Artykuły

Detaliści i rozśmiszacze

Minął kolejny sezon teatralny. Nie wszystko, co godne uwagi, zdołaliśmy opisać. Bijąc się w piersi, przed następnym sezonem nadrabiamy zaległości - piszą w Przekroju Łukasz Drewniak i Jacek Sieradzki.

Okiem Drewniaka: sezon detalistów. Bywa, że kiedy hurtownicy zawodzą, a import nie pokrywa popytu, na scenę wchodzą prężni detaliści. Z dala od medialnego szumu, bez wsparcia lobbystów wskakują czasem na rynek jednym celnie trafionym produktem. Taki Michał Siegoczyński. "Uwaga Złe psy!" w warszawskiej Wytwórni to dopiero jego czwarte przedstawienie. Wziął quasi-dziennikarski tekst Remigiusza Grzeli - opowieść o szalonej żonie pisarza Jerzego Szaniawskiego - i zrobił zeń ni to wywiad telewizyjny, ni to konferencję prasową. Aktorka mówi do mikrofonu, logicznie tłumaczy charakter swojego związku z pisarzem, odkłamuje czarną legendę. Oskarżono ją o znęcanie się nad mężem, doprowadzenie go do grobu... A przecież jest dobrą, kochającą kobietą! Nagle zaczynamy podejrzewać, że coś jest nie tak. Bohaterka zbyt natrętnie wraca do pewnych sytuacji, milknie, wzrok staje się błędny. Kłamstwo przetyka opowieść jak dziurki ser. Relacja staje się pełna goryczy i bólu. Siegoczyński prowadzi ten wykład precyzyjnie, niczego nie dopowiada. To my mamy wyciągać wnioski. Genialna powściągliwość!

Forma się rozpycha

W poznańskim Teatrze Polskim Przemysław Nowakowski, autor "Twój, twoja, twoje", bawi się w tonacji buffo tematem zdrady, przesytu miłością, przypadkową fascynacją. A reżyser Monika Pęcikiewicz montuje na scenie płaski, komiksowo ilustracyjny świat, w którym każde złamanie konwencji jest jak skok w trzeci wymiar. Aktorzy (zwłaszcza Roland Nowak, Marta Zygadło, Mirosław Papuga) wykonują błyskotliwe psychologiczne wolty, jakby opowiadali sobie nawzajem anegdoty. Cała dekoracja to projekcje na ekranie. Te zapętlone wideoobrazy, komputerowe zabawy z ciałami bohaterów, wyświetlanie zdarzeń rzeczywistych i wariacji na ich temat nie tworzą jednak wizualnej tapety, ale są impulsami dla aktorów. Animowane kadry tworzą kontekst dla słów i działań bohaterów, zmieniają się w dowcipne dygresje, plastyczne kontrapunkty.

To granie z ekranem, do ekranu i wobec ekranu tworzy świat sztuczny i skompresowany, ale w jego wnętrzu dalej kotłuje się życie. Teatr Polski upomniał się o największe zaniechanie młodego teatru ostatnich lat - brak poszukiwań formalnych. Tu forma rozpycha się i panoszy, wyłazi z tekstu w przestrzeń gry i woła: Pójdźcie za mną, o dziatki, pójdźcie wszystkie razem! Chciałbym, żeby młodzi reżyserzy potraktowali to wezwanie bardzo poważnie.

Rzadki towar: gniew

Manufaktura z Maszewa, czyli Teatr Krzyk, pokazuje, że dalej można robić przedstawienia w tradycji dawnej alternatywy. I w tamtej stylistyce wypełnionej własną treścią. Teatr prowadzi Marcin Kościółek, aktor z goleniowskiej Bramy. Dwa sezony temu z ufarbowanymi na czerwono włosami udawał w Zachodniopomorskiem lidera Ich Troje. Ludzie, nie wiedząc, że to happening, biegli za limuzyną, całowali go po rękach. W postpegeerowskim Maszewie pogrożono mu od razu z parafialnej ambony, bo zaczął niestandardowo pracować z licealistami. Wzięli na warsztat historię pobicia nauczyciela z toruńskiej szkoły. Zamiast rekonstruować zdarzenia, próbowali pokazać przyczyny agresji młodzieży. Zajrzeli w siebie i odnaleźli gniew. Spektakl "Głosy" ma wszystkie cechy zapisu świadomości pokolenia, które właściwie nie wie, jakie jest. Zasłużenie zgarnął wszystkie możliwe nagrody teatralnego offu. Dawno nie widziałem tak autentycznej wypowiedzi pokoleniowej, wściekłości na siebie i świat. No i najładniejszej, delikatnie i mądrze zagranej sceny erotycznej między parą nastolatków.

Zmartwychwstanie Iwony

Ależ ma rękę do debiutantów wałbrzyski ojciec dyrektor Kruszczyński! Nie dość, że odkrył Klatę, pomógł Kleczewskiej wyjść z artystycznego dołka, to jeszcze reanimował kolegę ze studiów Artura Tyszkiewicza. Efekt - cała pula nagród w Opolu na Festiwalu Klasyki Polskiej i spektakl dorównujący brawurą pierwszym realizacjom Grzegorza Jarzyny. Tyszkiewicz wystawia "Iwonę" Gombrowicza arogancko, okleja popkulturowymi kliszami, robi antrakt po 20 minutach, co rusz kpi z tej lub innej postaci. Każe Filipowi (fenomenalny Rafał Kosecki) wykopywać z ogródka trupa Iwony i udawać przed dworem, że to żywa i atrakcyjna dziewczyna. Co scena, to inscenizacyjne odkrycie, aktorski bankiet, scenograficzne wariactwo. Dawno nie wyszedłem z teatru z takim szaleństwem w oku.

Chwała detalistom!

Okiem Sieradzkiego: pora na śmiech

Sezon upłynął w nastroju frontowym: młodzi ze starymi, konserwatyści z rewolucjonistami, wojna o Macieja Nowaka, wojna w operze, wojna z paracenzurą... Młody polski teatr unikał dotąd jak ognia uśmiechania się do widzów - to był obciach zarezerwowany dla mieszczańskich scen niesięgających ambicjami poza "miły wieczór". Młodzi ostentacyjnie brnęli w wiwisekcje psychologiczne, błądzili po obyczajowym marginesie, produkowali polityczne plakaty, klasyczne komedie przepoczwarzali w mroczne dramaty. Wyjątkiem bywał tu Jan Klata, bo czego jak czego, ale poczucia humoru odmówić mu nie sposób. Może więc pora na odprężenie?

Tymczasem proszę: w warszawskiej offowej Wytwórni Jacek Papis, znany dotąd z zakalcowatych obyczajówek, wysmażył z "Pawia królowej" lekką i dowcipną "Operę praską". Wziął z tekstu Doroty Masłowskiej słuch językowy i brawurową syntezę tego siana, które ma w głowach społeczeństwo karmione medialnym bełkotem. Parodię literacką podszył muzyczną i oto powstała pyszna galeria sprzedawczyń idiotek, knajacko-swojskich policjantów, telewizyjnych mądralek, szemranych impresariów. Mariusz Drężek z cudną ironią wyrysował przechodzonego amanta idola, a Aleksandra Popławska - brzydactwo amatorsko podśpiewujące plastykowe przeboje. Teatr uchwycił koncentrat małpiarskiego stylu bycia tak celnie, że - przy całej zabawności - wylazła też nędza sportretowanej tandety.

Śmieszniej od bomb

A w Teatrze Polonia, czyli u Krystyny Jandy, Przemysław Wojcieszek - ten sam, który jeszcze chwilę temu kręcił buntownicze "Głośniej od bomb", zaś w teatrze opowiadał o blokersie made in Poland, który szuka sensu życia, rozwalając drągiem samochody - przerobił powieść Chorwatki Rujany Jeger na całkowicie rodzimą, pogodną komedię "Darkroom". Oto pod jednym dachem zamieszkali (z konieczności) rozrywkowy gej i złotousty nawracacz jakby wprost z Radia Maryja. Nawracacz okazał się ekshulaką w stanie spoczynku, po czym obaj ładnie się zaprzyjaźnili, co widownia łyknęła z rozkoszą. Duża w tym zasługa sympatycznej parki Jerzy Łapiński i Rafał Mohr dającej mimochodem lekcję tolerancji.

Z kolei w mrocznym, surowo postindustrialnym klubie M25 na Pradze Maciej Kowalewski własnymi siłami walnął "Bombę" - zamaszystą farsę o miasteczku, do którego przyjeżdżają Amerykanie, żeby wysadzając zrujnowaną fabrykę, nakręcić tanim kosztem film o Hiroszimie (miejscowi zastąpią japońskich statystów). Koncept dał okazję do wielu gagów (różnej klasy) dyskretnie podszytych smuteczkiem rodzimego prowincjonalizmu.

Wypełnianie pustego środka

Co łączy te pozycje? Poza tym, że powstały w prywatnych, pozbawionych stałych dotacji warszawskich teatrach? Wszystkie dobrze bawią, ale zabawa nie jest tu jedynym celem jak w śmiechomaszynkach Raya Cooneya. Zawsze pod spodem jest kawałek rzeczywistości - rozpoznawalny i bliski. Pokazany przyjaźnie, lecz bez łopatologii, tradycyjnymi środkami, ale bez zakurzonej dosłowności. Nic odkrywczego; taka winna być repertuarowa codzienność. Aliści od dawna nie jest, bo teatr się rozjechał na - mówiąc grubo - ponury eksperyment z jednej, beznamiętną rutynę z drugiej strony. A środek pozostał pusty.

Chwała warszawskim offom, że się wzięły do zapełniania tej pustki, za narzędzie obierając śmiech. Zaciśniętych zębów i dołowania mamy wokół dosyć, żeby jeszcze teatr musiał dokładać swoje.

Na zdjęciu:"Iwona, księżniczka Burgunda" w reż. Artura Tyszkiewicza, Teatr im. Szaniawskiego, Wałbrzych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji