Artykuły

Teatr widzą roześmiany

- W Kielcach trudno zdobyć sponsora na kulturę, sport nie ma tego problemu - mówi Mirosław Bieliński. Razem z żoną od niemal dwóch lat tworzy prywatny teatr TeTaTeT. Właśnie przenieśli się na nową scenę.

Rozmowa z Teresą Bielińską i Mirosławem Bielińskim [na zdjęciu], aktorami i twórcami teatru TeTaTeT:

MARCIN BATÓG: Skąd pomysł na założenie prywatnego teatru?

TERESA BIELIŃSKA: Już wcześniej zauważyliśmy, że jest taka luka w Kielcach, o charakterze rozrywkowo-komediowym, którą można zagospodarować. Sami bardzo lubimy tego typu spektakle. Widowni, i to w całej Polsce, też się podobają. Postanowiliśmy zaryzykować i zrobić pierwszy spektakl komediowy.

MIROSŁAW BIELIŃSKI: Zainspirowaliśmy się też naszymi kolegami z Rzeszowa, którzy stworzyli teatr Bo Tak w formie stowarzyszenia i pracują w tamtejszym Teatrze im. Wandy Siemaszkowej. Namawiali nas oni, a także przyjaciele z Kielc. Mówili: "Zróbcie coś, to jest potrzebne w Kielcach, na pewno się uda".

Była luka, a w artystycznej duszy też niedosyt?

M.B.: W Teatrze im. Stefana Żeromskiego zmieniła się linia repertuarowa. Skupiono się na współpracy z młodymi artystami, a my znaleźliśmy się na bocznym torze. Od lat ten pomysł chodził nam po głowie. Zawodowo reżyserią zajmuję się od dawna, wyreżyserowałem trzy spektakle w Teatrze Żeromskiego. I tak pomyśleliśmy, że możemy zacząć coś swojego.

T.B.: Zaczęliśmy od spektaklu "Umrzeć ze śmiechu". Musieliśmy się postarać o wszystko. Przede wszystkim był problem sceny. Bo można mieć zapał, tylko trzeba mieć gdzie zagrać.

Poszukiwania jej były na końcu?

T.B.: To wszystko szło równolegle. Rozmawialiśmy o Małej Scenie w Kieleckim Centrum Kultury, próby robiliśmy w Wojewódzkim Domu Kultury, na Małej Scenie w Teatrze im. Żeromskiego. W tych miejscach spotykaliśmy się między swoimi innymi obowiązkami. Ale te sceny były dość obłożone, a my chcieliśmy spektakl wystawić. I tak trafiliśmy do Kieleckiego Centrum Biznesu. Chcieliśmy tam przeprowadzać próby, więc trzeba było uzupełnić sprzęt i oko-tarowanie. Bo tamtejsza scena nie jest typowo teatralna. Wszystko się udało, w maju 2018 r. odbyła się premiera, która publiczności się spodobała. I już nas korciło, by zrobić coś kolejnego.

M.B.: Pojawiały się pytania: "A kiedy coś następnego?". A produkcja spektaklu to nie są małe pieniądze. Oczywiście, że robimy to po absolutnie minimalnych kosztach, koledzy się zgadzają na tę pracę, dlatego chcemy zagrać jak najwięcej razy, by ich wkład się zwrócił. Bo nas nie stać, by zapłacić im za przygotowanie do roli. W teatrach aktor podpisuje kontrakt na rolę, za przygotowanie otrzymuje określoną kwotę, a kolejną za spektakle. A u nas przygotowanie roli jest w ramach wolontariatu. Razem podejmujemy ryzyko, że jak się widzom nie spodoba, to nie zarobimy.

Czemu akurat komedie i lżejsze sztuki?

M.B.: Bo tego potrzebują ludzie. I sami lubimy się śmiać. Ja uwielbiam grać w farsach, jestem typowym sangwinikiem. Nigdy nie spotkałem kogoś, kto by powiedział: "A co mi pan poleci w teatrze, ale tak, żeby mnie bardzo zdołowało". Za to zdanie: "Mam już tyle problemów w życiu, że chcę się odprężyć, uśmiać i zapomnieć o tym wszystkim" pada bardzo często. Poza tym to się sprzeda. Musimy myśleć o tym jak o produkcie, bo inaczej nie zarobimy na następne produkcje. Jako stowarzyszenie chcemy też poruszać tematy ważne. Jesteśmy aktorami, więc wypowiadamy się przez teatr. Dlatego 29 lutego będzie premiera spektaklu Anny Iwasiuty-Dudek pt. "Bóg jest kobietą o jednej piersi", który dotyczy chorób nowotworowych.

T.B.: Teatr im. Żeromskiego spełnia inną funkcję [niż komediowa - przyp. red.]. Oferuje spektakle poważne, dające dużo do myślenia, ciężkie, trudne. Takie też są bardzo potrzebne.

Z tyłu głowy trzeba mieć myśl, że teatr to też biznes.

M.B.: Jako stowarzyszenie musimy zarobić na reklamę, opłacić salę. Ze sceny w KCK korzystamy odpłatnie, na podstawie umowy opartej na współpracy. Dyrekcja i pracownicy Kieleckiego Centrum Kultury są bardzo pomocni i przychylni naszemu teatrowi, znaleźliśmy się tam dzięki zaproszeniu od [dyrektor] Augustyny Nowackiej. Jednakże poza życzliwością ludzi i naszych partnerów są jeszcze kwestie, których nie przeskoczymy, jak tantiemy, prawa autorskie, gaże aktorów, scenografia, kostiumy itp.

Powiedział pan kiedyś, że to koszt ok. 60 tys. zł.

M.B.: To minimum, a my schodzimy nawet poniżej.

Finansowo wychodzicie na prostą?

M.B.: Nie mamy długów.

Dywidendy nie wypłacacie?

T.B.: Nie wiem, czy kiedykolwiek do tego dojdzie (śmiech). My chcemy robić teatr dla ludzi.

Czy ten biznes się opłaca?

T.B.: Nie mówimy jeszcze o opłacalności, bo działamy za krótko. Za jakiś czas ocenimy, czy się opłacało. Wszystko zależy od liczby sprzedanych biletów. To widzowie decydują. Zdobyliśmy sponsora strategicznego, czyli Galerię Echo, jesteśmy wdzięczni, staramy się o granty, dwa spektakle udało się zrobić dzięki nim. Jednak nie można wszystkiego przełożyć na pieniądze. Robimy to, co lubimy, a skoro podoba się to publiczności, to wierzymy, że nasza praca ma sens.

Spotykacie się też z reakcją: "W Kielcach? Na kulturę? Przecież to się nie uda".

M.B.: Cały czas to słyszymy. W Kielcach trudno zdobyć sponsora na kulturę, sport nie ma tego problemu.

T.B.: Przyjaciele prowadzący podobne teatry mówili, że dwa-trzy lata to ciężka praca. I tak jest.

Nowa lokalizacja to kolejny etap rozwoju?

M.B.: Na pewno tak. Choć bardzo ciepło wspominamy KCB. Początkowo traktowano nas tam z rezerwą. A gdy zobaczono efekt, reakcję widowni i że to wychodzi, to się przekonano. Ale teraz czas na nowe miejsce, mamy nową przestrzeń. Chcemy tworzyć nową jakość i ciągle się rozwijać.

T.B.: Był stres przed pierwszym spektaklem, że się słabo sprzeda, że się nie przyjmie. Zresztą taka niepewność jest zawsze przed każdym, który wpisujemy w repertuar. U nas, gdy się widownia odpowiednio nie zapełni, to kwotę, którą możemy odłożyć na kolejną realizację, musimy wydać, by wszystko opłacić. Teatr publiczny zawsze się utrzyma. A jeśli do naszego widz nie przyjdzie, to leżymy.

Następny etap to Duża Scena KCK?

T.B.: Nie, nie, nie!

M.B.: Nie wykluczam, mam kilka pomysłów, ale na pewno w formule współpracy.

T.B.: My wolimy być "tetatet" z widzem.

To tutaj już bliżej się chyba nie da.

T.B.: Mieliśmy stres przed pierwszym spektaklem, bo w KCB były inne warunki, np. większa odległość od widza. Wyszło jednak bardzo fajnie. Widownia nie jest duża, scena nie jest jakaś ogromna, ale bardzo klimatyczna. Jest dobrze wyposażona pod względem oświetlenia i nagłośnienia, akustyka jest znakomita. Gdy ta widownia będzie zapełniona, to dla nas będzie cudownie.

---

Na nowej scenie w KCK

Spektakl pt. "Prawda" autorstwa Floriana Zellera to pierwsza premiera kieleckiego Teatru TeTaTeT, która wystawiona zostanie na Małej Scenie KCK. Wyreżyserowali ją Mirosław Bieliński oraz Dawid Żłobiński. Sztuka jest komedią małżeńską, opowiada o dwóch zaprzyjaźnionych małżeństwach, porusza też tematykę moralności, uczciwości wobec siebie i innych. Również widzowie są prowokowani do takich przemyśleń.

W lutym odbędą się cztery spektakle, na żaden nie ma już biletów. Są na te marcowe. Do kupienia m.in. przez portal kupbilecik.pl w cenie od 30 do 50 zł.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji