Artykuły

Szlakiem Starszego Pana

- Klucz do opowiedzenia o Przyborze znalazłem przede wszystkim w jego twórczości. Znaczonej fenomenalną, prestidigitatorską wręcz znajomością języka polskiego, a jednocześnie obrazującej przeżycia i stany emocjonalne autora - z Dariuszem Michalskim, autorem książek biograficznych, rozmawia Tomasz Zbigniew Zapert w Do Rzeczy.

TOMASZ ZBIGNIEW ZAPERT: Dlaczego po opowieści o Jerzym Wasowskim, opublikowanej w roku 2005, na biografię Jeremiego Przybory musieliśmy czekać aż 14 lat?

DARIUSZ MICHALSKI: Pierwotnie "Starszy Pan B." miał się ukazać kilka miesięcy później. W podobnej objętości i szacie graficznej, żeby na bibliotecznej półce współgrał ze "Starszym Panem A.". Pomysł na dwie książki "bliźniaczki" wyszedł od Andrzeja Bareckiego (grafika dbającego o estetykę moich prac - za co mu serdecznie dziękuję - drukowanych przez wydawnictwo Iskry). Przygotowując opowieść o Wasowskim, wielokroć rozmawiałem z wdową po nim - Marią Wasowską, swoistą centralą informacyjną, przy tym osobą serdeczną, życzliwą, mądrą, chociaż niekiedy uszczypliwą. Pytałem ją nie tylko o męża, lecz także o jego wspólnika. Po wieczorze promocyjnym "Starszego Pana A." nie kryła zadowolenia - a trudno było sprostać jej oczekiwaniom - lecz kiedy ujawniłem, że pracuję już nad książką o panu Jeremim, spojrzała mi w oczy i rzekła: "Panie Dariuszu, jeszcze nie teraz". A potem powiedziała mi coś okrutnego, co musi robić wrażenie: "Wszystko, co panu przekazałam, jest oczywiście do publikacji. Ale po mojej śmierci". To mnie sparaliżowało, więc zarzuciłem projekt i właściwie dobrze zrobiłem, ponieważ od tego czasu - rok 2005 - spuścizna Przybory doczekała się odkryć, nowych interpretacji, nagród, a Magda Umer ułatwiła mi napisanie mej książki, bardzo szczerze relacjonując wszystko, co działo się w pamiętnym roku 1989, gdy powstało przedstawienie "Zimy żal", mające premierę na Festiwalu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. Tak kolosalnego powodzenia tego widowiska nikt się nie spodziewał. Wtedy Przybora został przywrócony pamięci Polaków, bo spektakl trafił na szklany ekran. A - jak mawia Andrzej Strzelecki - kogo w dzisiejszych czasach nie ma w telewizji, ten nie istnieje. Umer kilka lat temu doprowadziła też do edycji korespondencji Przybory i Agnieszki Osieckiej. Tom zatytułowany "Listy na wyczerpanym papierze" zyskał miano bestsellera, doczekał się adaptacji teatralnej, stając się dla mnie źródłem dodatkowych tropów. Niemniej klucz do opowiedzenia o Przyborze znalazłem przede wszystkim w jego twórczości. Znaczonej fenomenalną, prestidigitatorską wręcz znajomością języka polskiego, a jednocześnie obrazującej przeżycia i stany emocjonalne autora.

Przyborę znacznie bardziej kojarzono z małym ekranem, chociaż trampolinę kariery artystycznej stanowiło dlań radio.

- To jest tak, że ludzie telewizji traktują go jak swego, a osoby związane z radiofonią uważają, iż jednak więcej zdziałał w eterze. Skłaniam się ku tej drugiej wersji, bowiem teksty Przybory działają na wyobraźnię, o wiele bardziej wyczuwalną za sprawą magii fal radiowych. Ekran dla tak wysublimowanego humoru bywał niekiedy zbyt dosłowny. Kabaret Starszych Panów wiele zyskiwał dzięki wyśmienitym interpretacjom aktorskim. W teatrzyku radiowym Eterek zresztą też miały one miejsce (wspomnijmy kreacje: Ireny Kwiatkowskiej, Adama Mularczyka oraz Tadeusza Fijewskiego). Dodajmy, że Przybora terminował w Polskim Radiu - jako spiker! - jeszcze u schyłku II Rzeczypospolitej, po wojnie zrazu związał się z radiofonią bydgoską, gdzie powstała audycja satyryczna "Pokrzywy nad Brdą", w której jego muzycznym współpracownikiem był Kazimierz Serocki, później wybitny kompozytor tzw. muzyki poważnej. Bohater mojej książki już w radiu stał się przewodnikiem i kreatorem kulturowym radiosłuchaczy. O ile dobrze pamiętam, w chwili premiery Kabaretu Starszych Panów - rok 1958 - zarejestrowano w Polsce 85 tys. odbiorników. Jeżeli przyjmiemy, że programy oglądały całe rodziny wraz z sąsiadami, to liczba telewidzów obcujących z pierwszą - jak się później okazało - częścią serii pt. "Popołudnie Starszych Panów" nie przekroczyła miliona. Nowe medium z roku na rok stawało się popularniejsze, podobnie jak Starsi Panowie, kształtujący przez osiem lat gust telewizyjnej widowni. Wkład tego literacko-muzycznego tandemu w ukulturalnianie Polaków jest nie do przecenienia.

Akces Przybory do Polskiej Partii Robotniczej wynikał z koniunkturalizmu czy lęku? Bo chyba nie z przekonania?

- Nie wiem, czy był przekonanym członkiem "jedynej siły sprawczej narodu". W memuarach ujawnia, że do PPR wstąpił na prośbę swego mentora, szefa rozgłośni bydgoskiej, który uważał, iż "zaczłonkowanie w partii" pomoże Przyborze - "obciążonemu niesłusznym pochodzeniem klasowym" - w działalności artystycznej. Niebawem nastał socrealizm i nie dał się weń wprzęgnąć. Nie piętnował kułaków, bumelantów, dżolerów czy imperialistów, nie wychwalał przodowników pracy ani sztandarowych budowli epoki. Ba, tworzył teksty dalekie od obowiązujących schematów. Weźmy "Prysły zmysły" z roku 1950, pierwsze wykonanie Wiery Gran. Trzeba było być umysłowym straceńcem, aby napisać wtedy słowa piosenki tak silnie tchnącej erotyzmem, mogło to zakończyć jego przygodę z mikrofonem. Albo rumba "Manilla", powstała cztery lata później, traktująca o bananach, patatach, kokosach i innych dobrach w owym czasie dostępnych w PRL wyłącznie na ilustracjach.

Może cenzura nie zareagowała właśnie z uwagi na czerwoną legitymację towarzysza Przybory, skądinąd zwróconą po 12 latach. A jak pan ocenia jego udział w bizantyjskich rewiach TVP pod egidą Macieja Szczepańskiego?

- Ogląda się je dziś z niesmakiem i ze znużeniem właśnie z racji rozpasania. Feerii kolorów, blichtru kostiumowo-dekoracyjnego, przemykających tabunów roztańczonych girls. Xymena Zaniewska zwróciła mi uwagę, że kiedy pod koniec lat 70. przyszła propozycja kontynuacji Kabaretu Starszych Panów, wszyscy byli zachwyceni, ufając w możliwość reinkarnacji programu w zmodernizowanej technologii i bogatszej oprawie. Tymczasem owe elementy zaszkodziły - forma przytłoczyła treść. Odrębna kwestia, czy nie rozminięto się z potrzebami publiczności.

Po lekturze książki uznałem, że główną cechą Starszego Pana B. była kochliwość. Słusznie?

- No nie, to chyba pana męski punkt widzenia. Określiłbym Przyborę mianem człowieka romansowego. Przez jego życiorys przewinęła się niejedna niewiasta, a burzę uczuć nim targających uwiecznił piórem. Miał trzy żony. Z pierwszą, Marią Burską, przez dekadę śpiewającą w siostrzanym tercecie, doczekał się córki Marty, modelki i prezenterki. Z drugą, Jadwigą Berens, dziennikarką radiową, miał syna Konstantego, dziś rekina rynku reklamy. Ukojenie znalazł dopiero u boku scenograf, Alicji Wirth.

On był z przeszłością, ona po przejściach, że posłużę się słowami autorstwa obiektu bodaj największej namiętności bohatera książki...

- Niespełna trzyletni związek z Osiecką wydał piękny plon. Mam na myśli zarówno zawarte w ich listach pastisze własnych tekstów, jak i piosenki nowe, pokazujące temperaturę tej relacji, okupionej przez Przyborę huśtawką nastrojów. Spod jego ręki wyszły: "Nie zakocham się tej wiosny", "Bez ciebie jestem tak smutny" (inny tytuł "Wyznanie"), "Podła" oraz puentująca uczucie "W kawiarence Sułtan". Ona poświęciła mu song "Na całych jeziorach ty", nagrodzony na festiwalu opolskim.

Jako mąż sprawdził się dopiero w trzecim małżeństwie, jako ojciec nigdy?

- To był jego życiowy dramat. Sam się zastanawiam, czemu okazał się nieczułym tatą i nie potrafił zapanować - nie zadbać, bo pieniędzy mu nie brakowało - nad rodziną. Przypuszczam, że odezwało się tu własne dzieciństwo, szybko przerwane najpierw rozwodem rodziców, potem śmiercią ojca. Nie znalazł wsparcia ani w znacznie starszym rodzeństwie, ani w matce czy macosze. Braku ciepła ogniska domowego nie rekompensowały samochód z szoferem tudzież folwark. Bo pochodził z zamożnego rodu, niczego mu nie brakowało. Raz jeszcze się okazało, że pieniądze to nie wszystko. Nie poznawszy wzorca szczęśliwej rodziny, tym bardziej nie umiał jej stworzyć.

Miejscem na ziemi opisywanym przez ponad trzy dekady był Pacew. Urlopowałem dosłownie przez płot, więc pamiętam jego spacery z psem Packiem (rasy mix), zakupy u jarzynowej plantatorki Renaty Mackiewicz, korzystanie z usług lokalnej "złotej rączki" Kazimierza Rutki, wyprawy do rolników po mleko i nabiał...

- Uroki tej mazowieckiej wsi położonej na nadpilicznej skarpie, skąd rozpościera się zapierający dech w piersiach widok na bezkresne łąki, nierzadko pokryte kołdrą mgły, odkrył u progu lat 70. dzięki wypoczywającemu tam już wcześniej znajomemu małżeństwu scenograficzno-achitektonicznemu: Tula Popławska - Jan Muniak. Pani Alicja i pan Jeremi zakochali się w Pacewie od pierwszego wejrzenia i postanowili uwić tam sobie gniazdo. Dom z kominkiem i werandą, otoczony zagajnikiem oraz pieczołowicie pielęgnowanym przez gospodynię ogrodem, stanowił ich przystań od wczesnej wiosny do późnej jesieni.

Bywali tam i zimą. Choćby 13 grudnia 1981 r., która to data kończyła chyba aktywność twórczą gospodarza.

- Stan wojenny podciął skrzydła niejednemu twórcy, lecz na pewno nie jemu. Od polityki trzymał się z daleka. Czuł się już wówczas i spełniony, i wypalony. Rockowy boom, który nastał, zupełnie go nie pociągał, a zapotrzebowanie na typ humoru przezeń prezentowany zdawało się przemijać. Na dodatek trzy lata potem przedwcześnie odszedł Wasowski.

A jak to się stało, że Przybora został starostą kutnowskim?

- "Kutno okrutno" - napisał kiedyś w piosence, co mieszkańcy tego ważnego węzła kolejowego zapamiętali. Skojarzenie może nie było szczególnie sympatyczne, niemniej w jakimś sensie reklamowało miasto. Gdy przywrócono mu rangę powiatu, pojawił się pomysł nadania Przyborze tytułu honorowego starosty. Przyjął go z miłym zaskoczeniem. Piętnaście lat temu narodził się festiwal Stacja Kutno, oddający hołd patronowi poprzez przypominanie jego dorobku. A że był niemały, jest co "odkurzać".

***

Dariusz Michalski - dziennikarz prasowy, radiowy i telewizyjny, od półwiecza wytrawny kronikarz polskiej piosenki. Autor wielu książek, takich jak "Poletko pana Fogga", "jam jest Alina", "Kalina Jędrusik", "Krzysztof Klenczon, który przeszedł do historii", "Historia polskiej muzyki rozrywkowej".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji