Artykuły

Kuracja dla kobiet

Ośrodek wczasowy w Gołdapi był luksusowym jak na tamte czasy hotelem wypoczynkowym. Urządzono w nim więzienie dla kobiet. Dramaturżka Justyna Lipko-Konieczna opowiedziała historię tego miejsca i interneowanych w nim kobiet w spektaklu "Kuracjuszki" - pisze Dorota Borodej w Wysokich Obcasach, dodatku Gazety Wyborczej.

Zaczęło się od pustki. Justyna Lipko-Konieczna wyobraziła sobie rząd pustych cokołów. A gdyby ustawić obok siebie pomniki Wielkich Polaków, mężczyzn, i wyobrazić sobie między nimi puste cokoły czekające na pomniki Polek? Jakim kobietom się należą? I czy one same by tego chciały?

Jako dramaturżka i pedagożka teatru badała historie kobiet, ich zaangażowania artystycznego i politycznego. Interesował ją okres od wydarzeń sierpniowych i powstania "Solidarności" do roku 1989. To niemal dekada przemian, rewolucji i fermentu społecznego, politycznego i artystycznego, która do dziś opowiadana jest prawie wyłącznie męskimi głosami. - Pisałam rozdział doktoratu poświęcony kobietom "Solidarności". Pomyślałam: skoro kobiety stanowiły połowę "Solidarności", to gdzie są te wszystkie historie? Zakopałam się w archiwach i od razu zaczęłam trafiać na materiały o Ośrodku Odosobnienia dla Internowanych Kobiet w Gołdapi. Jedynym spośród 50 "internatów" przeznaczonym wyłącznie dla kobiet - opowiada.

- Od razu wiedziałyśmy, że to idealny materiał dla teatru - mówi Dorota Ogrodzka, pedagożka teatru i reżyserka, która z Justyną współtworzy zespół Stowarzyszenia Pedagogów Teatru. Teraz trzeba było poszukać kobiet, które zgodziłyby się podzielić swoimi historiami z internowania. I takich, które w ich imieniu opowiedziałyby je ze sceny.

"Kuracjuszki" to przewrotny tytuł, gra skojarzeń. Ośrodek Wczasowy Związku Zawodowego Pracowników Prasy, Książki, Radia i Telewizji był luksusowym jak na tamte czasy hotelem wypoczynkowym. W stanie wojennym urządzono w nim więzienie, które miało "naprawiać" opozycjonistki. Kilkuosobowe pokoje z łazienkami, pożywne posiłki, luksusy w postaci zagranicznych podpasek, za oknami las i śpiew ptaków - wszystko to wykorzystywane przez propagandę ukazującą Gołdap jako modelowy ośrodek resocjalizacyjny. Obóz nie był ogrodzony. Nie musiał - osadzone miały zakaz opuszczania budynku pod groźbą otwarcia ognia.

Pierwsze osadzone przywieziono do Gołdapi 6 stycznia 1982 r. Łącznie do 24 lipca przez "internat" przewinęło się ponad 400 kobiet. Niektóre spędzały tam kilka tygodni, inne - miesięcy. Żadna nie wiedziała, dokąd jedzie ani na jak długo. Wszystkie musiały regularnie odbywać pełne napięcia przesłuchania i sesje, podczas których funkcjonariusze próbowali nakłonić je do podpisania tzw. lojalki. Straszono je utratą pracy, grożono odebraniem dzieci, sugerowano porzucenie przez męża. Żadna z kobiet nie złamała się pod naporem tej "kuracji".

Dorota i Justyna zaczęły docierać do kolejnych byłych osadzonych, jednocześnie zebrały grupę kilkunastu kobiet: aktywistek, aktorek, artystek, z których najstarsza pamiętała stan wojenny z perspektywy dziecka, najmłodsza miała 20 lat. - Wiedziałyśmy, że zabieramy się od kulis do uświęconej, wielokrotnie opowiedzianej Historii przez wielkie H, jaką była i jest historia "Solidarności".

Niektóre z byłych osadzonych mówiły, że nic nie pamiętają, ale miały potem koszmary. Inne pamiętały, jak podczas osadzenia grały z funkcjonariuszami we własną grę - łamały zasady, solidaryzowały się z koleżankami, spotykały na kółkach samokształceniowych, kameralnych monodramach - jak haftowały na koszulach czerwoną nitką "Solidarność". Wiele mówiło potem: "Nie byłam żadną bohaterką, nic wielkiego nie robiłam". W opozycji zajmowały się organizacją struktur związkowych, budowaniem relacji - nie odchodziły daleko od społecznie wyznaczonych im ról. Po wyjściu na wolność wróciły do pracy związkowej.

W obradach Okrągłego Stołu wzięło udział łącznie ponad 700 osób. Wśród nich było 55 kobiet. Przy tzw. stole plenarnym po stronie opozycji zasiadała jedna, po stronie rządowej zresztą też. Kobiety trwały na zapleczu historii, same umniejszały często swoją rolę, zamiast obecności na pierwszym froncie politycznym wybierały (albo czuły, że wybierają) działalność na lokalną skalę - w regionach. - Mam poczucie, że po roku 1989 zostały zdradzone. Musimy te kobiety dla siebie "odkryć" - mówi Dorota.

Aktorki są w wieku, w którym wiele osadzonych trafiło do Gołdapi. - Łączyły nas pytania: jak mogę kształtować sferę publiczną? Jaki mam wpływ na rzeczywistość? Co to znaczy być obywatelką? - wylicza.

Ulubiona scena: aktorki stoją jak na lekcji jogi, w pozycji "góry" - stopy pewnie na podłożu, głowa prosto, oddech spokojny. W tle opowieści o szantażach, którym poddawano kobiety, nakłaniając do podpisania "lojalek". Niektóre wychodziły z tych sesji blade, zlane potem: "Nie podpisałam skurwysynom!". - Razem były jak góra: mocne, nie do złamania - mówi Ogrodzka.

"Kuracjuszki" będzie można zobaczyć 19 listopada w Europejskim Centrum Solidarności w Gdańsku i 23 listopada w Centrum Kultury i Sztuki w Skierniewicach (wstęp wolny). Czytanie performatywne odbyło się 12 i 13 grudnia 2018 r. w Teatrze Powszechnym w Warszawie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji