Artykuły

Znośna lekkość teatralnego (po)bytu

"Bonsai" i "So Beautiful" Teatru Dada von Bzdülöw z Gdańska na Biennale Tańca Współczesnego w Poznaniu. Pisze Marta Kaźmierska w Gazecie Wyborczej - Poznań.

Co mogą pokazać publiczności facet w gaciach i babka w szpilkach w epoce flaków wylewających się z ekranów telewizorów i pornografii rodem ze stron WWW?

Ano, coś jednak mogą. Sęk w tym, by nie przesadzali w żadną stronę: z negliżem, z farsowością, z patosem. By nie sprzedawali banałów pod płaszczem wielkiej sztuki - tak wielkiej, że aż bełkotliwej. Tą twórczą świadomość mają Leszek Bzdyl i Katarzyna Chmielewska z Teatru Dada von Bzdülöw. W niedzielny wieczór w Teatrze Ósmego Dnia pokazali w ramach Biennale Tańca Współczesnego dwa spektakle: "Bonsai" i "So beautiful". Dobrze przedtem przemyśleli każdy sceniczny ruch, każdy pozornie prosty i przypadkowy gest, grymas, upadek, skok. Także brzydotę, której nie bali się obnażyć. Oni, tancerze, którzy we wciąż pokutującym przeświadczeniu obcować powinni przecież głównie z pięknem.

Tu nie ma tak prosto. W spektaklu "Bonsai" Leszek Badyl właściwie nie tańczy. On się mocuje - z koszulą, ze spodniami, ze slipkami. Z własnym ciałem, które jest dla niego narzędziem i pułapką jednocześnie. Jest niezdarny, śmieszny, zwłaszcza wtedy, gdy próbuje być poważny. Tu częstuje nas zabawnie wykrzywioną stopą, tam pośladkami, spiętymi niczym w posągu antycznego herosa. Właściwie - nic takiego. Konkluzja jest nieunikniona: siebie nie przeskoczy. Więc z siebie po trosze kpi.

Katarzyna Chmielewska w spektaklu "So beautiful" wychodzi na scenę w niemal przezroczystej, łososiowej sukience, już na samym początku prześwietla ją reflektor. Przez kilkanaście minut tancerka przewraca się po scenie jak plastikowa lalka, to kusi i wabi, to odrzuca swym infantylizmem. Pada na kolana niczym piesek, po chwili wstaje, pochyla się wyzywająco w stronę publiczności. Rytmiczne ruchy, skrępowane z tyłu ręce nie pozostawiają wątpliwości, czemu się oddaje i poddaje. Czy jest jej dobrze? Wyraz twarzy mówi, że owszem. - Kłamie? - pytam sama siebie. I w tym momencie tancerka zrzuca szpilki - symbol seksualności i zniewolenia. Dopiero teraz widać, jak bardzo karykaturalne było to, co robiła do tej pory. Sama wbiła się w ten schemat? Jeśli tak - to czy zrobiła to świadomie?

Zespół Dada von Bzdülöw nie wstrząsnął może sumieniami, po spektaklach nie było burzy oklasków. Po ostatnim ukłonie zrobiło się raczej lekko niż ciężko na duszy. Widzowie wychodzili jednak niespiesznie. - Niektórzy od rana pobiegną na warsztaty tańca - kreśliłam w głowie obraz następnego dnia. Inni - myślałam dalej - z mniejszym lub większym przekonaniem wpasują się w swoje codzienne role: dzieci i rodziców, żon i mężów, kochanek i kochanków. Chłopców i dziewczynek. Szarych i kolorowych obywateli. Nie zawsze artystów w swoim fachu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji