Artykuły

Malwina Ciechan. Pożegnanie (1980-2015)

O śmierci Malwiny Ciechan dowiedziałem się zupełnie przypadkowo - pisze Rafał Dajbor.

Byłem 21 maja 2019 roku w Instytucie Teatralnym na promocji książki profesor Anny Kuligowskiej-Korzeniewskiej "Polska Szulamis. Studia o teatrze polskim i żydowskim". Jednym z uczestników tego wydarzenia był profesor Edward Krasiński, który w swojej wypowiedzi omawiał stan badań naukowych nad teatrem żydowskim w Polsce. W pewnym momencie powiedział, że wielką stratą dla badań nad tym zjawiskiem jest przedwczesna śmierć jego niezwykle zdolnej doktorantki, Malwiny Ciechan. Byłem zszokowany. Podobnie jak i ci, których niemal natychmiast zacząłem smsami powiadamiać o tym, co właśnie usłyszałem. Nikt nie wiedział, że Malwina nie żyje. Po części oficjalnej podszedłem do profesora Krasińskiego. Rozmawialiśmy chwilę. Oznajmił mi tylko, że z tego co wie, przyczyną śmierci był wylew krwi do mózgu. Nic więcej nie umiał mi powiedzieć.

Malwinę poznałem w 2006 roku, gdy pojawiła się w Teatrze Żydowskim jako asystentka reżysera, Artura Hofmana, realizującego spektakl "Zaczarowany krawiec" wg Szołema Alejchema. Z początku wydawała się trochę zdystansowana, bardzo spokojna, cicha, jakby wycofana. Szybko jednak okazała się być także przesympatyczną koleżanką, z którą można było nie tylko popracować na próbie, ale i pogadać, powygłupiać się i pożartować. Choć rzeczywiście cały czas sprawiała wrażenie osoby żyjącej gdzieś w swoim świecie. W Teatrze Żydowskim pozostała na dłużej, jako asystentka ówczesnego dyrektora, Szymona Szurmieja. Asystowała mu także przy realizacji dwóch przedstawień: "Tradycja" (2007) i "W nocy na starym rynku" (2008). W obydwu grałem, miałem więc okazję pracować z Malwiną. Jej spokój, uśmiech i skłonność do wyciszania sporów i awantur idealnie sprawdzały się w pracy z emocjonalnym i bardzo ekspresyjnym w pracy nad przedstawieniami Szymonem Szurmiejem. Potem odeszła z teatru, choć z kilkoma osobami wciąż trzymała koleżeński kontakt. Poświęciła się karierze naukowej związanej z żydowską sztuką teatralną. Wielkim szacunkiem otaczała także postać Aleksandra Bardiniego. Opublikowała nawet na jego temat kilka artykułów, m.in. w miesięczniku "Stolica". Kilkakrotnie miałem okazję rozmawiać z nią o Bardinim. Była kopalnią wiedzy o jego życiu i dorobku.

Ostatni raz widzieliśmy się na pogrzebie Szymona Szurmieja, latem 2014 roku. Potem Malwina zupełnie zniknęła mi z oczu. Aż do chwili, gdy w maju 2019 roku dowiedziałem się o jej śmierci. Próbowałem się potem dowiedzieć jakichś szczegółów. Ale nikt nic nie wiedział. Dopiero na początku października zadzwonił do mnie Marek Szeniawski, który pracował jako kierownik techniczny Teatru Żydowskiego w czasie, w którym w teatrze pracowała także Malwina. Poinformował mnie, że odnalazł jej grób na Starych Powązkach. Dzięki temu i ja go znalazłem i zapaliłem Malwinie znicz. I dowiedziałem się, że zmarła w grudniu 2015 roku. Bo do tej pory nawet rok zgonu nie był pewny.

Żegnam Malwinę po dłuższym czasie od jej przedwczesnej śmierci. Choć nie była aktorką, reżyserem, ani scenografem - była w pełni człowiekiem teatru. A przy tym sympatyczną koleżanką, której spokój i uśmiech łagodziły niejeden konflikt. Wielka szkoda, że nie było jej dane kontynuować swojej naukowej kariery. Polska teatrologia z całą pewnością miałaby z jej pracy wiele pożytku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji