misterną jest konstrukcją, by dało się ją na scenę przenieść bez strat potężnych. Aliści, tym razem, w drugim podejściu Żentarze udało się nie zgubić sedna. Został bydlęcy, płaski lęk, który tkwił w kmiocie niczym memento nieprawdopodobnych losów jego. To dobrze.

Dobrze, że w kątach unosi się trupi swąd życia iluzorycznego, odór teatru polaczka na obczyźnie, kiedy to trzeba coś udawać, uprawiać sztuczność, odgrywać: a to dobry smak, inteligencję i koneksje, a to błękitną krew, poliglotyzm oraz że się nie siorbie, nie beka i od urodzenia ma świadomość, że ryby nie wolno jeść nożem.

Ja tu nie głoszę jakichś wieszczych, iście pytyjskich mocy prozy Mrożka. Broń Boże! Ja tylko mówię, że powtórne spotkanie z "Monizą Clavier" uspokaja skołatane moce poznawcze człowieka żyjącego dziś nad Wisłą. W jakim stylu idziemy przez Europę? Jakie wierne duchy rytm jaki w głowach nam podszeptują? Rzecz jasna - styl odwieczny i duchy niezmienne. Właśnie ta wiedza uspokaja. W końcu nikt, kto normalny, nie będzie walczył z naturą. Nie?

Natura. Żeby zlikwidować racicę, trzeba by odciąć nogę, a jak odcinać nogę, skoro tu iść trzeba? To samo z duchem racicy - przecież rodaka nie pozbawisz łba! No - nie. Lezie więc po staremu.

U Mrożka i Żentary. W Wenecji i Strasburgu. Wszędzie ten sam trupi odór iluzoryczności. Obutą racicą piechur polski ryje żwir Lido i ten obok Parlamentu Europejskiego. Lingwistycznie natęża się w kuluarach obrad plenarnych. O zmierzchu kontempluje pęta kabanosa schnącego za oknem strasburskiego hotelu oraz księżyc. Taki los...

A gdy w środku sesji musi skorzystać z toalety, owszem - korzysta. Lecz zanim co - krawat w biało-czerwone pasy do klamki kabiny przywiązuje. Europejskie zasuwy bowiem - europejskimi zasuwami, cywilizacja - cywilizacją, a ostrożności nigdy dość. Tatulo mówili: Dobrze się, synu, w wychodku zabezpieczaj, żeby wróg słabizny twej nie zobaczył. Zatem: węzeł na klamce, drugi koniec krawata w garść - i można gacie spokojnie opuszczać. Można zasiadać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji